Ja to nieźle rozumiem, sam zaczynałem od podobnych spraw. I do dziś uważam że wcześni Rolling Stones – wtedy jeszcze grupa Briana Jonesa – grali naprawdę interesującego bluesa.
Fakt jednak pozostaje, że brytyjski blues jest imitacją, to raz. A druga sprawa jest taka, że bluesa naprawdę nie jest trudno grać, i tylko b. wyrobione uchy wychwyci niuanse, przesądzające o tym, czy to jest wielka sprawa czy smętne smęcenie.
Ja tak trochę z tą zaczepką żeby się pokłócić, świetnie mogę zrozumieć słuchanie tych panów. Jednak faktycznie, są imitatorzy – czasem nawet b. utalentowani – i jest oryginał.
Jednak “brytyjski blues” i “biały blues” to nie całkiem to samo. W Ameryce istnieje cały nurt bluesa granego przez białych od samego początku. To się wyraźnie rozwijało równolegle z bardziej znanym bluesem czarnym. Wygląda, że po prostu blues czarny był w tamtym czasie b. dużą częścią czarnej muzyki, przynajmniej tej komercyjnej, więc był nagrywany, biały zaś był nikłą częścią muzyki białej, więc nie był.
Ale to istnieje, i taki np. Ry Cooder jest zarówno białym (jednookim) bluesmanem, jak i absolutnie autentycznym. Ten oryginalny, autentyczny biały blues jest dość blisko spokrewniony z muzyką bluegrass (niektóre kawałki są bardzo bluesowe, inne mało, ale ja b. lubię ten rodzaj muzyki), z Country…
Taki np. Chuck Berry więcej słuchał białego country niż czarnego R&B i raczej się mieści w Rock-a-Billy, czyli wczesnym Rock-and-Rollu wychodzącym głównie z Country, niż w R&B. Ray Charles to właściwie śpiewak z obrzeża muzyki Country i więcej w nim tego typu muzyki, niż R&B, przynajmniej czystego. Nagrywał płyty z gwiazdami Country, nagrywał piosenki Contry (“Georgia on My Mind”, “Takie These Chains”, nawet sławne “Hit the Road Jack” jest kompozycją człowieka od Country). Te rzeczy sa niejako na marginesie problemu, ale się wiążą, zgodzisz się?
Więc to nie jest tak, że każdy biały blues to imitacja. Ale faktem jest, że to co naśladowali – często b. udatnie, np. Peter Green w “Black Magic Woman”, fajnym molowym bluesiku z wyczuciem wykonanym – brytyjscy wykonawcy to był czysty czarny blues, więc nie byli ściśle mówiąc kontynuatorami, tylko jednak, właśnie… well, imitatorami.
Alem się rozpisał! Ale naprawdę interesują mnie te sprawy. (Tylko Zappy jakoś nigdy nie potrafiłem docenić, ani nawet uwierzyć, że to muzyka. A nawet nieco rapu którym słyszał było całkiem niezłe, choć ogólnie mnie rap mierzi.
@
Ja to nieźle rozumiem, sam zaczynałem od podobnych spraw. I do dziś uważam że wcześni Rolling Stones – wtedy jeszcze grupa Briana Jonesa – grali naprawdę interesującego bluesa.
Fakt jednak pozostaje, że brytyjski blues jest imitacją, to raz. A druga sprawa jest taka, że bluesa naprawdę nie jest trudno grać, i tylko b. wyrobione uchy wychwyci niuanse, przesądzające o tym, czy to jest wielka sprawa czy smętne smęcenie.
Ja tak trochę z tą zaczepką żeby się pokłócić, świetnie mogę zrozumieć słuchanie tych panów. Jednak faktycznie, są imitatorzy – czasem nawet b. utalentowani – i jest oryginał.
Jednak “brytyjski blues” i “biały blues” to nie całkiem to samo. W Ameryce istnieje cały nurt bluesa granego przez białych od samego początku. To się wyraźnie rozwijało równolegle z bardziej znanym bluesem czarnym. Wygląda, że po prostu blues czarny był w tamtym czasie b. dużą częścią czarnej muzyki, przynajmniej tej komercyjnej, więc był nagrywany, biały zaś był nikłą częścią muzyki białej, więc nie był.
Ale to istnieje, i taki np. Ry Cooder jest zarówno białym (jednookim) bluesmanem, jak i absolutnie autentycznym. Ten oryginalny, autentyczny biały blues jest dość blisko spokrewniony z muzyką bluegrass (niektóre kawałki są bardzo bluesowe, inne mało, ale ja b. lubię ten rodzaj muzyki), z Country…
Taki np. Chuck Berry więcej słuchał białego country niż czarnego R&B i raczej się mieści w Rock-a-Billy, czyli wczesnym Rock-and-Rollu wychodzącym głównie z Country, niż w R&B. Ray Charles to właściwie śpiewak z obrzeża muzyki Country i więcej w nim tego typu muzyki, niż R&B, przynajmniej czystego. Nagrywał płyty z gwiazdami Country, nagrywał piosenki Contry (“Georgia on My Mind”, “Takie These Chains”, nawet sławne “Hit the Road Jack” jest kompozycją człowieka od Country). Te rzeczy sa niejako na marginesie problemu, ale się wiążą, zgodzisz się?
Więc to nie jest tak, że każdy biały blues to imitacja. Ale faktem jest, że to co naśladowali – często b. udatnie, np. Peter Green w “Black Magic Woman”, fajnym molowym bluesiku z wyczuciem wykonanym – brytyjscy wykonawcy to był czysty czarny blues, więc nie byli ściśle mówiąc kontynuatorami, tylko jednak, właśnie… well, imitatorami.
Alem się rozpisał! Ale naprawdę interesują mnie te sprawy. (Tylko Zappy jakoś nigdy nie potrafiłem docenić, ani nawet uwierzyć, że to muzyka. A nawet nieco rapu którym słyszał było całkiem niezłe, choć ogólnie mnie rap mierzi.
————————-
triarius -- 17.01.2008 - 21:14triarius