Gruzińska Moc...

Tagi:

 

Nie piszę o polityce z kilku powodów: nie znam się na tym, ten świat znaczeń jest tak odległy od mojego, że nawet nie znam właściwych słów bym mogła zabrać głos.
Więc od kilku dni czytałam wiele z tego co pojawiało się w sprawie wojny w Gruzji. Merytorycznie nie miałam nic do powiedzenia z powodów wyżej podanych.

Jestem przeciwna wojnie jakiejkolwiek, bo najczęściej widzę ją jako krwawą zabawę kilku nie tak do końca dorosłych osób. Cenę płacą jednak nie oni zazwyczaj tylko ludzie, którzy chcieliby spokoju i… życia.

Już trochę z przyzwyczajenia sobie czytałam dzisiaj. W ten sposób doszłam do wpisu Dymitra o wypowiedzi Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

I coś mnie podkusiło żeby sprawdzić co powiedział…

Jak mogłabym to skomentować?

Nigdy nie widziałam takiego pobudzenia u Prezydenta tego kraju. Nie było mównicy, której by się trzymał.

Stał samodzielnie.

Ale to pobudzenie…

To urywanie głosek…

To energiczniejsze niż zazwyczaj rozglądanie się na boki…

To emocjonalne napędzenie.
Nieadekwatne.

Te słowa!

To wyraźne poczucie mocy u człowieka, który na codzień robi wrażenie zalęknionego i nieśmiało spogląda…

Ten głos wybrzmiewający donośnie…

Gdzie i kiedy ja to ostatnio mogłam widzieć?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Moc była

w zdecydowanej większości treści,

czyli emocje były wielkie, od serca płynące

co nie oznacza że wszystko było dobre

prezes,traktor,redaktor


Max

Tak wyrażać emocje to mogę ja w rozmowach z Panem Igłą.

Albo Ty ze mną jak Cię rozwścieczę.

Tymi emocjami poniesiona nocą zaczęłam się zastanwiać nad niezwykłą osobowościową przemianą Prezydenta, która dokonała się ot tak…?

Sama z siebie?


Słuchajcie

A jak ma sie przemawiać do tłumu w kraju toczącej się wojny?

Tak jak na salonowej herbatce?


Panie Igło

Polityk przemawiający w jakiejkolwiek sprawie i miejscu powinien mieć to wystąpienie przygotowane i przećwiczone przynajmniej trochę wcześniej. Tym bardziej jeśli ma przemawiać w sprawach lub w miejscach dla niego osobiście, podkreślam osobiście , ważnych.

On (ten polityk) nie jest na herbatce u cioci Zosi, on jest w pracy i profesjonalizm wymagałby zachowania kontroli. W słowach, w gestach, w mimice twarzy.

Im bardziej sprawa z jednej strony delikatna, a z drugiej wymagająca np. zajęcia zdecydowanego stanowiska tym bardziej.

Ja tego wystąpienia słuchałam z przerażeniem. I patrzyłam z przerażeniem jak się Prezydent rozkręca. Spontanicznie.

Niech Pan sobie Panie Igło popatrzy na to jeszcze raz. Niech Pan zwróci uwagę na to jak wyglądają panowie stojący za naszym Prezydentem.

Już nie chcę się odwoływać do tego jak przemawia Sarkozy, bo zaraz mnie tu zjecie w porze drugiego śniadania.

Wyobraża Pan sobie na ten przykład, analogicznie rzecz biorąc, że rozmawiam z kimś na kozetce i ten ktoś mi mówi, że wszystkie baby są puszczalskimi kretynkami, a ja na to mówię pan jesteś niewychowany cham?


ADHD...

...się to bodajże nazywa! (oczywiście na skalę prezydencką!)

Pani Gretchen – niech Pani zwróci uwagę na to jak wygląda nasz Prezydent, gdy panowie stoją przed nim…


Panie Joteszu

Moim zdaniem to się inaczej nazywa, znaczy to co widziałam, ale nie powiem może sam Pan się domyśli.

Dzięki temu jak Prezydent wygląda kiedy panowie stoją przed nim, można mieć przystępne pole do ich obserwacji kiedy stoją za nim…

I ja coś Panu polecę. Niech Pan zwróci uwagę na moment kiedy oni wszyscy wchodzą na scenę, ale niech Pan sobie popatrzy uważnie na Prezydenta naszego kraju.

Cholera.


To proste

L.Kaczyński nigdy nie przemawiał do takich tłumów w takiej sytuacji. Dał się ponieść chwili. To było nieprzygotowane, spontaniczne. Mówił, co mu ślina na język przyniosła. Charakterystyczne były dygresje a’la bracia Kaczyńscy.
Dla mnie to było fatalne przemówienie. Gruzini będą nas za nie kochać – to się nazywa prawdziwa “polityka miłości”. Jakie będą inne korzyści?


