Nie wiem, jak to napisać, ale mam potrzebę wyrzucenia kilku rzeczy. Słucham Klenczona sobie. Dziwnie jest.
Rano zmarła moja babcia, niby rzecz, która się zdarza. Nie odczuwam smutku jakiegoś wielkiego, bardziej żal mi mamy, której ciężko jest na pewno. A ja nie wiem jak pomóc. Mam nadzieję, że przez to, że z nią jestem, już pomagam.
Smutku strasznego nie odczuwam, z jednej strony myślę, że to nawet dobrze, że tak w miarę szybko, bo było z nią już ostatnim czasem źle. Kilka miesięcy temu, jak widziałem jak zapomina coś czy nie poznaje bliskich osób czasem, myślałem sobie: ,,Kurwa, ja nie chcę dożyć starości". Dalej nie chcę...
Nie byłem jakoś bardzo z nią związany, nie była osobą łatwą, nie była podobna do mnie, nie była jakimś wzorem dla mnie. Choć jak większość, co z tamtego pokolenia początku lat dwudziestych (urodziła się w 1922 roku) została do dziś, była twarda, przeżycia, takich, które moim udziałem nie były i mam nadzieję nie będą nigdy, ukształtowały tamtych ludzi. Może to jakiś truzim, ale wydaje mi się, że ludzie urodzeni choćby po wojnie i pokolenia następne już takie nie są.Tamci mają ( mieli) w sobie coś. Wystarczy na Bartoszewskiego popatrzeć.
Babcia była bardzo uparta, trudna, czasem konfliktowa, ale pamiętam chwile różne pozytywne: choćby jak spiewała różne swawolne piosenki po niemiecku, rosyjsku itd . (W ogóle dla mnie było dziwne, że ktoś kto był 5 lat na robotach w Niemczech,przeżył wojnę, nie żywi żadnej nienawiści do Niemców, zawsze lubiła gadać po niemiecku( mówiła śmiesznie bo z bawarskim naleciałościami, bo całą wojnę była w Bawarii)).Była pracowita, całe życie na wsi, całe życie -praca, jeszcze po siedemdziesiątce będąc potrafiła nieraz przegonić w robocie i aktywności kogoś młodego. Będę ją pamiętał taką, ostatnie miesiące była taka bezbronna, bezradna, choć czasem miała przebłyski nagłej aktywności czy świadomości. Tydzień temu ją widziałem,zadowolona, nic ją nie bolało, poznawała mnie i mamę.
No i tydzień minął i koniec.
Dziwne, pierwsza śmierć, która mnie jakoś osobiście dotyka. Bo oczywiście różne osoby z dalszej rodziny umierały, ale to było takie dalekie, inne. Tu jest dziwnie.
Takie nie do opisania to wszystko, ale mam w sobie dużo myśli, dużo emocji, nie mam z kim pogadać chwilowo i muszę to jakoś wyrazić.
Nie wiem jak, więc skończę chyba.
Jest taka piosenka piękna Anathemy,,,One last goodbye", Danny Cavanagh napisał ją po śmierci swojej matki, choć wielu myśli, ze pieśń o miłości do dziewczyny. W sumie nie pasuje do sytuacji..., ale że jest dobra, to zacytuję:
,,Somehow I knew
you would leave me this way
Somehow I knew
you could never stay
And in the early morning light
After a silent, peaceful night
You took my heart and
slipped away..."
Words and music: Danny Cavanagh, z płyty ,,Judgement" , zresztą jednej z najpiękniejszych płyt,jakie znam.
PS. Nie wierzę w takie rzeczy, ale wczoraj myślałem o śmierci tej i o tym kiedy będzie pogrzeb i co będę czuł i czy będę musiał przekładać zajęcia. Takie zwyczajne , przyziemne sprawy. A rano jak zadzwonił telefon po 7 to już wiedziałem, o co chodzi, mama zresztą pewnie też.
przykro...
miałam to samo ze śmiercią dziadka. niby jakoś nie byłam z nim związana, niby to dobrze, że już przestał cierpieć, niby... ale w piłkę to by się z nim zagrało. chodziłam przez tydzień jakby nigdy nic, a po tym tygodniu tak po prostu nagle poryczałam się czytając o poranku "wyborczą" [nie wiem, czemu pamiętam akurat to, jaka to była gazeta. co w niej czytałam, nie wiem. miłośników/przeciwników "gw" proszę o nienadinterpretowanie]. i tak sobie siedziałam nad tą poranną gazetką i wyłam nad nią dobre 3 godziny. nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek potem płakała z powodu śmierci dziadka. tak to czasem bywa.
