Ornette...

Ornette...

... Coleman to miał pomysł na muzykę! Po tych wszystkich niesamowicie skomplikowanych harmoniach (a wiem coś o tym, choć się w tym oczywiście gubię) - po prostu grać na plastikowym saksofonku prościutkie melodyjki! Gdyby to nie był JAZZ i eksperci by tego dzień w dzień nie potwierdzali, to każdy jazzfan po prostu by splunął z obrzydzenia. ;-) To tak jak z basem w dzisiejszym jazzie - kiedyś grali różne pochody i figury. Teraz basista, jeśli gra na gitarze basowej, albo robi efekty dźwiękowe przez różne sztuczki z uderzaniem i szarpaniem, plus oczywiście wszystkie te elektroniczne bajery... Jeśli zaś gra na normalnym basie, to - klękajcie narody! - brząka sobie melodyjki, jakby to było powiedzmy ukulele, tylko o trzy oktawy niżej. Że też nikt na to wcześniej nie wpadł! Chłopaki już od nowoorleańskiego stylu grali jakieś tam kwinty i prymy, a tutaj starczyło sobie pomalutku grać melodyjkę. Jeśli nawet będzie nieczysto, to i tak 98% słuchaczy tego nie zauważy. Pozdrawiam jazzowym pozdrowieniem choć mi od dawna, z małymi wyjątkami, wychudło ----------------- triarius
Płyta jazzowa na Gwiazdkę By: Robred (4 komentarzy) 20 grudzień, 2007 - 15:42