strasznie Pan trudne zadaje pytania.
A bo ja wiem? To ciągle jest bardzo młoda demokracja.
Polscy wyborcy mają ciągle kłopot z odróżnianiem wyborów od plebiscytu, tak jak z odróżnianiem praw od przywilejów (to jest tym trudniejsze, że w dawnej Polsce prawa nazywano przywilejami).
W efekcie wybierają podobnych sobie, a ściślej takich, których uważają za podobnych sobie, ale ładniejszych. Takich, jakimi chcieliby być.
Mało kto zadaje pytania istotne: „co zrobiłeś do tej pory”, „w czym jesteś lepszy od swojego kontrkandydata”.
Niewątpliwie ma tu też znaczenie ordynacja, która odrywa wybór od wyników głosowania.
Na Pana pytanie nie mam dobrej odpowiedzi.
Politykami powinni być politycy, tak sądzę.
Inną jest kwestią, jakie powinni mieć zaplecze intelektualne, wykształcenie itp.
Nie ma u nas dobrych dróg kariery. Nie widzę przeszkód, żeby politykami byli prawnicy, liderzy lokalni, przedsiębiorcy, którzy zarobili już tyle, że im wystarczy. Ale nie widzę wiele złego w profesorach, nauczycielach (o ile nie stanowią najliczniejszej grupy wśród posłów) etc.
Warto by może pytanie trochę inaczej postawić: dlaczego prawnicy (dla przykładu) tak rzadko widzą w karierze politycznej sens swojego dojrzałego życia. Pewnie pieniądze odgrywają tutaj pewne znaczenie. Pewnie prestiż trochę też. I przekonanie o własnej „lepszości”.
Przed wojną na UW był wydział Prawa i Nauk Politycznych (na UJ nadal tak jest, ale to raczej forma), co jasno dawało do zrozumienia jak blisko jest jednemu do drugiego.
W USA kariera polityczna jest jedną z tych, które prawnik może wybrać.
U nas wytworzono samopsujący się mechanizm, który powoduje, że ważne jest posłuszeństwo partyjnemu liderowi i „podobanie się” wyborcom. W samym podobaniu nie ma zresztą nic zdrożnego. Ładny zawsze będzie miał łatwiej. Jest jednak różnica między wybieraniem z pośród ludzi doświadczonych w pracy publiczne i/lub merytorycznie przygotowanych tego najładniejszego. A wybieraniem między nieładnym fachowcem a ładnym ignorantem.
Co robić?
Mówić, pisać, przekonywać i dawać przykład głosowaniem.
Nie potępiać prawa i prawników, ale pokazywać wady konkretnych rozwiązań prawnych i grzechy konkretnych prawników. Nie potępiać w czambuł „klasy politycznej”, ale wyśmiewać polityków, którzy na to zasługują.
Nie obrażać się na państwo, jako formę organizacyjną, ale pokazywać drogi jego modernizacji.
Spierać się.
Panie Igło,
strasznie Pan trudne zadaje pytania.
A bo ja wiem? To ciągle jest bardzo młoda demokracja.
Polscy wyborcy mają ciągle kłopot z odróżnianiem wyborów od plebiscytu, tak jak z odróżnianiem praw od przywilejów (to jest tym trudniejsze, że w dawnej Polsce prawa nazywano przywilejami).
W efekcie wybierają podobnych sobie, a ściślej takich, których uważają za podobnych sobie, ale ładniejszych. Takich, jakimi chcieliby być.
Mało kto zadaje pytania istotne: „co zrobiłeś do tej pory”, „w czym jesteś lepszy od swojego kontrkandydata”.
Niewątpliwie ma tu też znaczenie ordynacja, która odrywa wybór od wyników głosowania.
Na Pana pytanie nie mam dobrej odpowiedzi.
Politykami powinni być politycy, tak sądzę.
Inną jest kwestią, jakie powinni mieć zaplecze intelektualne, wykształcenie itp.
Nie ma u nas dobrych dróg kariery. Nie widzę przeszkód, żeby politykami byli prawnicy, liderzy lokalni, przedsiębiorcy, którzy zarobili już tyle, że im wystarczy. Ale nie widzę wiele złego w profesorach, nauczycielach (o ile nie stanowią najliczniejszej grupy wśród posłów) etc.
Warto by może pytanie trochę inaczej postawić: dlaczego prawnicy (dla przykładu) tak rzadko widzą w karierze politycznej sens swojego dojrzałego życia. Pewnie pieniądze odgrywają tutaj pewne znaczenie. Pewnie prestiż trochę też. I przekonanie o własnej „lepszości”.
Przed wojną na UW był wydział Prawa i Nauk Politycznych (na UJ nadal tak jest, ale to raczej forma), co jasno dawało do zrozumienia jak blisko jest jednemu do drugiego.
W USA kariera polityczna jest jedną z tych, które prawnik może wybrać.
U nas wytworzono samopsujący się mechanizm, który powoduje, że ważne jest posłuszeństwo partyjnemu liderowi i „podobanie się” wyborcom. W samym podobaniu nie ma zresztą nic zdrożnego. Ładny zawsze będzie miał łatwiej. Jest jednak różnica między wybieraniem z pośród ludzi doświadczonych w pracy publiczne i/lub merytorycznie przygotowanych tego najładniejszego. A wybieraniem między nieładnym fachowcem a ładnym ignorantem.
Co robić?
yayco -- 08.01.2008 - 11:44Mówić, pisać, przekonywać i dawać przykład głosowaniem.
Nie potępiać prawa i prawników, ale pokazywać wady konkretnych rozwiązań prawnych i grzechy konkretnych prawników. Nie potępiać w czambuł „klasy politycznej”, ale wyśmiewać polityków, którzy na to zasługują.
Nie obrażać się na państwo, jako formę organizacyjną, ale pokazywać drogi jego modernizacji.
Spierać się.