Może mnie Pan zaliczyć do “sekty Pancernej Brzozy”. Nie dbam o to.
Wiara w pancerną brzozę skaczącą by strącić samolot jest dość zabawna, ale co tam…
Jednakże, proszę zapoznać się z oficjalnym materiałem filmowym z 1963 roku, dotyczącym testów zderzeniowych DC-7. Zobaczy Pan, jak słup telegraficzny tnie skrzydło samolotu, jakie przeciążenia działają na pasażerów i jak rozpada się samolot, który bynajmniej nie był w powietrzu (zatem działające siły były mniejsze niż w przypadku Tutki).
DC-7 to nie Tu-154M, słup telegraficzny to nie brzoza, zaś udowodnienie, że kawałek skrzydła odpadł w wyniku zderzenia z przeszkodą nie polega na pokazaniu, że jest to technicznie możliwe.
Problem polega na tym, że doktor Maciej Lasek nie ma dowodów zderzenia skrzydła z brzozą. Poza tym, czy możliwe jest by urwane skrzydło ścięło urywającą brzozę? Jeśli jesteśmy przy innych katastrofach, to proszę sobie wygóglać te katastrofy, gdzie Tupolewy wycinały przecinki w lesie. Potem proszę udowodnić, że ten jeden był wyjątkowo słaby i, że ostatni remont nie miał z tym niczego wspólnego.
“L”, to Lasek? Nieważne, Lasek ma o tyle rację bagatelizując wysokość na jakiej nastąpiło uderzenie w brzozę, bo tego samolotu, w tych warunkach pogodowych, nad tym kartofliskiem, przy takiej certyfikacji i wyszkoleniu załogi NIEPOWINNOTAM BYĆ. Brzoza, czy hel, czy “maskirowka” są tylko konsekwencjami złamania WSZELKICH procedur mających znaczenie dla tego lotu.
Nikomu nie udało się dowieść, że samolot miał kontakt z brzozą na jednej z trzech „oficjalnych” wysokości. Zatem mówienie, że nie miał prawa być, tam, gdzie go nie było, niczego nie dowodzi. Bagatelizowanie niezgodności wersji oficjalnych świadczy o pogardzie dla intelektualnych możliwości odbiorcy. A niektórzy odbiorcy nie mają zamiaru łykać bzdur o rzekomym zderzeniu z drzewkiem podskakującym na kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt metrów.
Procedury są dobre w sytuacjach „normalnych” czy typowych. W sytuacjach ekstremalnych działanie zgodne z procedurami może być szkodliwe.
Na koniec sytuacyjne pytania retoryczne:
Jest pan kierowcą. Wiezie Pan autem najbliższe, najważniejsze dla Pana osoby, po drodze której nawet nie ma na mapie.
Wtedy kieruję się drogowskazami.
Czy normalne dla Pana jest pominięcie planu awaryjnego w przypadku znacznego pogorszenia warunków atmosferycznych?
Czy odejście nie jest planem awaryjnym? Niemniej trudno odchodzić uszkodzonym i niesterownym wrakiem…
Czy w przypadku dramatycznie ograniczonej widoczności i żonie krzyczącej (odpowiednik TAWS): “zatrzymaj się, zatrzymaj się”, Pan beztrosko kontynuuje podróż ryzykując zakończenie wycieczki na przydrożnej brzozie?
Nie jestem lotnikiem, a tym bardziej lotnikiem wojskowym. Niemniej ignorowanie wskaźników nie jest zjawiskiem mi obcym. Żonie zawsze można polecić zajęcie się czymś pożytecznym zamiast marudzenia. :)
Podsumowując: dla mnie, na kartoflisku pod Smoleńskiem (nie można tego nazwać lotniskiem) rozbił się polski bajzel, polskie “jakoś to będzie”.
Co do oceny lotniska możemy się zgodzić. Co do przyczyn „katastrofy”, to mnie Pani ani trochę nie przekonała. Powtarza Pani propagandę ekipy rządzącej, bez odniesienia się do wątpliwości, które podważają wiarygodność tej wersji zdarzeń. To stanowczo za mało jak dla mnie.
Obejrzałem film i to co podaje lektor nie zgadza się z tym, co jest w tekście poniżej. Zewnętrzny słup niszczy skrzydło, zaś wewnętrzny choć grubszy nie czyni tego. Dwa razy słuchałem tego fragmentu. :)
Pani Aniu!
Każdy człowiek wierzy w co chce.
