na tratwie spływającej powoli, lecz sukcesywnie w kierunku Pakistanu.
Pani Maria z mózgiem wypełnionym swoją imienniczką powoli odpycha się od dna. Zaczyna od dziobu i powolutku przesuwa się w kierunku rufy. Chlup – meter – chlup – meter dwadzieścia!
Trudniej będzie na Narwi, podobno wyschła niemal doszczętnie latoś tego roku. Ale ona da radę. Na tratwie ma zresztą żelazny zapas żywności (opiłki zgrzytają w zębach, ale idzie się przyzwyczaić) i piekarnik z małymi puddingami w środku.
Co zrobi to ciasto z nią, ona z tym ciastem…
Na brzegach przemykają niepokojące, szare cienie. Pani Maria cichutko klnie pod nosem i manewruje drągiem, starając się trzymać jak najbliżej środka rzeki.
Mieszkańcy pakistańskich wiosek czekają na dostawę placków oraz innych wypieków. Nie może ich zawieść.
Babeczki dymią,
na tratwie spływającej powoli, lecz sukcesywnie w kierunku Pakistanu.
Pani Maria z mózgiem wypełnionym swoją imienniczką powoli odpycha się od dna. Zaczyna od dziobu i powolutku przesuwa się w kierunku rufy. Chlup – meter – chlup – meter dwadzieścia!
Trudniej będzie na Narwi, podobno wyschła niemal doszczętnie latoś tego roku. Ale ona da radę. Na tratwie ma zresztą żelazny zapas żywności (opiłki zgrzytają w zębach, ale idzie się przyzwyczaić) i piekarnik z małymi puddingami w środku.
Co zrobi to ciasto z nią, ona z tym ciastem…
Na brzegach przemykają niepokojące, szare cienie. Pani Maria cichutko klnie pod nosem i manewruje drągiem, starając się trzymać jak najbliżej środka rzeki.
Mieszkańcy pakistańskich wiosek czekają na dostawę placków oraz innych wypieków. Nie może ich zawieść.
To be continued…