Mad Dog mnie zainspirował, napisał piękny, smutny i przejmujący tekst o Bieszczadach i o pani Marii, Łukasz Warzecha mnie zainspirował, napisał niefajny tekst o WOŚP, w którym poza pseudobuntem, brakiem argumentów i niechęcią do Owsiaka wiele innych składników nie znajdziemy.
Ja chciałem więc wszystkim opisać postać, której miałem okazję słuchać przez kilka godzin jakieś półtora roku temu, na rekolekcjach kilkudniowych w Rzeszowie. Postać ta to s. Małgorzata Chmielewska, osoba cudowna, mądra i kochająca.
Osoba, której sensem życia nie jest Kościół, nie religia, nie obrzędy nie tradycja, sensem życia dla niej jest Chrystus. Nie Chrystus abstrakcyjny, Chrystus, który jest w każdym człowieku, szczególnie w tym poniżonym. Ona widzi Chrystusa w pijaku, w zarzyganym, chorym i obrzydliwym wraku człowieka, który jest dla niej obrazem Chrystusa. Widzi go w niepełnosprawnym dziecku, w bezrobotnym, w narkomanie, w prostytutce.
Małgorzata Chmielewska opowiadała pięknie, mądrze, wzruszająco. O Piotrusiu, swoim adoptowanym synu, dziecku chorym na Zespół Downa, które wręczało kwiaty biskupowi na jakiejś uroczystości. Wielu było oburzonych, no jak to tu ważna osobistość, a tu taki ktoś do biskupa jest dopuszczany.
O Owsiaku, który bez proszenia w trudnej sytuacji dostarczył jej transport pampersów prawie natychmiast, by dla chorych starczyło.
O jakimś podopiecznym jej fundacji, który pierwszy raz w swoim życiu poczuł się potrzebny i całą noc czuwał przy kimś bardzo chorym i umierającym.
Opowieści było dużo, świadectwo piękne, gdyby było więcej takich osób, to może bym nie tyle zaczął wierzyć w Boga, co myśleć, że istnienie religii jest jakoś sensowne( chociaż w jej przypadku zamiast słowa religia, powinniśmy mówić ,,wiara")
Wszystko by było fajnie, gdyby nie jeden szkopuł. Wychodzę z kościoła w któryś dzień i słyszę dwóch chłopaków, którzy też przed chwilą wyszli z rekolekcji i rozmawiają:
,,Dziwna jakaś, o downach opowiada".
Mówią to z pogardą, zdziwieniem, niezrozumieniem.
Smutno mi się zrobiło, poczułem, że to co miało do nich trafić, chyba nie trafiło.
kobiet itd.
NB fajny post
Czytam ten wpis i podniesiony na duchu czuję ulgę, że są ludzie, którzy mają biegunowo odmienne spojrzenie od tego, które widoczne jest w nieszczęśnym texcie pana Łukasza Warzechy nt. orkiestry.
...jesteś, że tylko dwóch takich spotkałeś. Ja ich nazywam "polskimi katolikami". Ci byli młodzi, więc może po prostu głupi jeszcze.
Pozdrawiam
dzięki za ten tekst, jestem na Salonie nowy, ale już mi jakoś cieplej na sercu, że piszą tu też ludzie nie tylko o polityce, opowiadający tak jak Ty czy Mad Dog
Zazdroszczę Ci, że mogłeś słuchać siostry Chmielewskiej. Ale koniec Twojego wpisu jest smutny. A przecież nikt nie wie jak te słowa odbierają inni ludzie, jakie struny zostają w ich sercach poruszone, jakie doświadczenia z przeszłości przywołane. Najważniejsze, że takie słowa padły. Co z nich wyrośnie to już zupełnie inna opowieść (bywa, że znacznie dłuższa, ale i przez to bardziej owocna).
Nie przejmuj się tak słowami, które skierował jeden kolega do drugiego. One nie muszą oznaczać, że nic do nich nie trafiło. Może po prostu po raz pierwszy usłyszeli, że można mówić w taki sposób o chorych, o innych. Następnym razem już będą inaczej reagowali (daj Boże).
Tak czy inaczej zostawmy trochę miejsca i czasu Temu, w imię którego się tam spotkaliście.
Czołem
Pikne, panie, pikne... Tak sobie myślę, że- o ile jest- Jezus pojawiłby się na Ziemi, mógłby przeżyć straszne rozczarowanie podczas spotkania ze swoimi wyznawcami.
mówić, słuchać, pisać, opowiadać...warto czasem sie zatrzymać.
nie warto przejmować się głupkami.
pzdr.
super wpis