Zimna wojna „dwóch płuc”

Zimna wojna „dwóch płuc” to gotowy przepis na osłabienie kondycji całego patriotyczno-niepodległościowego organizmu.

Obalmy_k-a_ten_system_300.jpg

I. Prawicowa zimna wojna

Zgodnie ze starą prawicową tradycją rozmnażania się przez pączkowanie na podobieństwo drożdży, zostaniemy w tym roku udelektowani aż dwoma opozycyjnymi Marszami Niepodległości. Ten organizowany przez narodowców odbędzie się po staremu w Warszawie, natomiast PiS i Kluby „Gazety Polskiej” wskutek nagłego olśnienia, że na Marszach dochodzi do zadym, postanowiły się pryncypialnie odciąć i wyprowadzić do Krakowa, rezygnując tym samym ostatecznie z zeszłorocznej formuły „razem ale osobno”. W ten oto sposób zimna wojna pomiędzy PiS i Klubami „GP” a narodowcami, zapoczątkowana rok temu powołaniem Ruchu Narodowego, została ostatecznie usankcjonowana.

Jeszcze niedawno trochę dramatyzowałem z tego powodu, choćby w notce „Marsz Niepodległości 2013”, teraz już mi przeszło, przyjmuję obecny stan rzeczy do wiadomości, choć wciąż podtrzymuję swą tezę o „dwóch płucach” polskiego patriotyzmu – tradycji piłsudczykowskiej i endeckiej, które powinny się nawzajem uzupełniać. Sam jestem światopoglądowo gdzieś pomiędzy i odnoszę wrażenie, że takich jak ja może być więcej, stąd też moja smutna konstatacja ze wzmiankowanego tekstu, iż „sytuacja ta jest pewnym kłopotem, zmuszającym do dokonania wyboru na który absolutnie nie mam ochoty” oraz prognoza: „Wygląda na to, że dopóki PiS i Ruch Narodowy nie przyjdą do opamiętania, to „dwa płuca polskiego patriotyzmu” będą oddychać oddzielnie.” Stało się, „dwa płuca” do opamiętania nie przyszły i nic nie zapowiada zmian w dającej się przewidzieć przyszłości.

II. Rachunki krzywd – 1

Oczywiście, są po obu stronach „rachunki krzywd”. Narodowcy zbyt szybko uwierzyli we własną potęgę. Wiara ta podyktowana została raptownym umasowieniem niszowej do tej pory imprezy kilku środowisk – zarówno na skutek histerycznej kontrakcji „Gazety Wyborczej” z blumsztajnowymi gwizdkami, jak i po-smoleńskiego wstrząsu społecznego, wyrywającego ludzi z patriotycznego letargu. Oba te czynniki mobilizacyjne (pójdę na złość „Wyborczej” plus po-smoleńskie przebudzenie) zostały całkowicie zbagatelizowane przez organizatorów w ich oficjalnym przekazie, tymczasem prawda jest taka, że ludzie chcący dać wyraz swym poglądom i emocjom poszli na Marsz Niepodległości dlatego, że odnaleźli w nim sprzyjający „format” – i jest to główna przyczyna nagłego umasowienia demonstracji 11 Listopada.

Innymi słowy, nie każdy, kto w minionych latach szedł w obłokach policyjnego gazu ulicami Warszawy, jest narodowcem. Natomiast organizatorzy z Młodzieży Wszechpolskiej i ONR-u uznali najwyraźniej uczestników za swe „wojsko”, co dało się wyczytać podczas formowania się Ruchu Narodowego, kiedy to liderzy upojeni kilkudziesięciotysięcznym tłumem mówili o „jedynej antysystemowej sile” zdolnej do „obalenia republiki okrągłego stołu”.

To prześlepienie „ekumenicznego” charakteru Marszu, skupiającego różne odłamy patriotycznych środowisk, stało się przyczyną pychy i arogancji – bo trudno inaczej tłumaczyć propagandowe wpychanie Prawa i Sprawiedliwości do jednego worka z resztą politycznego mainstreamu III RP, czy sprowadzanie prezydentury Lecha Kaczyńskiego wyłącznie do podpisania Traktatu Lizbońskiego. Zaś lekceważenie znaczenia Tragedii Smoleńskiej i milczące założenie, że jest to tylko i wyłącznie polityczne „paliwo” PiS-u jest i niegodne, i głupie.