Dymitrze

No właśnie.
Dał się ponieść chwili i dla mnie to było tak czytelne, że zrodziło przerażenie o to, co jeszcze ślina na język prezydencki przyniesie.

Wyobraź sobie Dymitrze jeszcze oczko wyżej rozpędzone emocje.

Dla mnie charakterystyczne jest dla Prezydenta szukanie wzrokowego wsparcia w otoczeniu. Widać to za każdym razem. Wczoraj też i dzisiaj – bardzo wyraźnie.


Gretchen

w następnym kroku wypowiedzenie wojny (oczko wyżej).


A widzisz!

No to ja właśnie o tym myślałam słuchając.

Jeszcze jeden krok i rozchwiany emocjonalnie nasz Prezydent wypowiedziałby wojnę.

Podrygując i podskakując, strzelając oczami na boki.

Rozpacz.

Chyba zacznę marzyć o tym obśmianym już raporcie…


Gretchen,

Tym co Prezydent wygadywał byłam tak samo przerażona.
Tak przerazona, że co chwilę wyjmowałam z ucha słuchawkę (bo ja telewizora słucham przez słuchawke) a potem musiałam to odreagowac wymyślając limeryk.

No ale dobra, odreagowałam.

A teraz sie zastanawiam : w jakim sensie nasz Prezydent odzwierciedla cos, co moznaby nazwac stanem ducha narodu.

Siła nieduża, nierealistyczne widzenie sytuacji, emocjonalne reagowanie na kryzysy czy konflikty a potem beznadzieja i deprecha. A potem znów skok w emocje. I tak w kółko.

Wychodzi mi na to, ze polskosc to jest zwyczajna dwubiegunowosc. Maniakalno-depresyjna.

Czy ja przesadzam?

zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...


Dobrze, że nie był...

...na koniu! Bo gdyby jeszcze koń dał się ponieść, to byłoby do kwadratu. Swoją drogą to “ponos” po rosyjsku znaczy biegunka…


Pani Anno

Oglądałam w komputerze a to odwracając się od monitora, a to wybałuszając oczy, a to chowając głowę w dłoniach… Na koniec szpetnie zaklęłam.

Wie Pani, że podobne objawy do zaburzeń dwubiegunowych daje też uzależnienie czyli w konsekwencji osobowość nałogowa?

Od poczucia mocy do pikujących w dół nastrojów. Od chowania się i stania w cieniu do niespodziewanego wyrywania się do pierwszego szeregu.

Brzmi podobnie, prawda?

No może zresztą teraz ja przesadzam?


ciekawe,

że o tym nie pomyslałam.

Bo to nawet bardziej pasuje.
Nie wiem czy do Prezydenta ale do ducha narodowego to nawet na pewno bardziej.

zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...


joteszu,

Ty masz rację z tym koniem.
Gdyby ten koń... etc… to istotnie mogłoby sie wydarzyc…

zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...


.

.


Panie Joteszu

Pana się takie żarty trzymają, że strach pomyśleć...

:)


Pani Anno

Więc tym bardziej należy sobie zdrowia życzyć.

Szczęście i pieniądze przywloką się za nim. MIejmy nadzieję.

Serdecznie Panią pozdrawiam.

:)


Jeszcze żeby to było przemówienie porywające

Tak jak Becka w 1939, od słuchania którego ciarki i dzisiaj przechodzą.
A jego nie było widać zza mikrofonu, oczy prosiły o wsparcie, mówił chrapliwym, urywanym dyszkantem, wchodził w zawiłe dygresje.
PS. Dobrze, że nie wspomniał o lustracji i inwigilacji prawicy, chociaż było blisko.


Dymitrze

Otóż właśnie. I jako jedyny polski Prezydent nie miał krawata.

Poza moimi spostrzeżeniami to jeszcze dodatkowo jako przemówienie – kiepskie w formie.

I co poradzisz? Nic.


.

.


Pani Magio

Pani z góry wie, co autorka odpowie¿

Przyznam, że Pani pomiedzy wiedzącymi się nie spodziewałem.

Zaczynam się cieszyć, że za kwadrans znów zostanę pozbawiony dostępu do internetu, na czas dłuższy.

Przykre, jednakże…

PS Z góry przepraszam Panią za wszystkie moje lapsusy i błędy, które zechce mi Pani wytknąć


.

.


Panie Yayco

Dziękuję za Pański trud i choć zapewne okaże się daremny, to dla mnie jest to miły i ważny gest.

Jeszcze raz dziękuję.


...

:)


Panie Joteszu

:))


Szanowna Pani Magio,

goofina

A tak – tym razem “wiem”! A raczej przewiduję. Mając w pamięci “pełne miłości” komentarze i notki Autorki odżegnujące się od diagnozowania cudzych przypadłości na odległość.
No trudno – nie we wszystkim dopada mnie skleroza… Ale cieszę się, że Pan się “z przykrością” dziwi. Niczego innego się nie spodziewałam. Pańska opinia w tym względzie nie jest dla mnie zaskoczeniem. Bynajmniej.

