Zamiast wstępu
(z listu, nie wysłanego do przyjaciółki mojej matki i mojej w USA)
Kochana Vicki !!
Witaj, mam nadzieję, że czujesz się dobrze, pozdrawiam cię więc bardzo serdecznie i już piszę co u mnie. Mam za sobą bardzo silne i trudne a zarazem bardzo piękne przeżycia. Opowiadam o nich bardzo wielu osobom i widzę jak bardzo to je podnosi na duchu. Ty od lat mimo różnicy wieku i dzielącej nas odległości jesteś pokrewną mi duszą (czuję to tym dokładniej im jestem starsza).
Bardzo też zawsze imponował mi twój zdrowy rozsądek więc zwłaszcza tobie chcę to opowiedzieć. Zawsze pisywałam do ciebie miłe a nawet wzruszające listy ale dziś usiądź wygodnie bo otworzę przed tobą serce i duszę (zasługujesz na to po tylu latach przyjaźni i wiem, że w tym zagonionym świecie ciebie to nie znuży). Czy wiesz co to jest kompleks niższości? To takie uczucie, które nie pozwala cieszyć się życiem, powoduje, ze idziesz przez nie niczym z kulą u nogi, która blokuje twoje naturalne zdolności i talenty, nie pozwalając im się rozwinąć czy wręcz ujawnić. U mnie ono za pożywkę miało fakt, że całą młodość, szkolne lata czerwieniłam się przy prawie każdej odpowiedzi( nie ważne dobrej czy złej).
Tkwi we mnie takie wspomnienie –horror. Jestem na herbatce u znajomych (bardzo dystyngowanych) mojej ciotki. Mam może 11 – lat, przeżywam pierwsze pupy love a właściwie po prostu podoba mi się syn tych znajomych, śniady ciemnowłosy rówieśnik. Pada lekko rzucona, jak to w takich razach bywa, uwaga – „ładna by była z nich para”.
Ja czuję, zaskoczona, wędrującą w górę od nasady szyi falę gorąca. Jestem tym zaniepokojona, myślę gorączkowo z nadzieją, że nikt nie zauważy i nagle słodka cioteczka nieomal klaszcze z uciechy w dłonie i woła:” patrzcie państwo kto by pomyślał, że ona tak potrafi się już zapłonić”. Rumieniec na mojej twarzy z bladoróżowego staje się malinowo czerwony, mam wrażenie, że za chwilę przepali mi skórę na wylot i spowoduje wyparowanie gałek ocznych. Mam ochotę właściwie cała wyparować bądź zapaść się pod ziemię. Chcę wybiec ale mam totalny paraliż wszystkich członków a szczególnie mózgu. Siedzę więc tak wśród uciszonego nagle grona dorosłych, obcych mi ludzi, którzy napawają się moim widokiem niczym jakimś fenomenem natury a ja widzę mimo, że oczy wlepione mam w talerz ich zaciekawione a głównie pełne politowania spojrzenia – czytam w ich myślach: „co za biedne, nieobyte stworzenie”.
Tamtego, nieszczęsnego popołudnia, razem z ceglastym pierwszym rumieńcem, który wypalił się w męce upokorzenia będąc rozrywką trochę drętwego spotkania dorosłych, nadtliło się moje poczucie wartości. Moja nieszczęsna skłonność, ku mojej rozpaczy nasilała się z wiekiem powodując, że odpowiedzi ustne lub zwykłe wypowiedzi w gronie rodziny, na przyjęciach były męką a kompleks niższości zagnieździł się na dobre w mojej świadomości i umacniał z każdym następnym rumieńcem. Dlatego między innymi nie opanowałam j. angielskiego, bo profesor, uwielbiał zawstydzać mnie przy najmniejszej potyczce językowej i napawać się moim upokorzeniem, więc w moim mózgu wytworzyła się specyficzna blokada: wypowiedz w języku angielskim to najpierw pokonanie bariery wstydu dopiero potem myślenie.
Z czasem nauczyłam się jakoś żyć z tym “garbem”. Unikałam jak ognia wystąpień, wypowiedzi publicznych a nawet koncentrowania na sobie uwagi innych. Odeszłam przez to od wiary w Boga bo wydawało mi się że ona mnie w tym utwierdza, podświadomie miałam do Pana Boga o to żal a on nie obraził się za to na mnie wcale tylko wyleczył mnie w najbardziej zadziwiający, przekraczający ludzką wyobraźnię sposób.
Posłuchaj jak to było: przypadkiem ( choć tak naprawdę nic w życiu nie dzieje się przypadkiem) trafiłam do Międzynarodowego Stowarzyszenia Chrześcijańskich Biznesmenów. Często prelegentami na ich spotkaniach byli Amerykanie. W swoich wystąpieniach mówili jak wiara pomaga im w życiu zawodowym, rodzinnym daje im siłę i moc. W rozmowach kuluarowych przy herbatce, ciasteczku kobiety różnych kondycji zawodowych i finansowych i w różnym wieku powtarzały mi to samo – Bóg daje pewność siebie. Jednej z nich –Kasi, która podźwignęła się ze strasznej depresji po tym jak porzucił ją mąż, zostawiając z trójką maleńkich dzieci, niepracującą, wypłakiwałam się wręcz: dlaczego mnie Bóg nie daje poczucia własnej wartości?
