“Włoski dla początkujących” – duński. Bardzo smutna komedia, albo niezwykle komiczny dramat, jak kto woli. Zbyt celne, zbyt bolesne, zbyt szczery jest główny bohater. Dialogi mogą człowieka zabić, toteż nie będę cytować. Wydźwięk jest mniej więcej optymistyczny, bo film kończy się zbiorową wyprawą do Wenecji.
“W twoich rękach” – też duńskie i to już jest ponure totalnie. Akcja dzieje się w więzieniu, a główną bohaterką jest problematyczna pani pastor, która chciałaby dobrze, ale jej nie wychodzi. Ale też można się zaśmiać parę razy, oczywiście, jeśli ma się odpowiednio porąbaną osobowość. Happy endu nie ma. Wręcz przeciwnie.
“Noi Albinoi” – islandzki. Apokalipsa w wydaniu kieszonkowym. Ale oglądając scenę w szkole, gdy nauczyciel mówi uczniom “dzisiaj pokażę wam, jak się robi majonez” można się poturlać. Dobrze ten film oddaje tęsknotę a ja bym chciał gdzieś w kraj daleki, co samą nazwą wprawia w sen.
Hm,
“Włoski dla początkujących” – duński. Bardzo smutna komedia, albo niezwykle komiczny dramat, jak kto woli. Zbyt celne, zbyt bolesne, zbyt szczery jest główny bohater. Dialogi mogą człowieka zabić, toteż nie będę cytować. Wydźwięk jest mniej więcej optymistyczny, bo film kończy się zbiorową wyprawą do Wenecji.
“W twoich rękach” – też duńskie i to już jest ponure totalnie. Akcja dzieje się w więzieniu, a główną bohaterką jest problematyczna pani pastor, która chciałaby dobrze, ale jej nie wychodzi. Ale też można się zaśmiać parę razy, oczywiście, jeśli ma się odpowiednio porąbaną osobowość. Happy endu nie ma. Wręcz przeciwnie.
“Noi Albinoi” – islandzki. Apokalipsa w wydaniu kieszonkowym. Ale oglądając scenę w szkole, gdy nauczyciel mówi uczniom “dzisiaj pokażę wam, jak się robi majonez” można się poturlać. Dobrze ten film oddaje tęsknotę a ja bym chciał gdzieś w kraj daleki, co samą nazwą wprawia w sen.
Na razie tyle :)
pozdrawiam