W Hanaczowie zaczęło się w listopadzie 1943 roku, kiedy banderowcy zabili przedwojennego nauczyciela i oficera AK Stanisława Weissa. Weiss w czasie okupacji pracował jako brakarz drzewa w lesie. Dostał kulę w tył głowy.
Śmierć tego powszechnie szanowanego, także przez Ukraińców człowieka (był żonaty z Ukrainką), wywołała wielkie wzburzenie wśród ludności Hanaczowa i okolicznych wsi. AK ujęła trzech sprawców mordu. Nietrudno domyśleć się, co z nimi zrobiono. Hanaczowska samoobrona przestała tolerować demonstracyjne przemarsze banderowców. W tym samym miesiącu, w którym zamordowany został S.Weiss, zatrzymano we wsi trzech uzbrojonych Ukraińców i przekazano ich Kripo.
W tej sytuacji należało się spodziewać zemsty UPA. Już w grudniu wywiad AK doniósł o koncentracji bojówek banderowskich w sąsiednich wsiach ukraińskich. Do Hanaczowa zaczęły dochodzić wstrząsające wieści o mordowaniu w okolicy całych polskich rodzin.
Hanaczów, malowniczo położony wśród wzgórz i lasów 30 kilometrów na południowy-wschód od Lwowa (pow. Przemyślany, woj. tarnopolskie) liczył w tamtym czasie ok. 3000 mieszkańców, w tym ok. 1000 uchodźców z Wołynia i pobliskich wsi oraz co najmniej 60-70 ukrywanych Żydów. Chaotyczna i rozległa zabudowa nie pozwalała na objęcie całej wsi obroną przez niespełna stu żołnierzy samoobrony. W związku z tym komendant Rejonu AK Hanaczów, wachm. „Głóg” zaproponował koncepcję obrony w tzw. „trójkącie obronnym” czyli w murowanych budynkach w centrum wioski: kościele, szkole, klasztorze, domu parafialnym i kancelarii gminnej. Niestety nie zgodziła się na to starszyzna wsi – nie wyobrażano sobie pozostawienia swoich domów na pastwę losu. W tej sytuacji tylko wzmocniono warty na opłotkach Hanaczowa i zaczęto budować schrony.
2 lutego 1944 roku od południowej strony, z miejscowości Prybeń, nadciągnęły pod Hanaczów silne oddziały UPA. O dziewiątej wieczorem kilkuset* banderowców, wśród których podobno byli także policjanci ukraińscy, na znak wystrzelonej rakiety, rozpoczęło szturm na Hanaczów. Atakowano jednocześnie z kilku stron, paląc zabudowania i mordując napotkane osoby. Napastnicy ominęli przysiółki Hanaczowa – widać było, że ich zamiarem jest zdobycie centrum wsi. Samoobrona wspierana oddziałem odwodowym „Głoga” stawiła rozpaczliwy opór. Walkę podjęli też cywile – na przykład Magdalena Nieckarz, która broniła się siekierą, dopóki nie została ścięta serią z automatu. „Rozległ się straszny krzyk, wycie psów, zrobiło się jasno od ognia” – wspominała świadek Zofia Bakota.
Zaciekła obrona trwała 3 godziny. Napastnikom udało się osiągnąć zabudowania tylko na obrzeżach wsi. W pewnym momencie na pomoc mordowanym hanaczowianom przyszedł z lasu żydowski oddział partyzancki Abrama Bauma „Bunia” i akowcy z Przemyślan. Po północy UPA zaczęła się wycofywać, pozostawiając po sobie 70 spalonych gospodarstw i 110 zabitych mieszkańców Hanaczowa, w tym: 32 kobiety, 19 dzieci oraz 15 Żydów (brak danych o ich płci i wieku)**. Ocenia się, że w walce zginęło kilkunastu napastników, drugie tyle odniosło rany.
Była to pierwsza na taką skalę „antypolska akcja” UPA w Galicji (Małopolsce) Wschodniej.
Niiemiecka policja, która przybyła nazajutrz, obejrzała pobojowisko i za przyjazd zarekwirowała 12 krów. Miejsce zbrodni wizytowali też policjanci ukraińscy z Pohorylec, których komendant podobno sam brał udział w napadzie.
Ofiary napadu pochowano na wzgórzu koło cmentarza w zbiorowej mogile.
