@ JOTESZ

@ JOTESZ

Alez oczywiście – zamieszczając ten tekst kierowałem się również swoim zawstydzeniem faktem, że nie potrafię tak rzeczowo i spokojnie, a jednocześnie stanowczo i bezkompromisowo opisać swoich odczuć dot. debaty nad “Strachem”.

Jednak nie zmienia to faktu, że ten recenzująco-polemiczny tekst M. Kozłowskiego został napisany po wydaniu książki w USA w 2006 roku, A NIE TERAZ, w czasie tej burzy wokół Grossa. Pozwala to z dystansu przyjrzeć się “Strachowi” i jednak, pomimo wszystko, znaleźć WSPÓLNE podłoże krytyki książki Grossa.

W każdym razie – dedykuję to wszystkim zdziwionym dzisiejszą emocjonalną krytyką “Strachu” – zastanówcie się proszę, jak to możliwe, że zarzuty obecne, gorące, czasem przesadzone pokrywają się z zarzutami, które postawił w swoim tekście publicysta mający dużo większy dystans do polskiej rzeczywistości (z NY) od nas, tu mieszkających?

Ja osobiście nie mam pretensji do Grossa – i zapewne większość jego krytyków również! – o to, że pokazuje przykłądy czystego SKURWYSYŃSTWA wśród Polaków w czasie i PO wojnie. Przecież nikt zdrowy na umyśle nie będzie bronił tezy, że ówcześni Polacy byli aniołami/ofiarami!!!

Tu chodzi o cynicznie jednostronne i uogólniające przedstawianie Polaków i wpisywanie ich w model czystego, genetycznego antysemity.

Pzdr.


Habent sua fata libelli... Książki miewają własne losy... (autorstwa Macieja Kozłowskiego) By: misqot (5 komentarzy) 16 styczeń, 2008 - 00:13