Filmy o bohaterach robić trzeba tak, aby bohaterów dało się lubić. Nie tylko główne, ale też całą gamę postaci drugoplanowych.
A to, z niewiadomych dla mnie przyczyn, jest dla polskich współczesnych filmowców koszmarnie trudne. Albo idą na łatwiznę biorąc aktorów “znanych i lubianych” z seriali, bo myślą że to załatwi sprawę za scenariusz, albo zaczynają jakies koszmarne komplikowanie postaci, licząc na to, że jeśli nie sympatyczna, to postać będzie przynajmniej “głęboka”.
No cholera, taki “Ryan”. Postać amerykańskiego snajpera. Przecież to burak, “redneck” z “Bible Belt”. Normalny moher. Taka postać w polskim filmie jako pozytywna? A tu zarysowana i zagrana tak, że się ją lubi. I wcale nie przez nabijanie się z postaci.
Serialowo? Proszę bardzo, “Sztrafbat”. “Rotny”, wor. Przebitki na melinę i morderstwo kumpla, normalnie widzę “Celinę” i starego Staszewskiego. Czy ten klasyczny “wiejski głupek” który znajduje bunkier z generalskimi zapasami, po czym pijąc rum “Żamaisa” (Jamaica), pożerając frankfurterki i paląc fajki rozmarza się, że tylko mu tu baby brakuje. Po czym wszystko to, jak w bajce, traci.
Polscy scenarzyści kiedyś umieli tworzyć takie postacie. “Jak rozpętałem”, “Stawka”, “4 Pancerni”, “Gdzie jest generał”. Ale w pewnym momencie to utracili, nie wiem czy to ukąszenie “Czasem Apokalipsy”, ‘Plutonem” czy “Łowcą Jeleni”.
Co do serialu o cichociemnych. No kaszan, telenowela ze stenami w dłoni. Ale nie pastwiłbym się nad nim aż tak bardzo. Przynajmniej coś się dzieje – i są możliwości poprawy w przyszłości.
Krótki komentarz...
Filmy o bohaterach robić trzeba tak, aby bohaterów dało się lubić. Nie tylko główne, ale też całą gamę postaci drugoplanowych.
A to, z niewiadomych dla mnie przyczyn, jest dla polskich współczesnych filmowców koszmarnie trudne. Albo idą na łatwiznę biorąc aktorów “znanych i lubianych” z seriali, bo myślą że to załatwi sprawę za scenariusz, albo zaczynają jakies koszmarne komplikowanie postaci, licząc na to, że jeśli nie sympatyczna, to postać będzie przynajmniej “głęboka”.
No cholera, taki “Ryan”. Postać amerykańskiego snajpera. Przecież to burak, “redneck” z “Bible Belt”. Normalny moher. Taka postać w polskim filmie jako pozytywna? A tu zarysowana i zagrana tak, że się ją lubi. I wcale nie przez nabijanie się z postaci.
Serialowo? Proszę bardzo, “Sztrafbat”. “Rotny”, wor. Przebitki na melinę i morderstwo kumpla, normalnie widzę “Celinę” i starego Staszewskiego. Czy ten klasyczny “wiejski głupek” który znajduje bunkier z generalskimi zapasami, po czym pijąc rum “Żamaisa” (Jamaica), pożerając frankfurterki i paląc fajki rozmarza się, że tylko mu tu baby brakuje. Po czym wszystko to, jak w bajce, traci.
Polscy scenarzyści kiedyś umieli tworzyć takie postacie. “Jak rozpętałem”, “Stawka”, “4 Pancerni”, “Gdzie jest generał”. Ale w pewnym momencie to utracili, nie wiem czy to ukąszenie “Czasem Apokalipsy”, ‘Plutonem” czy “Łowcą Jeleni”.
Co do serialu o cichociemnych. No kaszan, telenowela ze stenami w dłoni. Ale nie pastwiłbym się nad nim aż tak bardzo. Przynajmniej coś się dzieje – i są możliwości poprawy w przyszłości.
Barbapapa -- 10.02.2009 - 09:40