A ja musiałam przez całe cztery lata. I tez niewiele pamiętam.
Lepiej niż samą łacinę pamiętam profesora – przeuroczego, piekielnie inteligentnego starszego pana, który uwielbiał stroić sobie z uczniów żarty. Wykorzystywał bezbłędnie nasze charaktery i bawił się nami doskonale. A myśmy, nie wiedząc kiedy, uczyli się dzięki tej zabawie znacznie więcej niż samego martwego języka.
Bo tak to już jest, ze zapamiętane i tkwiące do dziś w głowie strofy nie na wiele sie przydają. Ale to, co było obok, co towarzyszyło wkuwaniu tych strof – to właśnie przydawało się przy odbieraniu kolejnych lekcji, już nie w szkole a w życiu.
grzesiu
A ja musiałam przez całe cztery lata. I tez niewiele pamiętam.
Lepiej niż samą łacinę pamiętam profesora – przeuroczego, piekielnie inteligentnego starszego pana, który uwielbiał stroić sobie z uczniów żarty. Wykorzystywał bezbłędnie nasze charaktery i bawił się nami doskonale. A myśmy, nie wiedząc kiedy, uczyli się dzięki tej zabawie znacznie więcej niż samego martwego języka.
Bo tak to już jest, ze zapamiętane i tkwiące do dziś w głowie strofy nie na wiele sie przydają. Ale to, co było obok, co towarzyszyło wkuwaniu tych strof – to właśnie przydawało się przy odbieraniu kolejnych lekcji, już nie w szkole a w życiu.
Pozdrawiam nocnie nieco sennie
RRK -- 10.04.2009 - 01:26