O kwietniu 1943 nie moimi słowami.


Nie napiszę, bo nie umiem.

Więc fragmenty tekstu Ryszarda Marka Grońskiego. Wstrząsające i piękne.

Polityka - nr 15 (2396) z 2003 roku, z kwietnia

Tamten kwiecień

Ryszard Marek Groński

,,To były czasy przedtelewizyjne.(…) Ale najważniejsze w mieszkaniach zapamiętanych z dzieciństwa przychodziło razem z gośćmi. Każdy był opowieścią; jej pointa to życie domagające się słów. (…)Wieczorne opowieści zastępowały baśnie dzieciństwa. Ich bohaterowie – teraz pijący herbatę, palący papierosy Wolność i unrowskie Camele – byli w tych opowieściach obdarzeni czarodziejską mocą, darem pokonywania zła. Sąsiad z drugiego piętra łódzkiej kamienicy stawał się wielkoludem przerzucającym przez mur całe rodziny, o czym mówił burkliwie, zawstydzony swoją siłą, chowając dłonie o żółtych od nikotyny paznokciach, kiedy w opowieści znalazła się migawka – skręcenie karku szmalcownikowi. Kobieta o blond włosach podretuszowanych czernią odrostów opowiadała o synu. Zapowiadał się na wielkiego poetę – wszystkie matki w marzeniach są Salomeą Słowacką. Syn nie zdążył zadebiutować przed wojną. Za murem napisał poemat „Ostatnia twarz lorda Byrona”. Poemat zakopano w piwnicy domu, Niska 7. Matka szukała go daremnie rozgrzebując rumowisko.(…)

Widzę za to kadr po kadrze opowieść pani Jadzi. Kiedy Bóg odwrócił twarz od swego ludu, ortodoksyjni rabini postanowili przebłagać go, wzorem mieszkańców miasteczek zaludnionych przez krewnych i powinowatych Lejzorka Rojtszwanca. Urządzili więc na warszawskim cmentarzu ślub najbiedniejszej panny z garbusem. Pannę młodą podprowadziły do oblubieńca stojącego już pod baldachimem, chupą – dwie kobiety trzymające zapalone świece. Panna młoda w białej sukni z twarzą zakrytą welonem, kiedy znalazła się pod chupą, okrążyła trzykrotnie pana młodego, po czym zajęła miejsce po jego prawej stronie. Zaśpiewał kantor, kilku rabinów obecnych na uroczystości odmówiło błogosławieństwo nad winem. Pan młody wypowiedział formułę: „Oto zostajesz mi poświęcona tą obrączką wobec prawa Mojżesza i Izraela”. Obrączka – bez ozdób, z metalu błysnęła na wskazującym palcu prawej dłoni oblubienicy. Jeden z rabinów odczytał kontrakt małżeński – ketubę. Wręczył ją panu młodemu, ten oddał ketubę dziewczynie, rabini przystąpili do błogosławieństw, szames ustawił na podmurówce grobu szklankę, pan młody rozgniótł ją obcasem buta, mazeł tow! – zawołali ci, którzy pragnęli odwrócić gniew Pana. Dziewczyna odsłoniła twarz, podwinęła welon. Spojrzała na swego męża po raz pierwszy i wybuchnęła płaczem, wstrząsającym jej rachitycznym ciałem. Garbus wspiął się na palce, nieśmiało starając się zetrzeć z jej twarzy łzy.

Z cudzej pamięci wyłania się postój riksz na Solnej. Rikszarze obserwują zbliżające się towarzystwo: esesman, dwie kobiety, oficer we włoskim mundurze z aparatem fotograficznym. Esesman wsiada do rikszy. Daje Włochowi znak, by zajął miejsce w drugiej. Przy nich sadowią się kobiety, biuralistki czy sekretarki w którymś z niemieckich urzędów.

– A teraz, sojuszniku, urządzimy wyścig rydwanów, jak w twoim Rzymie – zapowiada esesman.

