Popiłem ciepłym Pilsnerem. Już nie pamiętam, czeskim albo niemieckim.
Efekt do przewidzenia. Tylko długość rekonwalescencji nieprawdopodobnie długa. I wcale nie idzie ku lepszemu.
Stąd i brak aktywności od pewnego czasu.
Nie pasują mi tylko te wiśnie? Dla mnie mogłyby istnieć tylko jako Mon Cheri. Znaczy włoskie, z Piemontu. Trochę nasiąknięte. Mimo Berlusconiego.
Aha, w gadule o Kosowie było (i będzie) jeszcze parę trafień...
Powoli wychodzę z mortadelowej choroby
Popiłem ciepłym Pilsnerem. Już nie pamiętam, czeskim albo niemieckim.
Efekt do przewidzenia. Tylko długość rekonwalescencji nieprawdopodobnie długa. I wcale nie idzie ku lepszemu.
Stąd i brak aktywności od pewnego czasu.
Nie pasują mi tylko te wiśnie? Dla mnie mogłyby istnieć tylko jako Mon Cheri. Znaczy włoskie, z Piemontu. Trochę nasiąknięte. Mimo Berlusconiego.
Aha, w gadule o Kosowie było (i będzie) jeszcze parę trafień...
oszust1 -- 10.09.2008 - 23:47