No to dajemy drugi odcinek.

No to dajemy drugi odcinek.

Po prostu miałem wrażenie, że nikt tego nie przeczytał ;) Na blogmedii jeden geniusz zarzucił mi, że tak w Rosji nie jest i że to sobie wszystko zmyśliłem. Ale do rzeczy:

środa

W domu byliśmy o godzinie 0:30. Ległem na łóżku po to, aby Kolia obudził mnie o 7 rano. Najwyraźniej sam nie mógł spać i postanowił wcześniej pojechać do biura.

Pojechaliśmy więc. Nowy technik, Siergiej przyjechał z godzinnym opóźnieniem. Został obrzucony przez Kolię wiązanką niewybrednych epitetów na 140 decybeli. To ulubiona rozrywka Kolii na początek pracy. Na koniec dnia z kolei dzwoni do Moskwy, do Tatiany, aby na nią wydzierać się za nieróbstwo wszystkich pracowników rosyjskiej centrali.

Pojechaliśmy do Efremowa, mieściny odległej o 120 km od Tuły. Wyjechaliśmy po 11 zamiast, tak jak w planie o 9:00. O 16 mieliśmy umówione kolejne spotkanie w Tule a w Efremowie chcieliśmy jeszcze „zapolować” na nowych klientów. Krótko mówiąc z czasem było krucho.

Po drodze słuchałem ruskiego mordodarcia, które ktoś przez pomyłkę nazwał muzyką. Na pełnej parze. Kolia inaczej nie umie słuchać muzyki. Chwilami ścisza – wtedy sam się drze. No i te jego papierosy.

Dojechaliśmy do klienta i szybko zapomniałem o wczorajszych flanelach. Jego zakład, jak jakaś oaza na tej pustyni, sprawiał nawet całkiem przyzwoite wrażenie. Co ważne – w środku było ciepło. To jest w Rosji naprawdę ważne. Zrehabilitował się za wczorajszą aparycję. Za to Kolia zapomniał spakować połowy jego zamówienia (no, powiedzmy, że mniejszej połowy) bo jak twierdzi, była na drugiej stronie i zapomniał odwrócić kartkę. Za to wydarł się na swojego Siergieja, że „jutro debilu przywieziesz to tutaj i chuj mnie obchodzi, że masz popsuty samochód”. Kolia lubi demonstrować swoją władzę. U każdego klienta podkreśla, że jest „generalnym dyrektorem firmy …”. Nigdy nie powiedział, że jest dyrektorem – zawsze generalnym. Oprócz generalnego dyrektora w jego koncernie pracuje jeszcze technik księgowa i dwóch chłopaków z magazynu. Aż trudno zapamiętać imiona wszystkich pracowników. Ale on jest najważniejszy ze wszystkich dyrektorów w tej firmie.

Po paru dyskusjach zostawiliśmySiergieja, Bartka i Maksima, żeby zmontowali z klientem pierwsze okna i zainstalowali mu program. Pojechaliśmy polować. Kolia jednak szybko stwierdził, że jest już za późno i musimy wracać od razu do Tuły. Niemal siłą zmusiłem go do wstąpienia do jednego dealera. Nie żałuję – dał nam kontakt do producenta. W przyszłym tygodniu spróbujemy do niego zajechać.

W drodze do Tuły zadzwonił Janusz. Jak zwykle nic nie załatwił z naszymi wizami. Tym razem zabrakło paru papierków, których braku jeszcze dwa dni temu sympatyczna pani z okienka nie widziała. Jest też podobno jakiś problem z moją wizą jednorazową – ale Janusz nie umiał mi powtórzyć jaki. Termin jego wizy niedługo upływa – to przestaje być śmieszne. Był załamany, słychać było w głosie – rzadko widzę (słyszę) go w tym stanie. Poleciłem mu, żeby jechał już do domu i walnął sobie setkę. Myślę, że nie posłuchał. Przynajmniej z tym pierwszym.

Załączam zdjęcie toalety z przydrożnej stacji paliw i kawiarni. Ten poziom być może już odpowiada zakładanym standardom po dokonaniu oszczędności u nas w firmie. Zdjęcie mówi za siebie i na próżno tam szukać sedesu. Widać też, że nie każdy ma dobrego cela…

Po drodze samochód Kolii zaczął sygnalizować, że nie ma hamulców. Trochę się spękaliśmy ale okazało się, ze są. Może po prostu psikus elektroniki. W tych temperaturach wszystko wariuje. Pojechaliśmy dalej.

Dojechaliśmy do Tuły. Zadzwonił facet, z którym się umówiliśmy na 16. Chcemy go zwerbować od konkurencji. Nie ma czasu, żeby dziś się spotkać. Super. Mogliśmy spokojnie zostać w Efremowie – ale i tak już mleko się rozlało.

Kolia, który nie może się z niczym wyrobić postanowił więc wpaść do znajomego klienta na herbatę. Szczerze mówiąc nie wiem po co, zaczął mu wciskać nasz program, co mu zresztą subtelnie wyperswadowałem. Skończyliśmy na dyskusji o saunach i nauce chińskiego. Takie tam pogaduchy.

Przyjechaliśmy do biura. Jest po 20:00, czekamy na chłopaków. Nie wiadomo kiedy wrócą i co nas jeszcze dzisiaj czeka.

W domu, późnym wieczorem Kolia nie dał mi żyć. On musi z kimś rozmawiać – na żywo lub przez telefon, z kimś się kłócić, jeść, wrzeszczeć, palić papierosa lub siedzieć na internecie. Jeśli nie robi żadnej z tych rzeczy czuje pustkę. Chodził więc za mną jak ogon i pytał co robię, o czym myślę, kto dzwonił, co powiedział itp. Koszmar. Ani chwili intymności i spokoju.

Kolumb
http://polskie-forum.pl


Pamiętniki z Rosji By: polskie-forum.pl (5 komentarzy) 27 wrzesień, 2009 - 10:54