Odwraca się do rikszarza kładąc rękę na kaburze pistoletu. Drugą ręką obejmuje partnerkę, rozchichotaną i szczęśliwą. Włoch gwiżdże, riksze ruszają jadąc koło siebie. Słychać coraz głośniejsze zdyszane oddechy. Riksza z esesmanem zostaje w tyle. Esesman jest wściekły, cierpi jego ambicja, nie może nawet zdzielić pedałującego rozpaczliwie podczłowieka, to tylko pogorszyłoby sytuację. Riksza z Włochem przyspiesza, zwiększa dystans. Przechodnie obserwujący te zmagania rozbiegają się, kulą po bramach. Esesman wyciąga pistolet. Riksza toczy się jeszcze przez chwilę, potem nieruchomieje.

– Może gdzieś zachowała się fotografia – kończy opowieść Mietek S. – Włoch zrobił zdjęcie. Miał dobry aparat, Leicę.

Doktor W., chirurg zbierający się za Ocean (namawia go do wyjazdu kuzyn, jedyny krewny, jaki mu pozostał), raz jeszcze wspomina przyjaciela, chirurga Józefa Steina. Asystował mu przy skomplikowanej operacji filmowanej przez Niemców, by pokazywać ją później studentom medycyny jako materiał szkoleniowy.

– Chociaż nosiliśmy maski na twarzach, ekipa dostała polecenie: wolno filmować jedynie ręce, ręce chirurga.

Pan doktor – przygotowujący się do amerykańskiej przygody – odgrzebał w pamięci hollywoodzki epizod. Na ulicy opustoszałej po akcji spotkał mężczyznę o posturze chłopca. Mężczyzna, w krajobrazie nieszczęścia i śmierci, ściskał w dłoniach album ze zdjęciami – słońce, palmy, białe wille rozrzucone na wzgórzach i chłopiec z przyklejonym uśmiechem, ten sam chłopiec w objęciach wypindrzonej blondyny o twarzy znanej z filmów, wyświetlanych wszędzie tam, gdzie terkotał projektor i dobiegały dźwięki jazz bandu.

– To ja – rzekł niski mężczyzna. – Byłem cudownym dzieckiem. Grywałem w filmach. Zestarzałem się, przyszły inne cudowne dzieci, wróciłem do Warszawy. Album to wszystko, co mi pozostało z tamtego życia.

Mówiąc to darł zdjęcie po zdjęciu. Rzucił album na chodnik. Odszedł, by istnieć już tylko w relacji doktora W. i w czyimś pamiętniku, opisie ostatnich dni przed Powstaniem.

Kwiecień – ten dziś już sprzed sześćdziesięciu lat przywoływany był często w wieczornych opowieściach. Pod pustym niebem ocaleniem mogła stać się codzienna krzątanina, łut szczęścia, miłość. Kto o tym opowiadał? Nie pamiętam. Na strychu podpalonego domu ukryli się zakochani. Pożar dogasa, wkrótce zjawią się Niemcy. Chłopak odnajduje schowek przygotowany przez lokatorów kamienicy. W schowku pod obluzowaną deską w słoju – zwitek dolarów. Niemcy przeszukali pobieżnie strych, nikogo nie znaleźli. Chłopiec przekonuje dziewczynę, że powinna przedostać się na drugą stronę: ma dobry wygląd, uratuje się. On zostanie, dołączy do bojowników. Organizuje przerzut, daje dziewczynie dolary, dziewczyna ukrywa się na Mokotowie. Kiedy dowiaduje się o Hotelu Polskim na Długiej, którego pensjonariuszom Niemcy gwarantują legalny wyjazd do Szwajcarii, decyduje się na ujawnienie swojej tożsamości. Płaci za wolność od strachu, szantażu, spojrzeń łapsów dolarami wręczonymi jej przez zakochanego chłopca.

Hotel Polski okazał się prowokacją – pensjonariusze nie odjechali do Szwajcarii, lecz do obozu zagłady. Dziewczyna zginęła. Zakochany w niej do szaleństwa chłopak przeżył tamten kwiecień i wiele jeszcze kwietni. Było z nim tak jak w Księdze: gwiazdy płaczą z tymi, którzy kochając płaczą w nocy."

Ryszard Marek Groński

Całość tu.

A tu tekst Jotesza 24, który jako jedyny o dzisiejszej rocznicy w Salonie napisał.

A tu równie piekny artykuł Grońskiego o rodzinie karłów w Oświęcimiu.

komentarze (9)SkomentujJeżeli na tej stronie widzisz błąd, .
  1. @Nie ma

    Więc pewnie nie było.
    Ino ten hotel, działa.