3maj się, grzesiu.
Kilka lat temu odeszła moja babcia. Była mi bliska. Przekazała mi swój optymizm życiowy (i specyficzny chrześcijański fatalizm - "tak miało być"). Pożarł ją rak. Dziwnie się czułem. Przecież powinienem rozpaczać, mieć żal, łzy w oczach. Powinienem. Powinienem? Kto powiedział, że powinienem?
Refleksja, owszem, ale czemu miałbym rozdzierać szaty. Czy życzyłaby tego sobie wiecznie uśmiechnięta babcia? Wątpię.
Po latach szkoda straconych okazji do lepszego poznania historii rodziny. Szkoda, że nie mogłem sie jej poradzić w kilku sprawach. Po latach poznaję wartość tej straty, ale nie będę płakał. Uwierzyłem, że to byłoby wbrew niej.
Moja babcia spędziła 5 lat w Saksonii. Długo utrzymywała kontakt z Niemkami, które tam poznała. Z polską gościnnością przyjmowała Niemców, którzy przyjechali obejrzeć dawne swoje włości, a na których gospodarowali moi dziadkowie przesiedleni przez PRL.
"Tak miało być"
Dlaczego?
:-)
bo tak takie dziwne rzeczy się zapamiętuje zazwyczaj. Ja podejrzewam, że z dzisiejszego dnia zapamiętam, że próbuję po raz kolejny colę, którą w zamrażarce była 24 godziny, otworzyć, ale jak na razie się nie udaje i się rozlewa mi ciągle, bo ciśnienie jest. Głupie, ale prawdziwe.
często z waznych wydarzeń pamiętamy jakieś pierdoły, czy to zabawne czy niezwiązane bezpośrednio ze smutnym wydarzeniem.
Ty ,,GW", ja coca- colę.
No i dzięki za post.
podobnie miałem gdy półtora roku temu mojej babci się zmarło. Może Cię jeszcze dopaść większy smutek, bo mnie dopadł po kilku dniach, tak więc trzym się. I sobie posłuchaj "Jesieni" Budzego. Pzdr.
A ja sie ciesze, ze mogles i chciales to napisac.
Podobno 'to' moze, choc nie musi, przyjsc po jakims czasie. Dobrze jest byc przygotowanym. Nie musi wyplywac z wielkiego zwiazku (emocjonalnego) ze zmarla osoba, moze wynikac z bezradnosci wobec oczywistego, z nie_zrozumienia wlasnego spokoju badz rozpaczy, z tego wszystkiego niewiadomego, przed czym nagle stajemy, w upartym marszu do ("nie chce starosci"). Jedno jest pewne - na chwile uciszyc sie, przechodzac kolo domu, w ktorym zasloniete lustra i zatrzymane zegary. I ja sie wlasnie zatrzymalam.
Kondolencje...
.
Niestety tak już jest, że ludzie nam odchodzą - sam przeżyłem śmierć mojego ojca kilka lat temu... W sumie nigdy nie wiemy kiedy sami stąd znikniemy...
Tak czy inaczej trzymaj się - niestety trzeba z tym żyć, choć przyzwyczaić sie do tego i być na to gotowym chyba nigdy nie będzie jak...
pozdrowienia
W mojej rodzinie przez ostatnie piętnaście lat umierali po kolei wszysyc przedstawiciele starszego pokolenia, łącznie z moją matką i ojcem.
Mam więc pewną wprawę w myśleniu o śmierci.
Ale moje konkluzje mogą niektórych zaskoczyć, gdyż podchodzę do tego raczej pogodnie. Niezależnie czy "tam" jest coś czy nie ma nic, lęk nie ma sensu.
Ja wiem, że to łatwo mówić. Ja zreszta też się boję czasem. Ale pracuje nad sobą.
I pewnie niektórzy sie oburzą, ale nie we mnie nadmiernej powagi w tej sprawie.
Nie można brać życia zbyt poważnie, żywi z niego i tak nie wyjdziemy.
śmierć jest dziwna, bardzo, a jeszcze dziwniejsze jest to, że zanim umrzemy, to żyjemy jakbyśmy mieli żyć wiecznie, i dopiero takie doświadczenie śmierci kogoś bliskiego nam coś burzy w tym naszym złudzeniu naszej wieczności, ale i to jest takie zburzenie na chwilę, bo jak tu żyć myśląc o śmierci?
Grześ, życie zawsze zwycięża śmierć, mimo że ludziom się zdaje, że jest odwrotnie.
Pokój duszy Twojej Babci.