Prowadziłam ze sobą aż do znudzenia wewnętrzny dialog: ”jesteś dobrym człowiekiem, skończyłaś studia, fakt angielskiego nie opanowałaś, ale przecież nie ty jedna. Urodziłaś śpiewająco ( przy ur. Mateusza, młoda pielęgniarka zdawała egzamin z odbioru porodu, przy Agacie asystowała mi cała klasa szkoły pielęgniarskiej w tym 7 – miu chłopaków, przy Marysi pielęgniarki uczyły się obsługiwać nową elektroniczną kroplówkę) trójkę zdrowych dzieci. Gdy zły los sprawił, że straciłaś wszystko, tak, że z całą 5 – osobową rodziną musiałaś wprowadzić się z powrotem do rodziców, nie poddałaś się: podjęłaś pracę agenta życiówki będącą zaprzeczeniem twojej nieśmiałej z natury osobowości aby odtworzyć dzieciom własny dom. I to wszystko nic. Dalej czujesz się nikim. Deprymuje i onieśmiela cię opowiedzenie anegdoty na przyjęciu rodzinnym. Jak to możliwe?”
Wtedy Kasia opowiedziała mi prozaiczną historyjkę ze swojego życia, której puentą było zdanie: w każdym zdarzeniu naszego życia zawarty jest boży plan, sztuką jest by go zrozumieć a jeszcze większą by mu zaufać gdy go całkiem nie możemy pojąć.
Od pamiętnej herbatki u znajomych cioteczki minęły 33 lata, od przepłakanej rozmowy z Kasią 2 miesiące, jest późny wieczór, siedzę jak sztubak, z nogami pozawijanymi ni to po turecku ni to po japońsku, obok w łóżku, Daniel mój ślubny (cywilny) właśnie wysłuchał relacji z kolejnego dnia mojego pobytu w szpitalu, przy łóżku umierającej – naszej przyjaciółki Zofii. Wspominałam właśnie, że w pierwszym odruchu nie chciałam jej słuchać, gdyż wyglądało na to, że ona majaczy a gdy się przełamałam i zaczęłam słuchać to z pozornie bezładnych słów i zdań ułożył się logiczny przekaz. I wiesz – powiedziałam, sama zdziwiona swym nagłym odczuciem i wyznaniem – już nie mam kompleksu niższości, jestem z siebie niesamowicie dumna.
komentarze
zamiast komentarza...
Miło podpowiedzieć Szanownej Autorce, ku radości czytelników…
Się czyta!
:)
ps. Panie Lorenzo – komentarz zelżyłem, więc odwołanie do niego się trochę gubi…
jotesz -- 11.06.2008 - 21:28Szanowna Pani Bianko
Początek niezły. Muszę sie jednak przyłączyć do Pana Jotesza – czytać sie nie da z powodów redakcyjnych: zmiana czcionki, więcej odstępów.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 11.06.2008 - 11:17+
ano dziwne to jest, że poczucie iskiej wartości wcale nie mija po odniesieniu kolejnych sukcesów a wzmacnia się po porażakch lub straconych szansach.
P.S. Dzięki za dodanie do polecanych, zawsze to jakiś znak, że autorka zyje, bo jakoś nigdy nie komentujesz, więc mozna pomyśleć, że to tylko ktoś teksty wrzuca, jakiś program komputerowy np.:)
grześ -- 11.06.2008 - 16:15Panie Grzesiu!
Jeśli ktoś jest przekonany o swojej nicości, to każdy sukces zawdzięcza okolicznościom, zaś każdą porażkę sobie. Ci z kompleksem wyższości mają dokładnie odwrotnie. A tylko ci bez kompleksów wiedzą co zawdzięczają sobie a co okolicznościom.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 11.06.2008 - 20:02Pani Bianko!
Bardzo mi przykro ale źródło Pani kompleksu tkwi zupełnie gdzie indziej niż to Pani wyłuszczyła. Myli Pani czynnik wyzwalający (uruchamiający) z przyczyną.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 11.06.2008 - 20:04Szanowny Panie Joteszu
O, widzę, że nastąpiła zmiana czcionki, więc zaraz zacznę czytać. Albo za chwile, jak mi dadza spokoj:-))
Czy jest Pan pewien, że chciał Pan użyć tego właśnie sformułowania: komentarz zelżyłem?:-))
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 12.06.2008 - 08:40Szanowny Panie Lorenzo
Zauważyłem oczywiście dwuznaczność tego sformułowania i właśnie dlatego je pozostawiłem – teraz czytelnik ma wybór…
jotesz -- 12.06.2008 - 09:29:)
Aleś mnie Pan wpędzil w konfuzję, Panie Joteszu.
I za co? Ja po prostu, z powodu tych blokowych liter nie byłem w stanie nic przeczytać:-(
Pozdrawiam jako serdecznie skonfundowany zramolały tetryk
Lorenzo -- 12.06.2008 - 13:04a będzie dalszy ciąg...
cokolwiek tajemnicze zakończenie, ciekawy byłem dokąd tekst zmierza…
sajonara -- 12.06.2008 - 14:12Podobało mi się!
Lubię wstępy, które pokazują drzwi do rożnych historii i interpretacji. Zaraz zaczyna mnie żreć ciekawość, w które to drzwi wejdziemy następnym razem.
Pozdrawiam Panią serdecznie
yayco -- 12.06.2008 - 20:36