Wiedziałam, że przytoczysz tę definicję. :)
Nie zmienia to jednak mojego zdania (nie tylko przecież mojego) w sprawie niedogmatyczności buddyzmu.
Sam piszesz, że Nauczyciele mają antydogmatyczne nastawienie do dogmatów buddyzmu. To ładne zdanie, które dość dobrze oddaje istotę sprawy.
Przytoczę jeszcze raz słowa Buddy, które ostatnio napisałam u siebie, bo wydają się być bardzo adekwatne do tego wątku naszej rozmowy:
“Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach.
Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza.
Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swoim autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie.
Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie.
Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym.”
O jakich dogmatach można mówić w religii, która zaleca nieustanne podważanie, sprawdzanie, weryfikowanie?
Praktykuję zatem sens tych twierdzeń, które są dla mnie prawdziwe, po długimsprawdzaniu . To jest religia (choć i co do tego, czym buddyzm jest w istocie,toczą się spory) doświadczania , osobistego doświadczania.
O to właśnie chodzi, żeby nie było żadnego oparcia. Taka też jest funkcja koanów: wybijać z przyzwyczajeń w myśleniu, wyrywać spod nóg dywan, na którym wygodnie uczeń usiadł i wydaje mu się, że coś zrozumiał. :)
Przyjęcie więc dogmatu, czyli czegoś co jest , stanowi raczej przywiązanie do pojęcia, szukanie oparcia właśnie.
Tymczasem Budda mówi:
Jesteś swoim jedynym mistrzem, któż inny mógłby nim być?
Synergie
Wiedziałam, że przytoczysz tę definicję. :)
Nie zmienia to jednak mojego zdania (nie tylko przecież mojego) w sprawie niedogmatyczności buddyzmu.
Sam piszesz, że Nauczyciele mają antydogmatyczne nastawienie do dogmatów buddyzmu. To ładne zdanie, które dość dobrze oddaje istotę sprawy.
Przytoczę jeszcze raz słowa Buddy, które ostatnio napisałam u siebie, bo wydają się być bardzo adekwatne do tego wątku naszej rozmowy:
“Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach.
Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza.
Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swoim autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie.
Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie.
Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym.”
O jakich dogmatach można mówić w religii, która zaleca nieustanne podważanie, sprawdzanie, weryfikowanie?
Praktykuję zatem sens tych twierdzeń, które są dla mnie prawdziwe, po długim sprawdzaniu . To jest religia (choć i co do tego, czym buddyzm jest w istocie,toczą się spory) doświadczania , osobistego doświadczania.
O to właśnie chodzi, żeby nie było żadnego oparcia. Taka też jest funkcja koanów: wybijać z przyzwyczajeń w myśleniu, wyrywać spod nóg dywan, na którym wygodnie uczeń usiadł i wydaje mu się, że coś zrozumiał. :)
Przyjęcie więc dogmatu, czyli czegoś co jest , stanowi raczej przywiązanie do pojęcia, szukanie oparcia właśnie.
Tymczasem Budda mówi:
Jesteś swoim jedynym mistrzem, któż inny mógłby nim być?
Gretchen -- 01.12.2009 - 12:14