Chwilami ten tekst zamykał mnie klaustrofobicznie w rzeczywistości osób niepełnosprawnych.
Bo to jest tak jak piszesz: chrzanienie przy kawce to jest zupełnie coś innego niż codzienna rzeczywistość, realna i dotykalna.
Przy kawce łatwo jest o patos, wzruszenie, głębokie przejęcie się, bo zawsze można wyjść z uczuciem ulgi, że to nie ja. Że mnie to nie dotyczy.
To, co jest pozytywne to być może to, że w takich chwilach pełnosprawni docenią dotąd niedoceniane.
Może to zmieni ich podejście do niepełnosprawnych.
Tak rozumiesz, odrobinę paradoksalnie.
Od lat zmagam się w sobie z problemem eutanazji. Cały czas boję się nadużyć.
Bo w prawo cierpiącego człowieka do zatrzymania tego cierpienia wierzę. Nie piszę, że je przyznaję, bo co ja mogę o tym wiedzieć? I kim jestem, żeby takie prawo przyznawać?
Wierzę, że człowiek może dojść w bólu jakimkoliwiek do takiej granicy, że śmierć jest jedynym rozwiązaniem dla niego.
Jeśli jest wierzący to jest kwestia jego sumienia.
No, ale i mojego. O ile mam być osobą wspomagającą.
Ileś lat temu odbyłam taką rozmowę profilaktyczną. To trwało wiele godzin.
Ja mówiłam nie mógłbyś ode mnie wymagać czegoś takiego
On nie chciałbym tak cierpieć
Ja… On… Ja… On…
Widziałam swoją stronę, powoływałam się na argumenty, że człowiek trzyma się życia, że on by sobie umarł, a ja bym została z tym całym syfem, że pomogłam mu się zabić, że musiałabym z tym żyć.
Na co On mówi, że to egoizm…
I wiesz Majorze, do dzisiaj nie umiem sobie odpowiedzieć.
Nie umiem.
Bo to jest egoizm.
Oczywiście, że jest.
Ale być może gdybym widziała ten Jego ból to przestałabym się zastanawiać?
Bo być może chciałabym żeby i On mi pomógł w takiej sytuacji?
Wiesz co jest sednem Twojego tekstu w moim odczuwaniu świata?
To zdanie:
Żeby zrozumieć co to jest ból psychiczny, niemożliwy do opanowania, bo niktnie przywróci nadziei, to trzeba choć chwilę taki ból przeżyć.
Majorze
Chwilami ten tekst zamykał mnie klaustrofobicznie w rzeczywistości osób niepełnosprawnych.
Bo to jest tak jak piszesz: chrzanienie przy kawce to jest zupełnie coś innego niż codzienna rzeczywistość, realna i dotykalna.
Przy kawce łatwo jest o patos, wzruszenie, głębokie przejęcie się, bo zawsze można wyjść z uczuciem ulgi, że to nie ja. Że mnie to nie dotyczy.
To, co jest pozytywne to być może to, że w takich chwilach pełnosprawni docenią dotąd niedoceniane.
Może to zmieni ich podejście do niepełnosprawnych.
Tak rozumiesz, odrobinę paradoksalnie.
Od lat zmagam się w sobie z problemem eutanazji. Cały czas boję się nadużyć.
Bo w prawo cierpiącego człowieka do zatrzymania tego cierpienia wierzę. Nie piszę, że je przyznaję, bo co ja mogę o tym wiedzieć? I kim jestem, żeby takie prawo przyznawać?
Wierzę, że człowiek może dojść w bólu jakimkoliwiek do takiej granicy, że śmierć jest jedynym rozwiązaniem dla niego.
Jeśli jest wierzący to jest kwestia jego sumienia.
No, ale i mojego. O ile mam być osobą wspomagającą.
Ileś lat temu odbyłam taką rozmowę profilaktyczną. To trwało wiele godzin.
Ja mówiłam nie mógłbyś ode mnie wymagać czegoś takiego
On nie chciałbym tak cierpieć
Ja… On… Ja… On…
Widziałam swoją stronę, powoływałam się na argumenty, że człowiek trzyma się życia, że on by sobie umarł, a ja bym została z tym całym syfem, że pomogłam mu się zabić, że musiałabym z tym żyć.
Na co On mówi, że to egoizm…
I wiesz Majorze, do dzisiaj nie umiem sobie odpowiedzieć.
Nie umiem.
Bo to jest egoizm.
Oczywiście, że jest.
Ale być może gdybym widziała ten Jego ból to przestałabym się zastanawiać?
Bo być może chciałabym żeby i On mi pomógł w takiej sytuacji?
Wiesz co jest sednem Twojego tekstu w moim odczuwaniu świata?
To zdanie:
Żeby zrozumieć co to jest ból psychiczny, niemożliwy do opanowania, bo nikt nie przywróci nadziei, to trzeba choć chwilę taki ból przeżyć.
Dziękuję za ten tekst. Przywrócił mi proporcje.
Te najważniejsze.
Gretchen -- 10.10.2008 - 00:10