Wczoraj już nie byłem w stanie odpowiedzieć na Twój obszerny komentarz. Dwa dni wcześniej telewizja publiczne zadbała o to bym nie mógł normalnie funkcjonować puszczając film o Imre Nagy między 1 a 3 w nocy.
A nie chciałem pisać komentarza byle jak.
Otóż na sam początek ważne wyjaśnienie – wpływ chrześcijaństwa na sferę publiczną nie jest tożsamy z państwem wyznaniowym. Z państwem wyznaniowym mamy do czynienia wówczas, gdy normy danego Kościoła stają się normami powszechnie obowiązującymi, to jest państwo inkorporuje je do porządku powszechnie obowiązującego. I to by mi się nie podobało.
Ale już jednak istnienie organizacji stowarzyszeń czy fundacji, z których zdaniem w debacie publicznej należy się liczyć jest jak najbardziej wskazane.
Przykład – uregulowania prawne dotyczące aborcji w Polsce są pewnym kompromisem wynegocjowanym między kościołem a państwem. Gdyby nie udział strony kościelnej w debacie mielibyśmy też aborcję ze względów społecznych. Gdyby zaś nie ograniczenia ze strony państwa aborcja byłaby zakazana całkowicie.
Wpisanie natomiast do traktatu reformującego odwołania do chrześcijaństwa, a właściwie frazy, że Europa została ukształtowana między innymi przez chrześcijaństwo byłoby tylko stwierdzeniem faktu. Turcja czy państwa Afryki Północnej, których przyjęcie w odległej przyszłości do UE jest możliwe nic do naszego dziedzictwa nie wniosły. Ten zapis w żaden sposób nie wywyższałby chrześcijaństwa, nie czynił by jego norm prawem obowiązującym nie tylko nowo przyjętych Turków, ale także obywateli innych wyznań czy też w ogóle nie wierzących.
Co zaś do różnic między Francją a Niemcami rzecz sprowadza się do klimatu, atmosfery w stosunkach państwo – kościół. W Niemczech istnieje partia chrześcijańsko – demokratyczna, we Francji natomiast nawet prawica krępuję się jakichkolwiek odwołań do chrześcijaństwa. We Francji Kościół kojarzy się z instytucją opresyjną, wrogą człowiekowi i jego wolności, tłamszącą wręcz jego wolność. To wszystko jest dziedzictwem Wielkiej Rewolucji Francuskiej podczas której w Wandei i w Bretanii mordowano nie tylko księży, ale zwykłych ludzi, katolików, którzy ośmielili się przeciwstawić rewolucji. Ten nastrój wrogości wobec kościoła utrzymuje się właściwie do dziś w odpowiednich proporcjach oczywiście.
Nie twierdzę też, że czymś pozytywnym jest chrześcijaństwo masowe. Sądzę, że im wyznawców jest mniej, tym ich wiara głębsza, prawdziwsza. Wiara w Polsce choć masowa wydaje się być emocjonalna, w gruncie rzeczy jawi się bardziej zwyczajem niż wiarą.
Najbardziej zależy mi natomiast na tym, by owe chrześcijaństwo było widoczne w zwykłych relacjach międzyludzkich, Europa się strasznie zmaterializowała, zobojętniła. Przy czym nie uważam, że chrześcijaństwo może być jedyną siłą, która może Europę ożywić, odnowić, mogą to być jakiekolwiek wartości, które wymiar międzyludzki przenoszą ponad pragmatyzm i psychologiczną technikę.
Szeryfie
Wczoraj już nie byłem w stanie odpowiedzieć na Twój obszerny komentarz. Dwa dni wcześniej telewizja publiczne zadbała o to bym nie mógł normalnie funkcjonować puszczając film o Imre Nagy między 1 a 3 w nocy.
A nie chciałem pisać komentarza byle jak.
Otóż na sam początek ważne wyjaśnienie – wpływ chrześcijaństwa na sferę publiczną nie jest tożsamy z państwem wyznaniowym. Z państwem wyznaniowym mamy do czynienia wówczas, gdy normy danego Kościoła stają się normami powszechnie obowiązującymi, to jest państwo inkorporuje je do porządku powszechnie obowiązującego. I to by mi się nie podobało.
Ale już jednak istnienie organizacji stowarzyszeń czy fundacji, z których zdaniem w debacie publicznej należy się liczyć jest jak najbardziej wskazane.
Przykład – uregulowania prawne dotyczące aborcji w Polsce są pewnym kompromisem wynegocjowanym między kościołem a państwem. Gdyby nie udział strony kościelnej w debacie mielibyśmy też aborcję ze względów społecznych. Gdyby zaś nie ograniczenia ze strony państwa aborcja byłaby zakazana całkowicie.
Wpisanie natomiast do traktatu reformującego odwołania do chrześcijaństwa, a właściwie frazy, że Europa została ukształtowana między innymi przez chrześcijaństwo byłoby tylko stwierdzeniem faktu. Turcja czy państwa Afryki Północnej, których przyjęcie w odległej przyszłości do UE jest możliwe nic do naszego dziedzictwa nie wniosły. Ten zapis w żaden sposób nie wywyższałby chrześcijaństwa, nie czynił by jego norm prawem obowiązującym nie tylko nowo przyjętych Turków, ale także obywateli innych wyznań czy też w ogóle nie wierzących.
Co zaś do różnic między Francją a Niemcami rzecz sprowadza się do klimatu, atmosfery w stosunkach państwo – kościół. W Niemczech istnieje partia chrześcijańsko – demokratyczna, we Francji natomiast nawet prawica krępuję się jakichkolwiek odwołań do chrześcijaństwa. We Francji Kościół kojarzy się z instytucją opresyjną, wrogą człowiekowi i jego wolności, tłamszącą wręcz jego wolność. To wszystko jest dziedzictwem Wielkiej Rewolucji Francuskiej podczas której w Wandei i w Bretanii mordowano nie tylko księży, ale zwykłych ludzi, katolików, którzy ośmielili się przeciwstawić rewolucji. Ten nastrój wrogości wobec kościoła utrzymuje się właściwie do dziś w odpowiednich proporcjach oczywiście.
Nie twierdzę też, że czymś pozytywnym jest chrześcijaństwo masowe. Sądzę, że im wyznawców jest mniej, tym ich wiara głębsza, prawdziwsza. Wiara w Polsce choć masowa wydaje się być emocjonalna, w gruncie rzeczy jawi się bardziej zwyczajem niż wiarą.
Najbardziej zależy mi natomiast na tym, by owe chrześcijaństwo było widoczne w zwykłych relacjach międzyludzkich, Europa się strasznie zmaterializowała, zobojętniła. Przy czym nie uważam, że chrześcijaństwo może być jedyną siłą, która może Europę ożywić, odnowić, mogą to być jakiekolwiek wartości, które wymiar międzyludzki przenoszą ponad pragmatyzm i psychologiczną technikę.
wenhrin -- 29.12.2007 - 17:07