  2. tego wpisu też nie było na jedynce

    no tak, przecież to już tak dawno..

    2007-04-20 01:23Adam @Tezeusz1232592Walczący z Minotaurami i PESEL2www.tezeusz.salon24.pl
  3. Może to i dobrze

    Może to i dobrze, Grzesiu, że się zaczyna ostatnio dużo mówić na temat ksenofobii. Bo dla mnie milczenie w sprawie Rocznicy jest właśnie symbolem tego zjawiska.
    Co to się w Polsce dzieje? Czytasz blog Passenta? Niektóre wypowiedzi, pełne pogardy, jadu, nienawiści?
    Zobacz marsz w Krakowie, prawie nikt go nie potępił. Policja ich nie rozgoniła. Tylko brutalna, tępa siła "Polska dla Polaków". A jakby człowiek pogrzebał w ich życiorysach, toby się okazało, że żaden nie jest czystej krwi Polakiem.
    U siebie też dużo piszę na te tematy, ostatnio o Unrugu i Łempickiej. Pasjonuje mnie różnorodność kulturowa.
    Ja w każdym razie, mimo że w moim drzewie na 6 pokoleń wstecz nie ma innej narodowości, zawsze stanę przed tymi ludźmi i będę ich osłaniał.
    Czasami wstydzę się, że jestem Polakiem.

  4. Torlin, jedna z niewielu rzeczy,

    których nie mogę zrozumieć i której po prostu nienawidzę to rasizm. Nie rozumiem, ludzi którzy są rasistami czy antysemitami uważam za bezwartosćiowych, a jak ktoś jest rasistą czy antysemitą w Polsce to go jeszcze za totalnego głupka uważam. Blog Passenta podczytuję, ale od dawna nic tam nie piszę, bo nie jest tam ciekawie z różnych powodów.
    A z blogów ,,Politykowych" to ja przy owczarkowym odpoczywam.

  5. @rasizm

    rodzi się chyba z głupoty.
    A potem znajduje naukowe uzasadnienie.
    Z tym, że istnieje też rasizm żydowski, murzyński, żółty.
    A rózniece między ludźmi też istnieją.

    Ja np dostaję szału jak mi sie jakiś Prawdziwy Polak Katolik wpisuje i zaczynam go od sowietów wyzywać.

  6. Takie właśnie teksty ...

    ... nalezałoby zaaplikować tym młodzieńcom z ONR-u jako lekarstwo na rasizm. Jeśli zaś ten lek nie pomoze - to juz chyba trza bedzie wziąć ik na OIOM.

    2007-04-20 14:32owcarek podhalański027
  7. grzes

    Nie mam weny. Zaraziłam się od Ciebie:).

  8. Artur,

    Piszesz:
    ,,Ale zauważ Grzesiu że według Wyborczej tylko antysemityzm jest zjawiskiem wartym napietnowania, czymś podłym, ciemnym, odrażającym - antypolonizm żydowski natomiasy nie istnieje, a jeśli już to nie jest tak nazywany a jedynie jako niechęć czymś tam uzasadniona i traktowana wyrozumiale."
    Moim zdaniem nie do końca, ale masz rację ,,Wyborcza" czy ,,Polityka" są bardzo wyczulone na przejawy antysemityzmu, mnie to nie dziwi, może to wynikać chocby z tego, że wiele osób w ,,Gazecie" jest pochodzenia żydowskiego. Są też np. osoby jak Passent w ,,Polityce", które w wyniku holocaustu straciły rodzinę czy najbliższych. Dla mnie naturalne, że osoby z takimi doświadczeniami bbędą wyczulone na antysemityzm.
    Dalej, holocaust był i to jest jakkby na to nie patrzeć coś, co właściwie nie ma odpowiednika, plan wyniszczenia całego narodu, w dużej części zrealizowany ( oczywiście to nie znaczy, że rzeź Ormian czy próba wymordowania inteligencji, oficerów i wszystkich warstw wyższych polskich przez Stalina są czymś mniej tragicznym i mniej ważnym)

archiwum postów »

PnWtŚrCzPtSoNd
     12
3456789
10111213141516
17181920212223
24252627282930
31