Wiesz Bożenko trochę przesadziłaś z tym umieraniem. Właściwie to przesadziłaś grubo. Nawet odwiedzić Cię nie zdążyłyśmy. Tyle było do opowiedzenia przez tę Twoją nieobecność. Tyle się działo. A teraz co?
Chociaż tak po cichu to trochę Cię rozumiem.
W końcu będziesz miała spokój od niekończących się zastępów ludzi, którym nieustannie pomagałaś. Ciotki, wujkowie i dzieci będą musiały sobie same poradzić. Nie będziesz godzinami dojeżdżać do pracy w mróz i upał po to, by dla odmiany pomagać zupełnie obcym ludziom.
Nic już nie musisz.
Odpoczniesz.
Mam nadzieję, że tak będzie i nie wymyślisz niczego co by ten Wielki Spokój mogło zakłócić.
Ależ Ty byłaś uparta w tym pomijaniu siebie! Śmiałam się z Ciebie, że nawet herbaty nie pozwolisz sobie zrobić, a jak już to będziesz dziękować zupełnie jakby było za co. Zrobienie dla Ciebie czegokolwiek to zawsze był wyścig. Lubiłam to Twoje zakłopotanie chociaż przerażało mnie jak, troszcząc się o innych, całkowicie zapominasz o sobie. Wszystko było ważniejsze. Niech teraz będzie inaczej.
Będzie mi brakowało Twojego dystansu do moich rewolucyjnych pomysłów.
Twojej cierpliwości do słuchania mojego trzepotania wiecznego.
I tego: „Małgoś, taka mądra dziewczynka jesteś, a zobacz co ty sobie robisz?”
I tego: „Małgośka!”
Tak się cieszę, że nie muszę Ci teraz mówić jak bardzo byłaś wyjątkowa, że nie muszę w pośpiechu zbierać słów. Obie wiemy jak często się zdarza, że dostrzegamy wyjątkowość człowieka, który od dawna był obok, dopiero kiedy odejdzie. No to ja się cieszę właśnie z tego, że widziałam i doceniałam, i mówiłam o tym kiedy jeszcze byłaś tu z nami.
Czuję się podobnie jak rok temu kiedy jechałaś w podróż życia i taki się lament podniósł, że nas tęsknota za Tobą zeżre. A potem zespołowo doszliśmy do wniosku, że Ci się należy oderwać od wszystkiego, zobaczyć coś nowego, odetchnąć. Widocznie tamto to było za mało…
Gdybyśmy mogli decydować to pewnie wolelibyśmy Cię przekonać żebyś do nas wróciła. Taki zwykły ludzki egoizm, trudność w pogodzeniu się ze sprawami, które przecież są poza naszym zasięgiem.
Pozdrów Pana Andrzeja jak sobie opowiecie wszystko co jest do opowiedzenia po ponad dwóch latach rozłąki.
I o nic się już nie martw.
komentarze
Oczywiście,
że docierają.
Nawet nie muszą być zapisane, żeby dotarły.
Z tamtąd docierają rzadziej, ale jak to już Pani pisałem, zdarza się i to.
Pozdrawiam ciepło
yayco -- 18.02.2008 - 14:37A mnie się tak skojarzyło
Już po powrocie i po Lalusiu, znalazłem na regionalnym portalu, tam skąd wróciłem, takie zdanie.
Po wyjściu ze świątyni udawano się na cmentarz. Przy składaniu trumny do grobu zwracano uwagę na to, by ktoś z krewnych nie rzucał na nią ziemi, gdyż mogło go za to później spotkać nieszczęście.
Igła
Igła -- 18.02.2008 - 14:45.
.
Magia -- 03.09.2008 - 13:18Panie Yayco
Ma Pan rację, że docierają i pisać nie trzeba nawet. I tak sobie myślę, że jakieś takie symboliczne gesty robimy dla siebie przede wszystkim.