Kiedy odchodziła moja babcia,także nie była do końca świadoma. Ale przez kilka miesięcy powtarzała mi: "Pamiętaj, nie ma śmierci, jest tylko życie". Te słowa brzmią mi w uszach jak echo. Nie ma śmierci, Grześ. Jest Życie.
Co tu można powiedzieć- wielki żal.
Ja straciłam kilka bardzo bliskich osób, to zawsze był ogromny ból i totalny wewnętrzny protest, że to nie może być prawda.
I szkoda, że tak szybko już wykrusza się pokolenie "ludzi przedwojennych", oni dla mnie są jacyś tacy bardziej "prawdziwi".
A poza tym mniej boli strata kogoś bliskiego, jeśli ma sie choć trochę nadziei, że człowiek umiera, ale jego dusza
gdzieś tam w kosmosie przebywa.
Jeśli nie czytałeś to polecam ostatni post wyrusa "Platon".
Trzymaj się
Bo przeca to inni umierają, a co "ja" miałbym z tym cóś zrobić??
A potem ubywa kolejny szereg pokoleniowy.
A potem zostajesz ostatni.
I przychodzi.
kondolencje, przykro...
Grzesiu...
Sajonara, ten żal za tym, że już się niczego nie dowiemy, że ktoś z rodziców czy dziadków nic nam nie opowie z historii rodziny czy kraju to też to odczuwam. Tego szkoda.
Budyń, dzięki, a Budzy dobry na wszystko, ta płyta solowa w ogóle koi, ,,kazimierz przez Nałęczów" czy ,,Anielo" czy ,,Radio Rivendell", a teraz Presinera sobie słucham na przemian z Klenczonem.
Lejda, czasem jest tak, że musi się coś napisać, choć przed dzisiejszym tekstem miałem, szczerze mówiąc, opory, ale z komentarzy, które mądrzejsze i piekniejsze wiele niż tekst, widzę, że warto.
Deep77S016, republika0470,Mad Dog, dzięki.
Jacku Ka, jak zwykle masz rację, dzięki.
Miras 2.0, ja mam do smierci tyż stosunek niepowazny, ba, kilka razy zdarzyło mi się zupełnie niecelowo zaszokować kogoś jakimiś tekstami żartobliwymi na takie tematy, no, ale czarny humor zawsze był mi bliski. W końcu ,,Poszepszyńscy" mnie ukształtowali:)
A jeśli po śmierci nic nie ma, to i lęku nie ma. Jeśli jest, no to trza mieć nadzieję, że jest lepiej, chhoć ja nie wiem, czy chciałbym, żeby coś było.
[email protected] Tezeusz,no i ty masz rację, to musi być zburzenie na chwilę, bo inaczej, ci co zostają, zyć by już nie umieli...
Sosenka, no tak, życie, tyle, że jak jest to, nie zawsze to się je ceni. I się głupot dużo robi czasem...
Ewelina, z tymi ,,przedwojennymi", to nie wiem, ale coś w nich jest, ja podziwiam często ich, i to niezależnie od ich obecnych poglądów/wyborów/decyzji, może jest tak, że ci , co przetrwali, to byli ci najsilniejsi, ci o największej woli życia, i myślę, że szkoda, że ich tracimy po kolei wszystkich, bo kogoś jak Miłosz, Herbert, Twardowski i wielu innych już nie będzie
Igła, Helena, dzięki, Igła, no takie życie.
kiedy przeczytałam, ze Twoja Babcia nie pałała nienawiścią do Niemców, pomimo tych pięciu lat, to przypomniałam sobie, słowa de Mello:
"Śmierć jest piękna, przerażająca jest tylko dla tych ludzi, którzy nigdy nie rozumieli życia." A Babcia chyba, przez brak takiej 'pielęgnowanej' złości w sobie za poniesione krzywdy, zrozumiała życie i odeszła godnie.
A ze była trudna, uparta....a któż z nas taki nie jest, na swój sposób. Teraz, kiedy juz jej nie ma, warto tylko pamiętać te pozytywne cechy jej charakteru.
Pozdrowienia
to ty też deMello lubisz?
Widzę, że my ze sobą wiele wspólnego mamy, może Anthonym deMello coś napiszę, chyba w ogóle potrzebuję jeszcze raz poczytać jego różne rzeczy, może sobie zrobię taką sesję i zapodam wszystko.
Więc jak poczytam, to i pewnie napisze, jutro do biblioteki pędzę:)
A co do reszty, no to masz rację, myślę, że najważniejsze jest odejść bez nienawiści, bez pretensji, bez frustracji, pogodzonym i jakoś, nawet bym powiedział, szczęśliwym.
