Choć do Tego co piszesz, wprowadzilabym modyfikację taką: aktywność społeczna jest w Polsce całkiem spora. Jest mnóstwo pozarządowych – mniejszych i wiekszych – organizacji, w których ludzie organizuja sie wokól konkretnych spraw. Przez pewien czas sama prowadziłam fundację, więc weszłam w ten swiat i wiem, ze jest całkiem spory.
Problem widzę w tym, że z jednej strony te organizacje bardzo sie opieraja przed przekładaniem wizji, wedle których działaja na jakies konkretne polityczne postulaty. To zapewne naturalna reakcja na praktyki z czasów komuny, kiedy organizacje społeczne były tylko tubą partii.
Z drugiej zaś strony, politycy zaczynaja mieć zakusy, żeby wykorzystywać organizacje pozarządowe – postrzegane w społeczenstwie i cenione jako apolityczne własnie – do swoich partyjnych celów. Tak jest z Leszkiem Balcerowiczem, który uruchomił ostatnio Forum Obywatelskiego Rozwoju, czy Pawłem Piskorskim i jego Stowarzyszeniem dla Warszawy. (Pisalam o tym niedawno dla kwartalnika “Trzeci Sektor”, który wydaje Instytut Spraw Publicznych Leny Kolarskiej-Bobińskiej.)
No i jest trzecia strona: zalezność od finansów, która morduje czasem pomysły aktywistów i wymusza przekształcanie pomysłów w bardziej akceptowalene przez mainstream.
Mnie sie wydaje – i pisałam o tym troche jeszcze w salonie – ze czas partii w ogóle minął. Mnogość artykułowanych interesów jest tak duza, że aby zapenic ludziom poczucie wpływu na decyzje, które ich dotyczą, potrzebne jest myślenie bardziej o procedurach uzgadniania decyzji wobec sprzecznych, wyraźnie wyartykułowanych interesów, niz o partiach które miałyby sie skupiac na samym ich artykułowaniu.
TNM,
to wazny wątek.
Choć do Tego co piszesz, wprowadzilabym modyfikację taką: aktywność społeczna jest w Polsce całkiem spora. Jest mnóstwo pozarządowych – mniejszych i wiekszych – organizacji, w których ludzie organizuja sie wokól konkretnych spraw. Przez pewien czas sama prowadziłam fundację, więc weszłam w ten swiat i wiem, ze jest całkiem spory.
Problem widzę w tym, że z jednej strony te organizacje bardzo sie opieraja przed przekładaniem wizji, wedle których działaja na jakies konkretne polityczne postulaty. To zapewne naturalna reakcja na praktyki z czasów komuny, kiedy organizacje społeczne były tylko tubą partii.
Z drugiej zaś strony, politycy zaczynaja mieć zakusy, żeby wykorzystywać organizacje pozarządowe – postrzegane w społeczenstwie i cenione jako apolityczne własnie – do swoich partyjnych celów. Tak jest z Leszkiem Balcerowiczem, który uruchomił ostatnio Forum Obywatelskiego Rozwoju, czy Pawłem Piskorskim i jego Stowarzyszeniem dla Warszawy. (Pisalam o tym niedawno dla kwartalnika “Trzeci Sektor”, który wydaje Instytut Spraw Publicznych Leny Kolarskiej-Bobińskiej.)
No i jest trzecia strona: zalezność od finansów, która morduje czasem pomysły aktywistów i wymusza przekształcanie pomysłów w bardziej akceptowalene przez mainstream.
Mnie sie wydaje – i pisałam o tym troche jeszcze w salonie – ze czas partii w ogóle minął. Mnogość artykułowanych interesów jest tak duza, że aby zapenic ludziom poczucie wpływu na decyzje, które ich dotyczą, potrzebne jest myślenie bardziej o procedurach uzgadniania decyzji wobec sprzecznych, wyraźnie wyartykułowanych interesów, niz o partiach które miałyby sie skupiac na samym ich artykułowaniu.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 29.08.2008 - 19:37