Jeszcze nie pogrzebano poległych w katastrofie lotników a już rozpoczęto spór o czas w jakim prezydenta o nieszczęściu powiadomiono. Kompromitujące kłótnie przelewają się przez media, angażują hierarchów kościelnych, ministrów prezydenckich, opinię publiczną. O co chodzi? Jak zwykle – o zajęcie dla intrygantów. O zadokumentowanie swojej przydatności, gorliwości, troski o suwerena. Jak zwykle w grę wchodzą pilnie obserwowane cechy osobowości władcy. Te z nich są pobudzane, które się do gry przydadzą. I gra się toczy.
Według prezydenckich urzędników minister obrony narodowej lub premier powinien osobiście poinformować prezydenta o zdarzeniu. Według mediów, kancelaria informuje kancelarię. Okazało się zaś, że MON, postępując zgodnie z przewidywaną w takich wypadkach procedurą przez dwadzieścia minut bezskutecznie próbował osiągnąć kogoś z BBNu, wydzwaniając pod podane jako kontaktowe numery telefonu. BBN nie pracuje po piętnastej! Taką informację uzyskały media. Bezpieczeństwo narodowe musi poczekać do godzin urzędowania. Z tego właśnie wynika, że premier powinien osobiście.
Wcześniej nieco okazało się, że o remoncie ulicy przed prezydenckim pałacem powinna informować prezydent Warszawy. Nie dodano wprawdzie, że osobiście i na przykład we włosiennicy ustawić się kornie w kolejce do stosownego referenta. Pismo wykonawcy remontu, podające także trasę objazdu było nieważne. Nie dopełniono obowiązku osobistego…
Po swojej wizycie w Mirosławcu, na miejscu katastrofy, pan Prezydent przed kamerami wyraził krewnym jej ofiar współczucie i żal. Jednocześnie dwukrotnie podkreślił, że dopiero na miejscu stwierdził, wbrew temu jak go przekonywano – podkreślał to wyraźnie – że samolot nie spadł jak kamień w dół. Przekonywała go chyba żeńska część otoczenia. Każdy bowiem, kto kiedyś był chłopakiem, niezawodnie był świadkiem karambolu zmajstrowanego ad hoc urządzenia latającego. Zna więc zasadę zachowania pędu nawet jeżeli na lekcjach fizyki niezbyt wtedy uważał.
Zaskakujący podczas prezydenckiego przemówienia był drugi plan kamery. Oto stojący w tle zwalisty minister całym sobą demonstrował niezadowolenie z faktu, że z powodu katastrofy musi się narażać na zimno, deszcz i oddalenie od należnej o tej porze dnia golonki ze stosowną popitką. Jego zachowanie kontrastowało jaskrawo z godną postawą trzeciej osoby, widocznej w kadrze. Z faktu, że trzymała ona parasol można wnioskować, że był to funkcjonariusz BORu. On tam był służbowo.
Trwa kompromitujący kontredans. Obecnie część prezydenckiego otoczenia, podobnie jak dawniej medialne twarze PiSu, zajadle pracuje na przegraną w kolejnej kampanii wyborczej. Tym razem prezydenckiej. Układ. Oczywista oczywistość.
komentarze
Ile jeszcze?
Zastanawiam się kiedy Prezydent się zorientuje, że świta robi z niego wała ustawiając w pozycji bożyszcza do którego inni powinni podchodzić na klęczkach. Kolejna dymana sprawa kto komu może jak wysoko naskoczyć.
Z drugiej strony dzisiaj w zetce ironizował bodaj Żelichowski, że powinno się wydać zakaz ataku na Polskę po 17ej i w weekendy bo BBn ma wolne wtedy.
sajonara -- 27.01.2008 - 13:23Sylnorma Zaskakujący
Zaskakujący podczas prezydenckiego przemówienia był drugi plan kamery. Oto stojący w tle zwalisty minister całym sobą demonstrował niezadowolenie z faktu, że z powodu katastrofy musi się narażać na zimno, deszcz i oddalenie od należnej o tej porze dnia golonki ze stosowną popitką. Jego zachowanie kontrastowało jaskrawo z godną postawą trzeciej osoby, widocznej w kadrze. Z faktu, że trzymała ona parasol można wnioskować, że był to funkcjonariusz BORu. On tam był służbowo.
Bim bom. Bull’s eye! :)
[ost. Jaśminowa dziewczyna]
Futrzak -- 27.01.2008 - 13:36Sajonara
Oglądam teraz wyniki sondy w Puszce Pandory Paradowskiej. 82% respondentów chce zmian w kancelarii prezydenckiej. 18% jest jednak za tym, co jest. Jesteśmy niepoprawni.
Stary -- 27.01.2008 - 13:55Futrzak
Mowa ciała nie kłamie. To nie język, który może być podwójny.
Stary -- 27.01.2008 - 13:56