Pozdrufka jak zwykle serdeczne , bałdzo.
A i nie rób więcej mi takich brewerii, że znikasz na jakiś czas, a ja sobie myślę, co ja jej powiedziałem, że ona już mnie nie lubi...
a ja inaczej... .
Jak sięgam wtecz wszystkie osoby jakość bliskie po śmierci stawały się dla mnie jeszcze bliższe i bardziej zaprzyjaźnione zemną.
MOże to dziwne co piszę ale mam taie przekonanie, że mogę odczuwać ich bliskość "na wyciągnięcie ręki", mogę "z nimi" rozmawiać i... .
Jestem przekonany, że wraz z ich śmiercią są w jeszcze głębaszej relacji i bliskości niż wtedy gdy żyli w fizycznej bliskosci.. .
Nie wiem, czy ktoś jeszcze tak ma... . Ja tak mam.
Grześ pozdrawiam - nie składam kondolencji ale życzę "nowej, głębszej" relacji z Babcią.
Wiem, jak to jest. Babcie, ale i dziadkowie. Czasem DOCHODZI po wielu latach..
Kondolencje dla twojej mamy. Ją to na pewno dotknęło.
Jakiś czas temu dotarło do mnie po co są babcie. Bo oprócz ciężkiej pracy przy opiece nad wnukami inną ważną rzeczą jakiej się od nich uczymy jest opieka nad własnymi rodzicami.
Obserwując jak moi rodzice opiekują się swoimi rodzicami. Patrząc jakie to jest ciężki i nieraz ile to od nich wymaga wysiłku i poświęcenia zdaje sobie sprawę co mnie czeka. Człowiek przygotowany nie jest przestraszony dzięki czemu może sobie poradzić. Mam nadzieje ze poznałeś jak masz opiekować się swoimi rodzicami i te praktyki odbyłeś.
Co do wspominania Niemców to babcia mojego kolegi też bardzo dobrze wspomina okres pracy u Niemców a raczej u Niemki której jedyny syn poszedł na front (zginął na wschodzie). Ta babcia została zabrana na roboty z wioski spod Białegostoku (możesz sobie wyobrazić jak się wtedy żyło). Opiekowała się tą Niemką w jakimś niemieckim miasteczku. Chodziła z nią do kina, kawiarni, miała ciepło, najedzono. Byłą taka "damą" do towarzystwa. Jeżeli to się porówna do sytuacji w tej wiosce to rzeczywiści jest co wspominać to tak jakbyśmy my wyjechali na długi urlop np do Chorwacji.
Jednak to nieliczni mieli takie urlopy.
Jeszcze raz kondolencje dla mamy
Powiem Ci szczerze Grzesiu, że ludzie różnie reagują na śmierć bliskiej osoby. Ja dowiedziałem się o śmierci mojej Mamy w momencie, gdy miałem imieniny i trochę osób u mnie siedziało. Jak wszystkim fakt ten stał się wiadomy, gremialnie chcieli wyjść, a ja ich poprosiłem, aby zostali. Zgasiliśmy tylko rockową muzykę, nastawiliśmy trochę muzyki poważnej i porozmawialiśmy. Ja wcale nie chciałem być w tym momencie sam.
ja zawsze po deMello jestem innym człowiekiem, zawsze krok lub kroczek do przodu- nigdy w tył. Pomyslałem sobie ,że jakbym czytał i stosował codziennie to pewnie wyladowałbym w Tybecie lub Nepalu (tyle tych kroków by sie nazbierało, co samo w sobie było by wspaniałe:)
Adam @ Tezeusz ma racje:
śmierć jest dziwna
Albo jak to ujales w tytule swojego bloga:
this world is strange
Kondolencje, trzymaj sie.
Nie piszę tu nic, bo w mojej sytuacji życiowej temat jest za trudny. Chwilowo nie potrafię.
Pozdrawiam
no juz dobrze, następnym razem przed zniknięciem dam trzy strzały ostrzegawcze :-)).