Miłego plażowania życzę...

p.s. Chyba komentarz Pana nie był spowodowany tym, że ktoś zakłócił Pański wypoczynek wakacyjny skarżąc się Panu na moją wredność? (Założyłam się.)

[edit]

I coś w tym jest, że jak się choć trochę z kimś rozmawiało, to można przewidywać czego się po nim spodziewać.

– rzekła Gretchen, dnia 17 miesiąca sierpnia, roku 2008. Do kogoś innego, co prawda.
:)
http://tekstowisko.com/comment/574518/No-to-przykro-mi

przepraszam, że nie odpowiedziałem wcześniej, ale trud, jaki włożyła Pani w ostateczne (mam nadzieję) sformułowanie swojej odpowiedzi, trochę mi przeszkadzał. Na wszelki wypadek zacytowałem Pani odpowiedź w takim kształcie, w jakim weszła ona w poniedziałek 18 sierpnia.

Niestety, po piątej bodaj ze środowych Pani wersji, kiedy to wciąż musiałem zmieniać swoją odpowiedź, a w przypadku PDA jest to pracochłonne i żmudne, straciłem dostęp do Internetu i trud mój poszedł na marne. Przez chwilę, kiedy przeczekiwałem załamanie się pogody w Alpach, widziałem jeszcze wersję datowaną 13.08.2008 – 23:57, do której pozwolę sobie jeszcze marginalnie nawiązać. Ubolewam, że niektórych z wersji nie było mi dane przeczytać, co prawdopodobnie wpływa na moją ocenę całości.

Zacznijmy jednak od kwestii merytorycznych. Przynajmniej w założeniu.

Nie zarzucałem Pani sklerozy (co akcentowała Pani we wczesnych wersjach swojej odpowiedzi). Zarzucałem Pani niczym nieuzasadnioną (moim zdaniem) prekognicję. Pani ma inne zdanie w tej kwestii, ale ja pozostanę przy swoim.

Dziwi mnie zadziwiające zagęszczenie uwag ad personam w Pani wypowiedziach. Także tych, które odnoszą się do mnie. Ponieważ Pani pyta, to muszę stwierdzić, że przeczytałem tekst Autorki i Pani oryginalną odpowiedź sam z siebie. Czy Pani naprawdę sądzi, że ja nie umiem czytać sam z siebie i nie mam własnych ocen?

W kwestii zaś zakładania się, to wiadomo między ludźmi, że nie jestem zainteresowany hazardem. Mam na to świadków. Tym bardziej cieszy mnie, że – w ostatnich redakcjach Pani odpowiedzi – wątek hazardowy został ograniczony, w szczególności zaś, że wycofała się pani z oferty podzielenia się ze mną wygraną za jeden z zakładów.

Muszę przyznać, że zakładanie się o ludzkie zachowania, zwłaszcza zaś wtedy, jeśli towarzyszy temu prowokowanie ich (choćby nawet uroczo nieudolne), znajduję jako wyjątkowo niesmaczne.

Ale to mój pogląd. Jak dotychczas nie traktowałem TXT jako kolektury. Muszę się temu przyjrzeć, bo zasadniczo ten rodzaj dewiacyjnego przystosowania do kryzysu anomicznego, kwalifikowany przez R.K.Mertona do innowacji, nigdy mnie nie interesował. Ani życiowo, ani badawczo.

I to tyle. Ze swej strony kwestię uważam za zamkniętą, choć z zainteresowaniem będę śledził dalsze Pani prace nad tekstem powyżej aktualizowanym. Natomiast nie zamierzam, w tym miejscu, toczyć z Panią polemik, które uważam za prowadzące donikąd i zaśmiecające wątek czemu innemu poświęcony. Było by miło, gdyby zechciała to Pani wziąć pod uwagę. Ale to już pani wybór.

PS Pani Gretchen będzie łaskawa wybaczyć ten zupełnie zbędny, choć myślę, że dla śledzącego go czytelnika zabawny wątek, który nieopatrznie wywołałem. Mam nadzieję go nie kontynuować. Przepraszam za zaśmiecanie.


.

.


.

.


.

.


Pani Magio,

Pani tak wiele pisze, żeby nic nie napisać...

Ale skoro Pani ciągle do tego wraca: skąd Pani wie, że diagnoza dotyczy Pani? Czy aby sama się Pani nie “diagnozuje”, korzystając z cudzych słów, Pani nie dotyczących?

To, że Pani koncentruje swoją uwagę w określonych miejscach, nie znaczy, że inni zachowują się zwierciadlanie.

Proszę, zamiast kolejnych odpowiedzi, rozważyć to co napisałem. Z odrobiną dobrej woli, jeśli to możliwe

Pozdrawiam

PS Było by też milo, gdyby nie imputowala mi Pani czegokolwiek


Subskrybuj zawartość