Grzesiu – zgoda, Bieszczady fajne, ale jeśli kiedykolwiek będziesz miał możliwość, wybierz się w amerykańskie Góry Skaliste. Ja odpadłem. Już Montana (kraj mniej więcej wielkości Polski, 900 tys. mieszkańców) mnie rozwaliła. Niebywałe światło i kolory, wszędzie mnóstwo zwierzyny, aż trzeba uważać, żeby sie nie narazić na kłopoty z bizonami lub niedźwiedziem. Potem Wyoming i Idaho. Po drodze oczywiście Yellowstone. Wapiti łażą wszędzie – trzeba się opędzać. W górach Teton cudnie. Zrobiłem głupstwo – Mt. Teton tak mi przypominał polskie Tatry, że zdecydowałem się na samotny trekking. Trochę przesadziłem, bo tam naprawdę mało kto po górach chodzi. Spotkałem jedynie orły i łosie. Miałem szczęście, że nie misia. Potem “Piekło”: kanion rzeki Snake na granicy z Oregonem z jego dwu i półkilometrowymi urwiskami. Potem Quinault – niebywały las deszczowy w stanie Waszyngton.
Wszędzie bardzo mało ludzi. Tubylcy prości, lecz uprzejmi i życzliwi. Infrastruktura – jeśli już jest, to tania i na akceptowalnym poziomie. W sumie – przyroda amerykańska rulez. Ja trochę po świecie jeździłem i uważam, że ani w Europie ani w Azji nie ma podobnie pięknych, dzikich rejonów: albo cywilizacja zrobiła już swoje, albo kłusownicy. W USA uchowało się to niebywałe bogactwo na terenach wciąż jakoś przeciętnemu turyście dostępnych. Jeśli stać Cię na przelot, to na miejscu jest OK.
A – i nie zdziw się, jak tubylcy będą się dziwować, żeś z Polski. Polonusi z Chicago dojeżdżają najdalej do Yellowstone. Dalej Polak to wielka rzadkość i jeśli jeszcze powie, że jest jako turysta a nie za pracą, to w ogóle…
@Grześ
Grzesiu – zgoda, Bieszczady fajne, ale jeśli kiedykolwiek będziesz miał możliwość, wybierz się w amerykańskie Góry Skaliste. Ja odpadłem. Już Montana (kraj mniej więcej wielkości Polski, 900 tys. mieszkańców) mnie rozwaliła. Niebywałe światło i kolory, wszędzie mnóstwo zwierzyny, aż trzeba uważać, żeby sie nie narazić na kłopoty z bizonami lub niedźwiedziem. Potem Wyoming i Idaho. Po drodze oczywiście Yellowstone. Wapiti łażą wszędzie – trzeba się opędzać. W górach Teton cudnie. Zrobiłem głupstwo – Mt. Teton tak mi przypominał polskie Tatry, że zdecydowałem się na samotny trekking. Trochę przesadziłem, bo tam naprawdę mało kto po górach chodzi. Spotkałem jedynie orły i łosie. Miałem szczęście, że nie misia. Potem “Piekło”: kanion rzeki Snake na granicy z Oregonem z jego dwu i półkilometrowymi urwiskami. Potem Quinault – niebywały las deszczowy w stanie Waszyngton.
Wszędzie bardzo mało ludzi. Tubylcy prości, lecz uprzejmi i życzliwi. Infrastruktura – jeśli już jest, to tania i na akceptowalnym poziomie. W sumie – przyroda amerykańska rulez. Ja trochę po świecie jeździłem i uważam, że ani w Europie ani w Azji nie ma podobnie pięknych, dzikich rejonów: albo cywilizacja zrobiła już swoje, albo kłusownicy. W USA uchowało się to niebywałe bogactwo na terenach wciąż jakoś przeciętnemu turyście dostępnych. Jeśli stać Cię na przelot, to na miejscu jest OK.
A – i nie zdziw się, jak tubylcy będą się dziwować, żeś z Polski. Polonusi z Chicago dojeżdżają najdalej do Yellowstone. Dalej Polak to wielka rzadkość i jeśli jeszcze powie, że jest jako turysta a nie za pracą, to w ogóle…
Pozdrawiam,
Zbigniew P. Szczęsny -- 04.05.2009 - 13:52ZS