I chociaż, tu pod tym tekstem nie miejsce na to co dla Ciebie mam, ale gdzieś sie musze wpisać, a nowego tekstu o de Mello jeszcze nie ma. Dlatego jeszcze raz tu pisze, aby złagodzić nieco 'brewerie' z powodu mojego zniknięcia, chociaż myślę, ze trochę przesadzasz ;-)), no i dedykuje Ci, z przymrużeniem oka, tekst mojej ulubionej piosenki die toten hosen. :-))
Wir sind uns vorher nie begegnet
Doch ich hab´dich schon lang vermißt
auch wenn ich dich zum erstenmal hier treff
Ich wußte immer wie du aussiehst
Mit dir will ich die Pferde stehlen
Die uns im Wege sind
Ich geh mit dir durch dick und dünn
bis an das Ende dieser Welt
Leg´Deinen Kopf an meine Schulter
Es ist schön ihn da zu spüren
Und wir spielen Bonnie und Clyde
Komm, wir klauen uns ein Auto
Ich fahrr Dich damit rum
Und wir spielen Bonnie und Clyde
Was wir zum leben brauchen
Werden wir uns schon irgendwie holen
Wir rauben ein paar Banken aus oder einen Geldtransport
Wir schießen 2,3,4,5 Bullen um
Wenn es nicht mehr anders geht
Jeder weiß weiß genau, was er da tut
wenn er uns aufhalten will
Leg´Deinen Kopf an meine Schulter
Es ist schön ihn da zu spüren
Und wir spielen Bonnie und Clyde
Auch wenn uns die ganze Welt verfolgt
Wir kümmern uns nicht drum
Denn wir sind Bonnie und Clyde
Wenn uns der Boden unter den Füßen brennt
machen wir uns aus dem Staub
in den Bergen hängen wir alle ab, die etwas von uns wollen
lebendig kriegen sie uns nie egal wie viel es sind
Tod oder Freiheit soll auf unserm Grabstein stehen
Leg´Deinen Kopf an meine Schulter
Es ist schön ihn da zu spüren
Und wir spielen Bonnie und Clyde
Komm wir bomben uns durch Leben und öffnen jede Tür
denn wir sind Bonnie und Clyde
pozdrowienia
p.s.
pogrzeb masz juz za soba, czy jeszcze przed?
Vlad, no pogadamy kiedyś, co by nie.
Poldek, no nie wiem, jak to jest, pewnie u każdego inaczej. Pzdr
Brat Olin, dzieki za wpis
gprzezdz, no rację masz, po prostu.
Torlin, no tak, ja też w niedzielę potrzebowałem towarzystwa, by z kims pogadać, najgorzej, że z tymi, z którymi rozmowa by mi najbardziej poprawiła nastrój/pomogła, to z nimi telefonicznie czy mailowo mogłem tylko.
Max, de Mello to jedna z moich fascynacji, choć gadałem czasem o nim ze znajomą i stwierdziliśmy, że to u niego takie wszystko jest tak przekonujące, tak mądre, tak ciekawe, że aż przez to groźne.:0 Ale czytac bede, może w końcu jutro się z tego domu ruszę do biblioteki, bo się nie rozwijam.
@grzes
Popisowiec, eMFN, dzieki za wpis.
Ustronna, tekst mi się podoba, dzięki, jaki to tytuł, bo nie kojarzę takiej piosenki, ja w ogóle Die Toten Hosen za bardzo nie znam.
Wir sind uns vorher nie begegnet
Doch ich hab´dich schon lang vermißt
auch wenn ich dich zum erstenmal hier treff
Ich wußte immer wie du aussiehst
Mit dir will ich die Pferde stehlen
Die uns im Wege sind
Ich geh mit dir durch dick und dünn
bis an das Ende dieser Welt
Leg´Deinen Kopf an meine Schulter
Es ist schön ihn da zu spüren
Und wir spielen Bonnie und Clyde
Komm, wir klauen uns ein Auto
Ich fahrr Dich damit rum
Und wir spielen Bonnie und Clyde
Was wir zum leben brauchen
Werden wir uns schon irgendwie holen
Wir rauben ein paar Banken aus oder einen Geldtransport
Wir schießen 2,3,4,5 Bullen um
Wenn es nicht mehr anders geht
Jeder weiß weiß genau, was er da tut
wenn er uns aufhalten will
Leg´Deinen Kopf an meine Schulter
Es ist schön ihn da zu spüren
Und wir spielen Bonnie und Clyde
Auch wenn uns die ganze Welt verfolgt
Wir kümmern uns nicht drum
Denn wir sind Bonnie und Clyde
Wenn uns der Boden unter den Füßen brennt
machen wir uns aus dem Staub
in den Bergen hängen wir alle ab, die etwas von uns wollen
lebendig kriegen sie uns nie egal wie viel es sind
Tod oder Freiheit soll auf unserm Grabstein stehen
Leg´Deinen Kopf an meine Schulter
Es ist schön ihn da zu spüren
Und wir spielen Bonnie und Clyde
Komm wir bomben uns durch Leben und öffnen jede Tür
denn wir sind Bonnie und Clyde
pozdrowienia
p.s.
pogrzeb masz juz za soba, czy jeszcze przed?