Od wielu lat zdumiewa mnie wyjątkowo wręcz beztroski stosunek naszych władz do dziedzictwa przyrody.
Przeczytałem dzisiaj na portalu GW notatkę o akcji pogłebiania Neru – obok Bzury głównej rzeki Pradoliny Warszawsko-Berlińskiej, która doprowadziła już na terenie województwa wielkopolskiego do bezpowrotnego zniszczenia unikalnego biotopu torfowiskowo-bagiennego.
Znam ten teren dość dobrze odkąd odkryłem przyjemną alternatywę drogową na trasie Warszawa-Poznań. Zamiast ciąć do autostrady na Stryków, należy w Łowiczu skręcić na Łęczycę i jechać do miejscowości Piątek (gdzie znajduje się podobno geometryczny środek Europy – jak sygnalizuje znajdujący się tam pomnik).
Pradolina Warszawsko-Berlińska w osobliwy sposób wywołuje u mnie skojarzenia z doliną Padu. W podobny sposób ukształtowany teren i podobnie przyjemna równowaga osadnictwa i wciąż w miarę dzikiej przyrody. Coś charakterystycznego dla terenu przez długie stulecia uprawianego w zgodzie z jakąś tradycją, której wynikiem jest piękny krajobraz, w którym jest miejsce i dla człowieka i dla natury.
Równowagi tej nie zdołały nawet jakoś bardzo naruszyć lata komunizmu. Jedyne, co po nim pozostało, to trochę klockowatych budynków, najczęściej nieotynkowanych i o zawsze złych proporcjach. Za wysokich w stosunku do rzeźby terenu, o za małych otworach okiennych i brzydkim blaszanym dachu. Pomiotu architektonicznego banału i złego gustu.
Jak się dobrze zastanowić, to takich enklaw krajobrazowych mamy w kraju bardzo mało. W związku z wykonywanym zawodem dość dużo podróżuję w najróżniejsze zakątki Polski i autorytatywnie stwierdzam, że Polska jest krajem popsutego pejzażu i zniszczonej przyrody. Pozostały nam stosunkowo niewielkie połacie, które wyłamują się spod wszędobylskiej dzikiej zabudowy i rabunkowej eksploatacji. Bieszczady pustoszą palacze węgla drzewnego, Puszcza Białowieska jest okrawana z otuliny, dzikie odcinki rzek meliorowane na użytek miejscowego rolnictwa. Kopalnia Węgla Brunatnego “Konin” zaraz zmelioruje nam nawet jezioro Gopło… Wycina się zabytkowe aleje niby dla bezpieczeństwa, ale co się potem dzieje z tym drewnem – hę? Nieliczne wielkie puszcze dzielone są drogami, przecinkami, fragmentami lasu przemysłowego. Ostoje zwierzyny wystrzeliwane są przez kretynów myśliwych i trzebione przez kłusowników. Ryb też już prawie nigdzie nie ma. Mam porównanie z rzekami i jeziorami środkowego zachodu USA i zapewniam – nie da się tego porównać. U nas po prostu – jak na tamtejsze standardy – ryb nie ma.
Z jakiegoś niezrozumiałego powodu, odpowiedzialni decydenci nieomal zawsze rekrutowani są spośród matołkowatych inżynierów kompletnie nieważliwych na piękno przyrody, pozbawionych wszelkiego gustu i smaku. Dla tego nędznego plemienia las to nie las, tylko “obszar zalesiony”, rzeka to “ciek wodny”, jezioro to “akwen” a bagno czy łąka to “nieużytek”. Rzesza takich ćwierćinteligentów na stanowiskach pustoszy nasz kraj w imię wąsko rozumianego interesu, najczęściej prymitywnych form gospodarowania, które sprowadzają się do najprostszej eksploatacji zasobów przyrodniczych o minimalnej wartości dodanej a za to wyjątkowo uciążliwej dla środowiska.
Proszę mnie zrozumieć – ja jestem jak najdalszy od misyjności co niektórych ekologów, lecz uważam, że Polska jest na tyle dużym krajem, że pewne, dość duże nawet obszary powinny być wyłączane spod intensywnej działalności gospodarczej i pozostawiane jako strefa zasobów przyrodniczych. W dłuższej a nawet w średniej perspektywie spowoduje to korzystną koncentrację przemysłu i przemysłowego rolnictwa na pewnych terenach (dostępność infrastruktury przyciąga kolejne inwestycje) a tereny gospodarki ekstensywnej i ekologicznej oraz ostoje dzikiej przyrody będą rozwijały się turystycznie przyciągając turystów z całej Europy.
Tymczasem obecny rozwój kraju prowadzi do sytuacji, że wszędzie jest tak samo brzydko i tak samo źle. Jak to mi powiedział kiedyś taksówkarz w pewnym mieście powiatowym: “U nas ni miasto, ni wieś – ni pojebać, ni zjeść”. Dalsza kontynuacja tego typu rozwoju doprowadzi nieuchronnie do zatracenia rzadkich pozostałości dawnego bogactwa przyrody a na wakacje wszyscy będziemy jeździć do krajów lepiej radziących sobie z ochroną środowiska. No bo po co siedzieć w Polsce? W kraju, gdzie większość zabytków uległa całkowitemu zniszczeniu, nieliczne pozostałe marnieją a przyroda traktowana jest jak tani zasób przemysłowy i zawsze podręczne składowisko odpadków? I jeszcze drogo tu jak cholera!
Piszę ten tekst z Dębek, gdzie miejscowy “deptak” już obrósł setką byle jak i z byle czego skleconych budek serwujących zapiekanki i kebap po szatańskich cenach. Na szczęście nie wleźli jeszcze z tym całym kramem na plażę...
Pozdrawiam,
komentarze
lewackie
brednie!
I’d rather be a free man in my grave
Docent Stopczyk -- 01.07.2008 - 09:54Than living as a puppet or a slave
???
Docencie – że co proszę ???
Bąka mi Pan tu puściłeś – wypraszam sobie!
Zbigniew P. Szczęsny -- 01.07.2008 - 10:13Ziggi
żart … :P
po prostu zareagowałem jak przeciętny maczoprawicokatolik, dla którego ochrona przyrody i ekologia to czerwone wynalazki
a co do ochrony przyrody w Polszcze to ja mam wrażenie że jest to zdeka amorficzne, tzn nie ma jakiejś jednej spójnej koncepcji. ale i tak u nas jest jeszcze co chronić, na szczęście
I’d rather be a free man in my grave
Docent Stopczyk -- 01.07.2008 - 10:39Than living as a puppet or a slave
A...
No bo tak się jakoś niesmacznie zdziwiłem…
Zbigniew P. Szczęsny -- 01.07.2008 - 10:38okej otworzyłem okno :P
i drzwi co by cug był
I’d rather be a free man in my grave
Docent Stopczyk -- 01.07.2008 - 10:38Than living as a puppet or a slave
Docencie!
Ale uważaj Pan na przeciągi !
Zbigniew P. Szczęsny -- 01.07.2008 - 10:47ja tam lubię jak
duje :)
I’d rather be a free man in my grave
Docent Stopczyk -- 01.07.2008 - 10:59Than living as a puppet or a slave