Nie zwiastować, lecz zapobiegać
Tytuł niniejszego artykułu (“Rozróba wisi w powietrzu”) brzmi skrajnie pesymistycznie, żeby nie powiedzieć: kasandrycznie. Wbrew pozorom, nie piszę tego tekstu po to, aby przekonać Polaków o nieuchronności zadymy 11 listopada 2012 r., tylko po to, aby tej zadymie zapobiec. Wszyscy pamiętamy, co się wydarzyło w ubiegłym roku oraz dwa lata temu. Każdy z nas wie, do czego doprowadziła konfrontacja dwóch przeciwstawnych sił politycznych, które wyszły wówczas na ulice, by zaprezentować światu swoje wartości i przekonania.
Narodowa prawica, będąca matką Marszu Niepodległości, uczyniła listopadowe święto okazją do zamanifestowania uczuć patriotycznych. Postępowa lewica, skupiona wokół Porozumienia 11 Listopada, zorganizowała zaś blokadę MN. Zrobiła to nie tyle w celu potępienia patriotyzmu, ile dla wyrażenia sprzeciwu wobec działalności narodowych radykałów, tak licznie uczestniczących w warszawskim pochodzie. Marsz Niepodległości i jego blokada przywodziły na myśl dwie wrogie armie znajdujące się w tym samym miejscu i w tym samym czasie.
Szkody i krzywdy
Nikt nie był zaskoczony faktem, że podczas spotkania narodowych prawicowców z postępowymi lewicowcami obu stronom puszczały nerwy. Zaskakujący był za to ogrom szkód i krzywd, który stanowił materializację negatywnych emocji, towarzyszących skłóconym opcjom światopoglądowym. Wyzwiska i rękoczyny, wybuchy gniewu i okrzyki bólu – te dantejskie sceny sprawiały, że miasto Warsa i Sawy przypominało piekło na ziemi. W 2010 roku grupa lewicowców przebrała się za więźniów KL Auschwitz, żeby uświadomić Polakom, czym grozi szowinizm, rasizm, etnocentryzm i ksenofobia.
Prawicowcy poczuli się wówczas zranieni i zniesławieni, albowiem narodowcy również walczyli z hitlerowskim najeźdźcą i byli zamykani w obozach koncentracyjnych (Jan Mosdorf, ideolog Obozu Narodowo-Radykalnego “ABC”, trafił do lagru w Oświęcimiu. Został tam zamordowany, bo – wbrew zakazowi nazistów – pomagał jeńcom narodowości żydowskiej). W 2011 roku doszło do totalnej, ulicznej bitwy, której symbolem stało się nagranie video, przedstawiające podpalony wóz transmisyjny TVN-u. Dużo złego uczynili polscy kibole, a także działacze niemieckiej antify, których ktoś sprowadził do Polski jak Konrad Mazowiecki Krzyżaków.
Każdy inny, wszyscy Polacy
11. 11. 11. był dniem porażki narodowej. Zaprzeczeniem tego wszystkiego, co oznacza Święto Niepodległości, czyli najważniejszy dzień w polskim kalendarzu. 11 listopada, rocznica zmartwychwstania wolnej Rzeczypospolitej, to data radosna i optymistyczna. Omawiane święto istnieje po to, żeby Polacy mogli wspólnie wspominać sukces, który udało się osiągnąć w roku 1918. Odzyskanie niepodległości było dziełem osób o najrozmaitszych poglądach politycznych: od lewicowców (Józef Piłsudski, Ignacy Daszyński), przez centrowców (Wincenty Witos, Wojciech Korfanty), aż po prawicowców (Roman Dmowski, Władysław Grabski).
Na początku XX wieku Polacy, mimo różnic światopoglądowych i konfliktów personalnych, potrafili dążyć do wspólnego celu. Socjaliści szli ramię w ramię z narodowcami, ludowcy i chadecy kroczyli tą samą ścieżką. Wszyscy wiedzieli, że chociaż snują różne wizje państwa i społeczeństwa, to stanowią jedność – organizm narodowy, w którym pojedyncze komórki budują nierozerwalną całość. Każdy inny, wszyscy Polacy. Zróżnicowani, nierzadko rywalizujący ze sobą, ale połączeni biało-czerwoną nicią polskości. Czy nasz Naród jeszcze pamięta, że jest wielką rodziną, której należy się pokój i wewnętrzna harmonia?
Świecka wigilia
Święto Niepodległości powinno być dniem narodowego pojednania. Czymś w rodzaju świeckiej, patriotycznej wigilii, podczas której Polacy zapominają o podziałach oraz przebaczają sobie kłótnie i nieporozumienia, do których dochodziło przez ostatnie 12 miesięcy. Rocznica odzyskania wolności winna być czasem magicznym, w którym wszyscy mówią ludzkim głosem, a nie językiem nienawiści. Przedstawiciele różnych grup społecznych, związków wyznaniowych, partii politycznych i opcji światopoglądowych powinni zasiadać przy wspólnym (najlepiej okrągłym) stole, aby w pogodnej, świątecznej atmosferze rozmawiać o tym, co ich łączy i stawia pod jednym sztandarem.
