W skrócie to wyglądało mniej więcej tak: profesor Parkinson przpadkowo natknął się był na dużą bodaj 7-pietrowa budowle na przedmieściach Londynu. Jak sie okazało, był to urząd/ministerstwo ds. koloni. Naleźy nadmienić, że działo sie to w czasach, gdy Wielka Brytania żadnych jux koloni od kilkunastu czy kilkudzięsięciu lat nie miała. Urząd natomiast funkcjonowal doskonale i brał na swe utrzymanie kasę od państwa.
Rzecz w tym, że z urzędu tego nie wychodził na zewnatrz żaden dokument. I nie przychodził także. Cały obrót odbywał sie między piwnicami a poszczególnymi piętrami urzędu. Biurokracja funkcjonowała bez zarzutu i udziału kogolwiek z zewnątrz. Oczywiscie poza dopływem kasy.
Szanowny Griszequ
W skrócie to wyglądało mniej więcej tak: profesor Parkinson przpadkowo natknął się był na dużą bodaj 7-pietrowa budowle na przedmieściach Londynu. Jak sie okazało, był to urząd/ministerstwo ds. koloni. Naleźy nadmienić, że działo sie to w czasach, gdy Wielka Brytania żadnych jux koloni od kilkunastu czy kilkudzięsięciu lat nie miała. Urząd natomiast funkcjonowal doskonale i brał na swe utrzymanie kasę od państwa.
Rzecz w tym, że z urzędu tego nie wychodził na zewnatrz żaden dokument. I nie przychodził także. Cały obrót odbywał sie między piwnicami a poszczególnymi piętrami urzędu. Biurokracja funkcjonowała bez zarzutu i udziału kogolwiek z zewnątrz. Oczywiscie poza dopływem kasy.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 28.01.2008 - 16:53