Na kilka dni odpuściłem sobie blogowanie. Nie działo się nic takiego co kazałoby mi przerwać wakacje. Akurat był czas na wypróbowanie skrzydełek Igły. Masalę miałem bo siostrzyczka z Indii przywiozła. Nie powiem, niezłe. Zresztą moje rodzinne dziewczyny, to skrzydełek, w każdej, nawet najbardziej prymitywnej postaci, potrafią zeżreć każdą ilość. Psiuk mój, Dianka, też daje radę każdej ilości kostek. Jak nie zeżre od razu, to chowa sobie po krzakach w ogrodzie, “na zaś”.
W rewanżu, nasz przepis na takie “prymitywne” skrzydełka. Bierze się tego kilogram już bez tych lotek, czy jak zwać te kawałki skladające się z samych kostek i skóry. Poprzekrawać też trzeba w następnym stawie. To mają być takie kawałki na jeden gryz. Na kilogram konieczne jest mieć pół buteleczki maggi. Do miseczki wlewa się te maggi, wrzuca pokrojone skrzydełka, miesza i do lodówki na godzinkę. Nie więcej. W tej godzince, ze dwa razy przemieszać. Po godzince wyjąć, wywalić na durszlak i odsączyć. Mąkę trzeba mieć i olej. Sporo. Na patelni musi być najmarniej na palec. Kawałki skrzydełek obtaczać w mące i wrzucać na gorący olej. Smażyć po obu stronach na chrupko i rumiano. Nie zdarzyło się, żeby cokolwiek z takiej smakowitości zostalo na nastepny dzień. Zżerają wszystko. Pewnie pół Polski ten przepis zna. To ja go podaję dla tej drugiej połowy.
Przy okazji, ta pijąca część rodziny wypróbowała legendarny w niektórych blogerskich kręgach, napitek pod tytułem Kadarka. Byli już po kilku piwach, dużym Bolsie, ale Kadarce też dali radę. Następnego dnia leciał “Tupot białych mew…”
komentarze
Eche..
Poprubujem i żekniem…
Igła -- 24.08.2009 - 16:49Dzb.
Hm, Kadarka plus skrzydełka
jestem za:)
A kadarkę dawno na studiach nazwałem , nie wiedzieć czemu,m Grabarką:)
Ale mam do niej jak i do Sophii sentyment, tanie niby wino, ale jednak lepsze cuś niż tzw. jabol:)
A w ogóle to Igła ma te, skrzydełka?
grześ -- 24.08.2009 - 23:54Ja myślałem, że igły mają tylko ucho.
Od śledzia:)