Może mnie Pan zaliczyć do “sekty Pancernej Brzozy”. Nie dbam o to.
Wiara w pancerną brzozę skaczącą by strącić samolot jest dość zabawna, ale co tam…
Jednakże, proszę zapoznać się z oficjalnym materiałem filmowym z 1963 roku, dotyczącym testów zderzeniowych DC-7. Zobaczy Pan, jak słup telegraficzny tnie skrzydło samolotu, jakie przeciążenia działają na pasażerów i jak rozpada się samolot, który bynajmniej nie był w powietrzu (zatem działające siły były mniejsze niż w przypadku Tutki).
DC-7 to nie Tu-154M, słup telegraficzny to nie brzoza, zaś udowodnienie, że kawałek skrzydła odpadł w wyniku zderzenia z przeszkodą nie polega na pokazaniu, że jest to technicznie możliwe.
Problem polega na tym, że doktor Maciej Lasek nie ma dowodów zderzenia skrzydła z brzozą. Poza tym, czy możliwe jest by urwane skrzydło ścięło urywającą brzozę? Jeśli jesteśmy przy innych katastrofach, to proszę sobie wygóglać te katastrofy, gdzie Tupolewy wycinały przecinki w lesie. Potem proszę udowodnić, że ten jeden był wyjątkowo słaby i, że ostatni remont nie miał z tym niczego wspólnego.
“L”, to Lasek? Nieważne, Lasek ma o tyle rację bagatelizując wysokość na jakiej nastąpiło uderzenie w brzozę, bo tego samolotu, w tych warunkach pogodowych, nad tym kartofliskiem, przy takiej certyfikacji i wyszkoleniu załogi NIE POWINNO TAM BYĆ. Brzoza, czy hel, czy “maskirowka” są tylko konsekwencjami złamania WSZELKICH procedur mających znaczenie dla tego lotu.
Nikomu nie udało się dowieść, że samolot miał kontakt z brzozą na jednej z trzech „oficjalnych” wysokości. Zatem mówienie, że nie miał prawa być, tam, gdzie go nie było, niczego nie dowodzi. Bagatelizowanie niezgodności wersji oficjalnych świadczy o pogardzie dla intelektualnych możliwości odbiorcy. A niektórzy odbiorcy nie mają zamiaru łykać bzdur o rzekomym zderzeniu z drzewkiem podskakującym na kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt metrów.
Procedury są dobre w sytuacjach „normalnych” czy typowych. W sytuacjach ekstremalnych działanie zgodne z procedurami może być szkodliwe.
Na koniec sytuacyjne pytania retoryczne:
Jest pan kierowcą. Wiezie Pan autem najbliższe, najważniejsze dla Pana osoby, po drodze której nawet nie ma na mapie.
Wtedy kieruję się drogowskazami.
Czy normalne dla Pana jest pominięcie planu awaryjnego w przypadku znacznego pogorszenia warunków atmosferycznych?
Czy odejście nie jest planem awaryjnym? Niemniej trudno odchodzić uszkodzonym i niesterownym wrakiem…
Czy w przypadku dramatycznie ograniczonej widoczności i żonie krzyczącej (odpowiednik TAWS): “zatrzymaj się, zatrzymaj się”, Pan beztrosko kontynuuje podróż ryzykując zakończenie wycieczki na przydrożnej brzozie?
Nie jestem lotnikiem, a tym bardziej lotnikiem wojskowym. Niemniej ignorowanie wskaźników nie jest zjawiskiem mi obcym. Żonie zawsze można polecić zajęcie się czymś pożytecznym zamiast marudzenia. :)
Podsumowując: dla mnie, na kartoflisku pod Smoleńskiem (nie można tego nazwać lotniskiem) rozbił się polski bajzel, polskie “jakoś to będzie”.
Co do oceny lotniska możemy się zgodzić. Co do przyczyn „katastrofy”, to mnie Pani ani trochę nie przekonała. Powtarza Pani propagandę ekipy rządzącej, bez odniesienia się do wątpliwości, które podważają wiarygodność tej wersji zdarzeń. To stanowczo za mało jak dla mnie.
Obejrzałem film i to co podaje lektor nie zgadza się z tym, co jest w tekście poniżej. Zewnętrzny słup niszczy skrzydło, zaś wewnętrzny choć grubszy nie czyni tego. Dwa razy słuchałem tego fragmentu. :)
Niemniej pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 13.05.2013 - 09:44