MŚ w lekkiej atletyce za nami. Nie mi oceniac poziom mistrzostw, poziom stosowania dopingu, poziom organizacji itp. rzeczy. Niech się wypowiedzą zawodowcy. Byle uczciwie.
Ja tylko o występie Polaków parę zdań chciałem. No więc tak.
Były już oczywiście na wielkiej rangi imprezach lepsze występy naszej reprezentacji. Był Sztokholm 1958, był Montreal 1976 czy było choćby Sydney 2000 gdzie zdobyliśmy, jakby nie patrzec, cztery złota.
Ale od ponad 30-tu lat, jako reprezentacja, nigdy nie pokazaliśmy tak licznych atutów. Ponadto w Szwecji lekkoatletyka raczkowała i były to tylko ME, a w Kanadzie nie startowało, w ramach protestu, pół Afryki. W Australii natomiast, mimo wspomnianych 4-ch tytułów, był tylko Korzeniowski i młociarze.
Na ile jesteśmy silni metodycznie i szkoleniowo a na ile jest to przypadek wynikający z uzbierania się naraz grupy wielkich talentów – nie wiem. Stanisław Grochowiak mówił, że wszyscy jesteśmy kabotynami. Wg mnie wszystko jest zbiorem przypadków, choc niewątpliwie wolę oglądac na stolcu prezesa pana Skuchę niż panią Szewińską.
Uważałem, że świetne wyniki Polaków biorą się m.in. z tego, że w części konkurencji zaczęto bardziej walczyc z dopingiem. Tym z wyższej półki. Oczywiście w ograniczonym zakresie, bo gdzieżby… I dalej tak uważam. Ale to nie zmienia faktu, że nasi reprezentanci pokazali w Berlinie wielką klasę. Było nas wszędzie widac, prawie zawsze z dobrej lub bardzo dobrej strony. No i nasi zawodnicy bez wyjątku wyglądali jak ludzie, a nie jakieś cyborgi czy robokopy. Również ci, którzy bili rekordy. Miło było znów poczuc się dumnym z tego, że się jest Polakiem. Dzięki dla tych, którzy to spowodowali.