Usiadłem przed komputerem, a w zasadzie to położyłem laptop na nogi i mam zamiar coś napisać.
Coś. Ale co? Tego jeszcze dokładnie nie wiem. Tak samo jak nie wiem, gdzie to coś co wyjdzie spod klawiatury zawieszę. Czy na swoim nowym blogu, czy może…
Okej, póki co nie zawracam sobie tym głowy. Wpierw trzeba to coś spłodzić, a potem się ewentualnie martwić gdzie z tym pójść.
Zresztą jakie to zmartwienie i jakie to ma znaczenie. Żadne, prawda.
W kalendarzu mamy Nowy Rok.
Za nami, tylko o niespełna jeden dzień, został ten stary rok.
Czy był zły, czy dobry, a może taki w sam raz?
Jeśli nowy rok, to jakieś postanowienia warto by powziąć.
A jeśli tak to jakie?
A jeśli nie to dlaczego?
Wciąż te pytania! Bez nich człowiek, albo głupi, albo martwy.
Innej opcji być nie może, no chyba że opcja przestawna: martwy lub głupi.
Podsumowanie starego roku w punktach.
Punkt pierwszy.
2009 rok był do dupy!
I to we wszystkich aspektach mojego życia.
Punkt drugi.
Mam cichą nadzieję, że się nie powtórzy
Hm. A może to ja byłem do de?
Tego wszak nie mogę wykluczyć.
I tutaj jak w teleturnieju, wszystko staje się nagle zagadką do nieodgadnięcia.
To co dotąd wydawało się być oczywistością jak najbardziej oczywistą staje się prawdziwą piramidą wszelkich niewiadomych.
Po jakiejś chwili zastanowienia nie masz już pewności, że dwa razy dwa równa się, o czym byłeś dotąd święcie przekonany, taboret z wyłamaną nogą. Zaczynasz kombinować i wychodzi ci po pewnym czasie, że równie dobrze może to być cztery.
Stary kalendarz odkładam na bok, a w zasadzie upycham nogą w czeluściach starej szuflady, którą przywalam szpargałami i zastawiam starym, prawie jak ja, lustrem. Kiedy spojrzałem weń zauważyłem jak odchodzę z tamtym zeszłorocznym bagażem hen za siódmą nadzieję...
W tym roku, w pierwszej jego połowie, mam zamiar odpowiednio się wzbogacić, aby w drugiej połowie zostać pisarzem.
I czuję, że to mi się uda.
Dziennikarzem byłem.
Wczoraj termin ważności utraciła moja legitymacja prasowa. Nie mam zamiaru starać się o jej przedłużenie.
Jeśli ktoś odczuwa niedosyt, to może sobie coś przedłużyć, coś skrócić lub coś naciągnąć – jak Ibisz – skórę.
Podobno Krzysztof od tego naciągania w miejscu gdzie faceci zwykle mają jabłko Adama ma przyrodzenie. Nie zauważyłem, bo nie oglądam telewizorni, w której ten pan występuje, a jeśli mam wierzyć wierzyć na słowo Wojewódzkiemu, to niech i tak będzie. Gówno mnie to w końcu obchodzi.
I w ten sposób, chcąc nie-chcąc, wypowiedziałem się o mediach.
O kolorowej prasie pisałam już wielokrotnie w przedziale czasowym do wczoraj. Nie wracam.
O polityce też pisałem. Ale tutaj zrobię sobie wyjątek.
Wrócę! I to nie jeden raz.
Na ten przykład przyjrzę się tej całej komisji ds afery hazardowej.
A co mi tam.
Dokopię ziomalowi, który z aferzysty stał się czołowym działaczem politycznym i specjalistą ds afer.
No tak. O alkoholu najwięcej mogą powiedzieć alkoholicy (wiem co piszę), a o przekrętach tzw politycy!Tym bardziej wiem.
Ale jak już zapowiedziałem, do politykierów będę wracał od czasu do czasu. Temat potraktuję jako tzw przerywnik kulturalny.
Teraz czas na życzenia.
Wszystkim tego na co zasługują:
politycy do pierdla,
dziennikarze i publicyści wraz z ich dziełami na stos,
sędziom, prokuratorom i sprzedajnym gliniarzom, i innym mendom, uczciwych procesów,
polskim pseudo demokratom i pseudo liberałom oraz naiwniakom i innym frajerom wczasów na Sybirze lub w Chinach.
Całej reszcie, zaraz niech to tylko policzę na palcach,
Wszystkiego dobrego!
Pokoju, aby spokojnie żyć.
Wojny, aby uzyskać właściwą higienę świata, by żyć na odpowiednim poziomie w oczyszczonych z hien społeczeństwach*.
Miłości i atrakcyjnych (nie tylko wirtualnych) romansów.
Bezpiecznego seksu.
Poczucia atrakcyjności i pamięci o godności i własnej wartości.
Spokojnego, godnego procesu dojrzewania, aby odejść tam gdzie nieuniknione, kiedy właściwy Moment nadejdzie.
Mniej samotności.
Wszystkim dzieciom, rodziców.
Rodzicom, dzieci.
Księżom, wiernych.
Wiernym, nadziei.
Biednym, codziennej strawy i dachu nad głową.
Bogatym, wrażliwości i gestu.
Optymizmu, więcej zdrowego dystansu i sporej dozy zdrowej ironii.
I wreszcie! Mojej dobrej powieści dla tych, którzy we mnie wciąż jeszcze wierzą.
_______________________________________________________________
* Mój głos w sprawie wojny.
Tak naprawdę, to nie mamy ani jednego dnia pokoju od zakończenia II WŚ
Problem tkwi w czym innym – masowym ogłupianiu.
Wojna, ta o której ja wspominam, to wojna wypowiedzenia posłuszeństwa tzw elytom, którzy należą do Klubu Czcigodnych Właścicieli Ziemi i kręcą swój biznes nie zważając na ludzkie cierpienie.
komentarze
-->MarekPl
Ślicznie ;) Życzę napisania powieści, choć to ciężki kawałek chleba, jak sądzę. W zasadzie to praca, żmudna mordęga nawet — znowu jak sądzę — dla celebrytów pisania ;)
Pozdrawiam,
referent
PS. Zapomniałem, książkę oczywiście kupię ;)
——————————
referent Bulzacki -- 01.01.2010 - 17:26r e f e r a t | Pátio 35
Panie Marku!
Ja proponuję przypomnieć sobie modlitwę Bułata Okudżawy. Tam jest wszystko co trzeba i chyba nie uda się niczego dodać do tego.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 05.01.2010 - 21:54Panie Jerzy
w sumie ma Pan Szanowny rację
Pozdrawiam
MarekPl -- 06.01.2010 - 00:25