Źródło: Rzeczpospolita
Do grobu włożono butelkę ze spisem nazwisk poległych i pomordowanych. Na cześć ofiar czeladnik szewski Andrzej Mucha ułożył 46-zwrotkową pieśń, w której opisywał okoliczności śmierci każdej z nich. Pieśń jako „lament chłopski na mordy ukraińskie” pt. „Pieśń o męczennikach” wydało w maju 1944 roku BIP Komendy Obszaru w nakładzie 7500 egzemplarzy. Pieśń znalazła omówienia w prasie konspiracyjnej. (Prawdopodobnie) A.L.Czernowa, lwowska mediewistka, pisała o niej: „(...) poemat, chyba najlepszy ze wszystkich naszych utworów poezji ludowej, ma, mimo prymitywizmu językowego, miejsce godne Homera, Tassa czy starofrancuskich średniowiecznych >>chants de geste<<”.
Oto jej dwie zwrotki:
A mężczyźni potem mogiłę sypali,
By o strasznym mordzie wszyscy pamiętali,
Że tu spoczywają drogie wszystkim szczątki,
A to miejsce było dla wiecznej pamiątki
By dziatki maleńkie, co nie pamiętają,
Nieraz ojca, matki, co tu spoczywają,
Bo gdy kiedyś ujrzą tam grób usypany,
Mogły koić własne niezatarte rany.
Kończąc omówienie Czernowa zaznaczyła, że przytacza pieśń „(...) nie po to, by a la Żeromski rozdrapywać rany. Ale aby wiedzieć, widzieć wszystko aż do dna i pamiętać. Wielki naród może przebaczyć, ale nie wolno mu zapominać (...)”.
______________
*- podaje się liczby upowców od 300 do 1000
**- J.Węgierski pisze o 58-85 ofiarach, lecz Komański i Siekierka publikują personalia wszystkich polskich 95 ofiar, więc przyjmuję za pewnik ich wersję.
__________________________________________________________________________________________________
Źródła:
J.Węgierski, “W lwowskiej Armii Krajowej”, Warszawa 1989
H. Komański, S. Siekierka, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946”. Wrocław 2006.
komentarze
Wiele tych ludzkich tragedii
o wiele za wiele.
Zgadzam się, aby pamiętać, bo jakże inaczej można przebaczyć skoro się nie pamięta? Nie da się, nie można.
No i popatrzecie tylko była taki literat co napisłał “Łuny w Bieszczadach”
Byli inni, co opisywali “walkę z bandytami” w “Tygrysach”
Jak się to wszystko ma do prawdy, którą tutaj czytam(y)
Panie Dymitrze, pozdrawiam
MarekPl -- 02.02.2009 - 10:40Łuny w Bieszczadach
Będę musiał kiedyś przeczytać tę książkę. Jak mówi Smoleński, “książka skłamana, plująca w twarz Ukraińcom”. Jeśli tyle w tym prawdy, co w całej tfurczości Smoleńskiego…
Dymitr Bagiński -- 03.02.2009 - 08:01Panie Dymitrze
w tej książce autor przedstawiał tzw “ukraińskie pieszczoty”
Pan wie, co one oznaczały
I ja chyba wrócę do lektury raz jeszcze.
MarekPl -- 03.02.2009 - 11:49Panie Dymitrze!
W jakimś stopniu starszyzna wsi jest odpowiedzialna za wielkość strat. Nie zmienia to oczywiście oceny bandytów…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 06.02.2009 - 18:08JM
Tak właśnie było. Proszę jednak wziąć pod uwagę, że to była pierwsza na taką skalę akcja UPA w Galicji (czy jak Pan woli, Małopolsce Wschodniej) i mogli hanaczowianie wierzyć, że do czegoś takiego nie dojdzie.
Dymitr Bagiński -- 06.02.2009 - 22:17Panie Dymitrze!
Przedkładanie partykularnych interesów nad interes wspólny nie ma nic wspólnego z doświadczeniem mordów. Po prostu ci starsi wsi nie chcieli sformować pewnej obrony w centrum wsi, bo zagrożone były ich partykularne interesy (gospodarstwa). Ja piszę o tym aspekcie decyzji. Przecież zgromadzenie kobiet i dzieci w centrum, nie wykluczało wysuniętych posterunków i wczesnej obrony wsi.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 07.02.2009 - 10:24