III. Rachunki krzywd – 2

Nie lepiej sytuacja wygląda patrząc od strony „pisowskiej”. Tu z kolei króluje doktryna, że poza PiS-em nie ma życia na prawicy, zaś każdy kto nie z nami, jest szkodnikiem, rozbijaczem mitycznej „jedności”, agentem, w najlepszym zaś razie – pożytecznym idiotą. Efektem była groteskowa wręcz zmiana nastawienia do Marszu Niepodległości. O ile w poprzednich latach działacze PiS-u lubili poogrzewać się wizerunkowo w patriotycznym tłumie, piętnując prowokacje i próby lewackich blokad oraz policyjne represje (a jak one wyglądały, opisywałem choćby w tekstach „Sprawa Sebastiana Wasiaka” i „Sprawa Rafała Jurkowskiego”), o tyle zaraz po informacji, że organizatorzy zamierzają powołać Ruch Narodowy, nagle okazało się, że ci narodowcy to banda zadymiarzy wokół których kręcą się różne nieciekawe indywidua z peerelowskim rodowodem i pewnie to wszystko, panie, ruska agentura… Nagle Tomaszowi Sakiewiczowi zaczął przeszkadzać w Komitecie Honorowym Jan Kobylański, a politycy PiS jęli mówić o „burdach” w tonie którego nie powstydziłby się minister Bartłomiej „idziemy po was” Sienkiewicz.

Jest to o tyle kuriozalne, że w samym PiS-ie również nie wszyscy pachną fiołkami – są pisowcy popierający RAŚ na Śląsku (o czym wiele mogłaby powiedzieć pani Jadwiga Chmielowska, która ma aktualnie proces z jednym z takich ancymonów), były różne dziwne postaci uaktywniające się w kluczowych momentach niczym niesławnej pamięci minister Kaczmarek, miałcy karierowicze pokroju „PJoN-ków”, ambicjonerzy od „ziobrystów”, zaś przy okazji Tragedii Smoleńskiej a to wyskoczy mecenas Rogalski z helem, to znów prof. Rońda ze swym blefem… Idę o zakład, że jest podobnych postaci więcej i jeszcze nie raz się o tym przekonamy. W tym kontekście, czepianie się obecności Bohdana Poręby i robienie z niego niemal głównej postaci kongresu na którym powołano Ruch Narodowy modelowo wręcz odzwierciedla przysłowie o kotle i garnku…

IV. Pączkowanie

Wracając do tegorocznych obchodów Święta Niepodległości. Samo rozbicie „centralnego” Marszu może przynieść pewien efekt pozytywny – wzmożoną aktywizację Krakowa i Małopolski mianowicie, do tej pory bowiem demonstracjom poza Warszawą daleko było do rozmachu i masowości. Teraz, za sprawą PiS i Klubów „GP”, sytuacja może ulec zmianie – a nuż więcej osób, które mają za daleko do Warszawy zdecyduje się przyjechać do Krakowa? Ciekawe, jak wypadnie ta korespondencyjna rywalizacja… A za rok, kto wie, jeśli Sakiewicz pokłóci się z PiSem, bo zasiedziałym działaczom nie będzie w smak próba infiltracji partii przez gazetopolskich klubowiczów, to może czeka nas kolejny rozłam i wyprowadzka np. Klubów „GP” ze swoją demonstracją do Gdańska, albo do Poznania? W końcu, jeśli pączkować, to na całego…

Poważniejąc – według mnie jest to z obu stron postawa krótkowzroczna. Nie da się zepchnąć narodowców do piwnicy, PiS nie jest również siłą, która potencjał odradzającej się tradycji endeckiej jest w stanie zagospodarować. Z kolei Ruch Narodowy pozycjonując się jako „jedyny sprawiedliwy” przeciw „mainstreamowi” może jedynie wpędzić się w doktrynersko-radykalną izolację. Zimna wojna „dwóch płuc” to gotowy przepis na osłabienie kondycji całego patriotyczno-niepodległościowego organizmu.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

http://niepoprawni.pl/blog/287/marsz-niepodleglosci-2013

http://niepoprawni.pl/blog/287/dwa-pluca-polskiego-patriotyzmu

http://niepoprawni.pl/blog/287/co-dalej-z-marszem

http://niepoprawni.pl/blog/287/perspektywy-ruchu-narodowego

http://niepoprawni.pl/blog/287/ruch-narodowy-nowoczesni-endecy

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Gadający Grzybie!

Sny o wielkości są niezbędną cechą kandydata na polityka. Ponieważ inteligentny człowiek nie może wierzyć w lewackie bzdury, więc musi być cyniczny, by bawić się w lewicowca. Jak jest takim cynikiem jak Leszek Miller, to wie kiedy się wycofać by przeczekać. Ideowcy pokroju Marka Borowskiego lądują na ślepym torze.

Na „prawicy” jest wielu entuzjastów, którzy są przekonani o swojej wyjątkowości, a umiejętności politycznych gierek odrzucają, jako coś niegodnego człowieka honoru. Dlatego „prawica” tak łatwo się dzieli. Każdy chce być Chrystusem zbawiającym naród, a nikt nie próbuje być politykiem.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

Obawiam się, że jest inaczej – na prawicy namnożyło się kieszonkowych Makiawellich i tu jest główny problem.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

Gdybyż to byli Mikołajowie Machiavelli, to by było pół biedy. Obawiam się, że nie mają pojęcia co on pisał…

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Subskrybuj zawartość