Tego dnia winny gasnąć spory o Smoleńsk, o aborcję, o sztuczne zapłodnienia, o krzyż w sali sejmowej, o status ziemi śląskiej i o inne nierozstrzygnięte kwestie. Z polskiego słownika powinny znikać wyrazy takie, jak “faszyści”, “mohery”, “katole”, “oszołomy”, “pedały”, “zboczeńcy”, “komuchy” czy “lemingi“. Nikt nie powinien być wyśmiewany, dyskryminowany, demonizowany ani obrzucany bezpodstawnymi oskarżeniami. Każda jednostka winna otrzymywać życzliwość i dzielić się nią z innymi. Potrzebne jest skupienie wokół pozytywnych wartości, a nie zjednoczenie w obliczu wspólnego wroga, bo to ostatnie zawsze kończy się awanturami i rozłamami. 11 listopada byłby idealny, gdyby przebiegał w miłej atmosferze, dzięki której dałoby się mówić o święcie wszystkich Polaków.
Kochać i okazywać dobroć
“Wszystkich”, czyli wierzących i niewierzących, konserwatywnych i liberalnych, wolnorynkowych i etatystycznych, nacjonalistycznych i internacjonalistycznych, tradycjonalistycznych i reformistycznych, heteroseksualnych i homoseksualnych, aseksualnych i panseksualnych, cispłciowych i transpłciowych, proamerykańskich i prorosyjskich, militarystycznych i pacyfistycznych, spożywających mięso i praktykujących weganizm, zwalczających używki i palących marihuanę. Każdy Polak, niezależnie od jakichkolwiek czynników, powinien czuć, że Święto Niepodległości to właśnie jego dzień.
Korwiniści winni okazywać dobroć socjaldemokratom, feministki księżom, wyborcy Kaczyńskiego wyborcom Tuska, czytelnicy “Krytyki Politycznej” czytelnikom “Frondy”, wojujący ateiści ortodoksyjnym muzułmanom, narodowi radykałowie osobom LGBTQ, euroentuzjaści eurosceptykom, zwolennicy Rydzyka zwolennikom Michnika itd. 11 listopada każdy powinien sobie uzmysławiać, że jego przeciwnik ideologiczny to też Polak, a zatem rodzony brat, którego trzeba bezwarunkowo miłować (nawet, jeśli czasem jest irytujący lub postępuje w niezrozumiały sposób). W Święto Niepodległości powinno się słyszeć nie tylko “Kocham Cię, Polsko!”, ale także “Kocham Cię, Polaku!”. Bo Ojczyzna bez Narodu jest jak Naród bez Ojczyzny.
Polska dla (wszystkich) Polaków!
Rodacy, sprawa jest jasna: jeśli nie staniemy się zdrową wspólnotą, to poniesiemy klęskę. Każda grupa, dręczona wewnętrznymi niesnaskami i antagonizmami, ulega osłabieniu i zepsuciu. Mówię tu m.in. o grupie narodowej. To, co nas gubi, to zadufanie w sobie, przekonanie o posiadaniu “jedynej słusznej” wizji świata, lekceważenie drugiego człowieka i zamknięcie na jego spostrzeżenia, przemyślenia, pragnienia, potrzeby, pomysły. Myślimy wyłącznie o sobie, względnie o swojej partii lub organizacji. Brakuje nam myślenia narodowego, które – wykraczając poza egoizm i partykularyzm – obejmuje całą społeczność Polaków.
Musimy postrzegać siebie w kontekście Narodu, który składa się zarówno z ludzi podobnych do nas, jak i z osób będących naszymi przeciwieństwami. Powinniśmy się martwić nie tylko o to, co będzie z nami i naszą ferajną, ale również o to, co będzie z całą, wielomilionową zbiorowością Polaków. Ważne jest też to, żebyśmy się pozbyli nawyku zawłaszczania polskości, który jest podły i bezsensowny. Ojczyzna to dobro wspólne, a nie własność prywatna jakiejkolwiek osoby fizycznej lub prawnej. Polska jest dla wszystkich Polaków, nie zaś dla “krewnych i znajomych królika”.
Patriotyczna pobudka
Wszyscy członkowie Narodu Polskiego mają równe prawo do Polski. Ten Kraj jest – w jednakowym stopniu – własnością Przemka z ONR i lewicującego wegetarianina Łukasza. Sedewakantysta Jerzy, buddysta Cyryl, agrarysta Maciej i leseferysta Zbigniew są tak samo ważni jak paleolibertarianin Grzegorz, monarchista Bartosz, antyglobalista Andrzej i syndykalista Dariusz. Jesteśmy Narodem, zbiorem jednostek połączonych w całość, zachwycającą grafiką złożoną z milionów kolorowych pikseli. Obudźmy się, zmieńmy kurs, a możliwe, że w tym roku uda nam się uniknąć rozwałki z okazji Święta Niepodległości!
Natalia Julia Nowak
(Narodowa SocjalDemokracja)
16-19 października 2012 r.
PS. Przypomina mi się ostatnia scena filmu “Metropolis” Fritza Langa. Dwie skłócone klasy społeczne, Inteligenci (Umysł) i Robotnicy (Dłonie), zawierają rozejm. Pojednanie jest niespodziewanym, szczęśliwym zakończeniem wcześniejszej rewolucji. W ostatnim kadrze widzimy morał “Pośrednikiem między Umysłem a Dłońmi musi być Serce”. Słowa te można sparafrazować następująco: “Pośrednikiem między Lewicowcami a Narodowcami musi być Lewica Narodowa (Nar-SocDem)”.