Pierwsza, ważniejsza: nie miałbym nic przeciwko temu, żeby powstały filmy o Wiedniu, albo o rotmistrzu Pileckim. Więcej nawet – było by wspaniale gdyby powstały i gdyby były tak zrobione, że ludzie (i Tu i Tam) szli by na te filmy sami z siebie, a nie w ramach obowiązku szkolnego. Od siebie bym jeszcze dołożył Kircholm, choć to takie nie pod drodze całkiem dzisiaj. Dobrych filmów o historii Polski nigdy dość. Nie widzę nic zabawnego w dążeniu do tworzenia takich filmów, które mówiłyby o tym co w tej historii piękne, pouczające i zwycięskie.
Druga, mniej ważna: co do Mela Gibsona, którego lubię jako aktora i cenię jako reżysera. Otóż w S., przed wojną japońską, miejscowy swat swatał córkę krawca Weinbranda z księciem Walii. I sprawę miał na 50% załatwioną, bo Weinbrand się zgadzał.
Proszę wybaczyć stary szmonces.
Dwie sprawy.
Pierwsza, ważniejsza: nie miałbym nic przeciwko temu, żeby powstały filmy o Wiedniu, albo o rotmistrzu Pileckim. Więcej nawet – było by wspaniale gdyby powstały i gdyby były tak zrobione, że ludzie (i Tu i Tam) szli by na te filmy sami z siebie, a nie w ramach obowiązku szkolnego. Od siebie bym jeszcze dołożył Kircholm, choć to takie nie pod drodze całkiem dzisiaj. Dobrych filmów o historii Polski nigdy dość. Nie widzę nic zabawnego w dążeniu do tworzenia takich filmów, które mówiłyby o tym co w tej historii piękne, pouczające i zwycięskie.
Druga, mniej ważna: co do Mela Gibsona, którego lubię jako aktora i cenię jako reżysera. Otóż w S., przed wojną japońską, miejscowy swat swatał córkę krawca Weinbranda z księciem Walii. I sprawę miał na 50% załatwioną, bo Weinbrand się zgadzał.
yayco -- 07.01.2008 - 15:41Proszę wybaczyć stary szmonces.