- Jola 40mm – Odczytał Brodacz i zdziwiony spojrzał na Łysego.
- Nie żadna Jola. Panu to się wszystko… – Joola! Bardzo porządna piłeczka swoją drogą. Niech pan łapie, leci następna.
Faktycznie skacząc żwawo po schodach kolejna biała piłeczka zmierzała w ich kierunku. Brodacz próbował ją zatrzymać nogą, ale nawet najzagorzalszy jego wielbiciel musiałby stwierdzić, o ile jest człowiekiem sumiennym, że uczynił to w sposób wielce niezgrabny zgniatając z chrzęstem białą, delikatną kulkę.
- Piłeczek do ping ponga się nie stopuje. To nie futbolówka – z wyrzutem dodał łysy, ale podniósł ją z posadzki i schował do kieszeni – Sztuki muszą się zgadzać. Dziennikarze…
- Dwadzieścia jeden do piętnastu, czyli dwa jeden dla mnie – dobiegł z góry głos premiera.
- Grają starym systemem – zainteresował się Brodacz – Wie pan, tez kiedyś lubiłem sobie pograć w świetlicy albo gdzie.
- Ja też – pokiwał głową Łysy – każdy lubił pograć. Nie to, co teraz dzisiejsza młodzież. Całe dnie przy komputerach. A pamięta pan piłeczki? Po złotówce były polskie, ale się zupełnie nie nadawały. Sztywne i słabe. Nawet seta się tym szajsem nie dograło.
- Z rozwalonej piłeczki można było zrobić sobie takie wyłupiaste oczy do straszenia dziewczyn. Narysować pisakiem czerwone żyłki – zaangażował się we wspomnienia Brodacz.
- A po pięć złotych były chińskie. Można było grać aż się napis wytarł. Co chińskie to było dobre. Shel? Jakoś tak.
- A grałeś czeskimi? Były po trzy złote, ale jakby z kamienia. Ja kiedyś kumplowi nabiłem guza na czole, albo on mi – nie pamiętam. Nie pamiętam też ich nazwy, ale to była prawdziwa broń. Jak skończą, może zagramy secika – zapalił się Brodacz.
- Innym razem. Pamiętaj, że jesteśmy tutaj służbowo.
- Szesnaście do dziewięciu! Zaraz będziesz wisiał! – Z góry dobiegł ich wesoły śmiech premiera.
- Swoją drogą. Zobacz jak to szybko idzie, taka rekonstrukcja, jak się raz zacznie to ciężko skończyć. A pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno grywali sobie jedenastu na jedenastu na Polonii. Sportowcy! – Łysy podrapał się kościanym grzebykiem za uchem a widząc zdziwione spojrzenie Brodacza – dodał – Ja głowę golę żeby mi się z nazwiskiem zgadzało z powodu tej całej wiarygodności.
Brodacz ze zrozumieniem pokiwał głową i postanowił w najbliższym czasie zapuścić brodę.
- Potem grali w siatkówkę, bo mniej ludzi trzeba no i jest taki trend. A teraz to już tylko ping pong został – westchnęli jednocześnie, jakby byli umówieni.
- Dwadzieścia jeden do siedemnastu, czyli trzy do jednego i na dzisiaj dosyć.
- A w co można grać samemu? – Zainteresował się Brodacz zapinając marynarkę
- Nie mam pojęcia – zgodnie z prawdą odpowiedział Łysy wchodząc po schodach na piętro.
- Panie premierze!
Premier zajęty był zwijaniem siatki, ale widząc ich nie okazał zdziwienia. Ani jeden mięsień nie drgnął na jego męskiej, przystojnej twarzy. – Czyńcie panowie, co do was należy!
Kiedy został sam, wszedł do gabinetu. Zapalił światło i chwilę ponudził się patrząc na ścianę. Z szuflady biurka wyjął notatnik. Najpierw zapisał wynik zwycięskiego meczu, złośliwie wpisując zamiast nazwiska swojego niedawnego rywala jego pierwszą literę. Zdjął buty i w samych skarpetkach podszedł do stojaka na piłkę. Sprawdził czy jest „nabita” akuratnie. Była.
Zrobił dziesięć przysiadów i zaczął żonglować. Jego rekord wynosił 421. Był rozgrzany i pewien, że nikt mu już dzisiaj nie przeszkodzi. Lewa, prawa, kolanko, lewa, prawa, kolanko, kolanko, główka! Lewa, prawa, kolanko…