ale “Inwazja …” nie jest filmem o chorobie wbrew ani o śmierci.
To hymn na cześć życia, że tak górnolotnie powiem, przyjaźni, miłości, seksu, zmysłowości…
Nawet jak naiwny, to piekny.
A baśń widoczneie odebrałem zbyt zgodnie z jej definicją, a tobie chodzi o potoczne rozumienie słowa “baśń”, okej, wtedy jakoś w miarę można tak powiedzieć.
A oglądałeś może “Jego brat” albo “Motyl i skafander”?
Albo trochę z innej beczki “Oskar i pani Róża” (było kiedyś w Teatrze TV, bo filmu chyba nie było) i ksiązeczka Schmitta też niezła.
Majorze, masz może rację,
ale “Inwazja …” nie jest filmem o chorobie wbrew ani o śmierci.
To hymn na cześć życia, że tak górnolotnie powiem, przyjaźni, miłości, seksu, zmysłowości…
Nawet jak naiwny, to piekny.
A baśń widoczneie odebrałem zbyt zgodnie z jej definicją, a tobie chodzi o potoczne rozumienie słowa “baśń”, okej, wtedy jakoś w miarę można tak powiedzieć.
A oglądałeś może “Jego brat” albo “Motyl i skafander”?
Albo trochę z innej beczki “Oskar i pani Róża” (było kiedyś w Teatrze TV, bo filmu chyba nie było) i ksiązeczka Schmitta też niezła.
pzdr
grześ -- 10.11.2008 - 14:33