Siedziałem skromnie w kącie i patrzyłem na ich twarze. Miałem przed sobą – w zamyśle – najlepszych z najlepszych. Prezes wyglądał jak przeważnie, to znaczy starał się sobie przypomnieć nazwę “następnej fazy postępowania”; podpowiadał mu kolega z lewej. Sędzia sprawozdawca z Fundacji Helsińskiej wymieniał porozumiewawcze uśmieszki z koleżanką i drugim sprawozdawcą; wiedział że wszystko ustawione, choć szkoda, że nie udało się zawrzeć jeszcze lepszego kompromisu (czytaj “rozstrzygnięcia sądu konstytucyjnego”). Koleżanka sędziego z Fundacji Helsińskiej, była Rzecznik Praw Obywatelskich, z pogardą prychała na przedstawicieli prezydenta, nawet nie kryła wstrętu. Nasi (rany boskie, jacy oni nasi!) siedzieli czerwoni jak buraki, zadawali pytania od czapy, bezradni i bezimienni. Dziękuję ci Jarosławie za mądrych i rozważnych sędziów, którzy mogli – gdybyś ich lepiej dobrał – zrównoważyć delegatów od sierpa i młota, zwanego ostatnio socjaldemokracją, cywilizacją i postępem.
Gdyby ktoś się pytał, co Trybunał dziś rozwikłał, spieszę wyjaśnić, że – nic. Stanowisko w sprawach polityki zagranicznej ustala i prezentuje rząd. Prezydent jest najwyższym przedstawicielem Polski, ale musi współpracować z rządem, uzgadniać wystąpienia i tak dalej. Rząd powinien prezydenta informować o zamierzeniach i konsultować z nim decyzje “dotykające” jego konstytucyjnych zadań. Wszystko po to, aby nasz głos w sprawach zagranicznych był “jednolity”. Oczywista oczywistość. Krótko mówiąc, ma być tak jak teraz, bo wbrew szumowi medialnemu właśnie tak do tej pory było. Rzeczywistość wyglądała bardziej zgodnie niż można byłoby przypuszczać z medialnego bicia piany (na pytanie sędziego, czy zdarzyło się, żeby premier i prezydent w tej samej sprawie wyrazili za granicą inne stanowisko, przedstawiciel premiera potrafił powiedzieć tylko tyle, że – “tak”, media podawały sprzeczne z oczekiwaniami rządu wypowiedzi urzędników kancelarii prezydenta). Orzeczenie jest więc “salomonowe”, nic nie pomoże, nic nie zepsuje, dalej każdy będzie interpretował po swojemu na czym polega owa słynna “współpraca”.
Nic też dziwnego, że w telewizorze posełkowie odtrąbili sukces. I peło jest zadowolone i pisiaki czują się zwycięzcami. Same sukcesy, nie ma przegranych. Może i tak. Ja chciałbym jednak podziękować niejakiemu Kwaśniewskiemu Aleksandrowi, któremu zawdzięczamy ten konstytucyjny megagniot. Badane dziś przepisy były pisane “pod niego”. Szybciutko wprowadzono poprawki, żeby zwiększyć uprawnienia dopiero co wybranego prezia. Nie było już groźby, że Wałęsa wygra drugą kadencję, więc propaństwowiec z prosowieckiego kolaboracyjnego rządu (ex-rządu) zażyczył sobie nieco więcej niż wcześniej. I dopiero to jest psuciem państwa, co zdaje się umykać nieetosowej inteligencji. No, ale dlatego ona jest nieetosowa, prawda, żeby takie rzecz jej umykały.
komentarze
Referent Bulzacki,
wszystko zatem odbyło się jak należy.
Dziękuję za świeżutką relacje i komentarz, bo telewizji, poza Mezzo i czasami TVP Kultura, to ja nie trawię.
Dziś było to czasami i gdy tam skończyła się już druga część francuskiego filmu o Gouldzie (pierwsza była w zeszłym tygodniu), palec na pilocie się mi omsknął i usłyszałem, że Libertas w Polsce reprezentują faszyści.
A zapowiadało się, że dzień skończy mi się miło.:)
Pozdrawiam serdecznie
yassa (gość) -- 20.05.2009 - 23:35Panie Referencie
Czyli dalej nie wiadomo dokładnie kto na krzesełku w Brukseli będzie siedzial?
Agawa (gość) -- 21.05.2009 - 09:37-->Yassa, Agawa
Pozdrowienia!
Zarobiony po pachy,
referent Bulzacki (gość) -- 21.05.2009 - 18:34referent