I ja najpierw to chciałam inaczej zupełnie napisać lecz pomyślałam po co? Kiedy ktoś jest ważny (tego śmierć nawet nie jest w stanie zmienić) to lepiej pogadać z nim, a nie o nim.
Gretchen -- 18.02.2008 - 15:02Panie Igło
Ostatnio pewien znajomy podróżnik mi opowiadał o kazachskim zwyczaju.
Jak ktoś umiera to się jego imienia nie wymienia, a jedynie używa określenia “ten, który odszedł”.
Gretchen -- 18.02.2008 - 15:10Bierze się to z wiary, że po śmierci jakiś czas jeszcze się błąkamy po starych kątach własnych, zanim oddalimy się w nieznane. Wymawianie imienia podobno utrudnia to oddalenie, bo to tak jakby kogoś cały czas przywoływać.
Pani Magio
Niech Pani koniecznie napisze jak Pani się dowie co można zrobić...
Ja na razie jestem w fazie dekonstrukcji. Do tego zaczęłam czas separacji od aktywności zawodowej i mam całe morze czasu na tę dekonstrukcję. Trochę się zajmuję fizycznym wysiłkiem związanym z pakowaniem dobytku, ale tego sposobu nie polecam. Jest zbyt wyczerpujący. Ja w każdym razie nie mam w sobie tyle energii do zużycia.
Inna rzecz, że nie trzeba się nadmiernie przymuszać do tego zebrania do kupy. Niech sobie to wszystko płynie w swoim rytmie.
Gretchen -- 18.02.2008 - 15:17W pełni się z Panią zgadzam,
no może poza jednym fragmentem. Nie sądzę, żeby to dla nas było, przede wszystkim. Mam wrażenie, że dla Nich to też jest ważne.
A pogadać? To zawsze warto, choć tak często się nie chce…
yayco -- 18.02.2008 - 15:19ech...
mam nadzieję, że to prawda.
Gretchen -- 18.02.2008 - 15:30Czasem się obawiam czy rzeczywiście nie trzymamy się Ich kurczowo ze strachu.
Na to nic się nie da odpowiedzieć.
Kwestia wiary.
yayco -- 18.02.2008 - 15:40Bo to jest tak,
że każdy inaczej ma. Stryj zmarł. A ja go bardziej z dzieciństwa pamiętam, bo teraz rzadki kontakt był. Ale na ojca patrzę i se myślę, że on ciągle o śmierci gada.
Po co gada?
Albo taką ciocię/babcię mamy, 104 lata.
Igła -- 18.02.2008 - 15:57I ja z nią wogóle się boję z nią gadać, bo ona się modli o śmierć.
Siedzi, modli się, RM słucha, telewizor się błyska a ona się tu nudzi i się pyta na cholere jej to?
Te życie.
To czy modlenie się o śmierć, to grzech?
A co ja mam odpowiedzieć, powiem coś nie tak a ona się zakrztusi z gniewu albo ze śmiechu?
Czas mija a jest.
Igła
No tak jest,
Jedni się śmierci boją, inni się o nią modlą, a jeszcze inni umierają podczas gdy tamci się boją lub modlą.
A ta ciocia/babcia to niby o śmierć się modli, że jej nudno mówi a trwa na posterunku. Widać na jakąś jeszcze cholerę te życie jej jest.
Gretchen -- 18.02.2008 - 16:10Pięknie napisane,
choc pewnie lepiej by nie było okazji do takich pieknych tekstów.
grześ -- 19.02.2008 - 16:23Pozdrawiam.
Dzękuję...
lepiej by było, żeby nie było okazji. Zdecydowanie lepiej.
No ale co tu będziemy o oczywistościach mówić – jest jak jest.
Pozdrawiam również
Gretchen -- 19.02.2008 - 16:39Życie bez końca?
Toż to by było piekło!
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 05.03.2008 - 21:14