Jak onże chirurg został ministrem, to pewien znajomy po sieci (lekarz zresztą), napisał mi, że może to i dobrze, bo on się jako lekarz całkiem już wypalił. I ja się nawet zgadzam z tym, że były chirurg, zwłaszcza taki, który kierował różnymi instytucjami, może być dobrym ministrem. Natomiast jego związanie rozmaitymi ciałami doradczymi, w których przeważają ćwierćfachowcy i beneficjenci status quo w oczywisty sposób ogranicza zdolność do reformowania. A jak Pan dołoży te komisje, poskładane z nikiforów *) prawotwórstwa, to będziesz miał Pan komplet.
Podobnie z rektorem.
Kłopot nie w ministrach, tylko w ich związaniu.
Nawet co do Romana, to powiem (zwłaszcza, że moje dziecko przeczyta to dopiero wieczorem), że gdyby nie opary ideologii które się nad nim unosiły, to wcale nie był takim złym ministrem. Poza głupią „amnestią maturalną” i równie głupim sporem o lektury, był całkiem, całkiem…
Tylko to już trochę zależy od materii. Bo mogę sobie wyobrazić outsidera, który rozbija układ w szkolnictwie, ale już narzucanie uniwersytetom minimów programów nauczania jest i głupie i szkodliwe, bo godzi w tradycje samorządności. Bo moim zdaniem to nie „korporacyjność” uniwersytecka jest zła, tylko duszna atmosfera. Wolałbym powszechną lustrację środowisk akademickich, od administrowania akademicką dydaktyką. Ale tu nie jestem w pełni obiektywny.
Panie Igło, w Polsce mamy do czynienia z Sejmokracją. W warunkach ramowych aktualnej konstytucji żaden rząd nie przeprowadzi reform.
Czy wie Pan, że w Europie jest tylko jedno państwo, w którym nie da się w warunkach pokojowych ominąć parlamentarnej drogi tworzenia prawa na poziomie ustawowym?
Oczywiście dekrety (albo rozporządzenia o randze ustawowej) nie gwarantują dobrego prawa. Wcześniej przywoływałem przedwojenne Prawo o Stowarzyszeniach, które właśnie tak powstało. Ale jest to jedna z dróg do szybkiej i spójnej reformy. Droga, która świadomie została zamknięta.
I tak sobie dryfujemy
*) Bardzo poważam malunki Nikifora krynickiego. W tekście użyłem słowa nikifor (pisanego małą literą) bo uznałem, że przywołanie Celnika Rousseau wzbudziło by większy zamęt. Chodziło mi, tak czy inaczej, o tych, którzy bardziej chcą niż umieją.
Lekarz? Może być lekarz!
Jak onże chirurg został ministrem, to pewien znajomy po sieci (lekarz zresztą), napisał mi, że może to i dobrze, bo on się jako lekarz całkiem już wypalił. I ja się nawet zgadzam z tym, że były chirurg, zwłaszcza taki, który kierował różnymi instytucjami, może być dobrym ministrem. Natomiast jego związanie rozmaitymi ciałami doradczymi, w których przeważają ćwierćfachowcy i beneficjenci status quo w oczywisty sposób ogranicza zdolność do reformowania. A jak Pan dołoży te komisje, poskładane z nikiforów *) prawotwórstwa, to będziesz miał Pan komplet.
Podobnie z rektorem.
Kłopot nie w ministrach, tylko w ich związaniu.
Nawet co do Romana, to powiem (zwłaszcza, że moje dziecko przeczyta to dopiero wieczorem), że gdyby nie opary ideologii które się nad nim unosiły, to wcale nie był takim złym ministrem. Poza głupią „amnestią maturalną” i równie głupim sporem o lektury, był całkiem, całkiem…
Tylko to już trochę zależy od materii. Bo mogę sobie wyobrazić outsidera, który rozbija układ w szkolnictwie, ale już narzucanie uniwersytetom minimów programów nauczania jest i głupie i szkodliwe, bo godzi w tradycje samorządności. Bo moim zdaniem to nie „korporacyjność” uniwersytecka jest zła, tylko duszna atmosfera. Wolałbym powszechną lustrację środowisk akademickich, od administrowania akademicką dydaktyką. Ale tu nie jestem w pełni obiektywny.
Panie Igło, w Polsce mamy do czynienia z Sejmokracją. W warunkach ramowych aktualnej konstytucji żaden rząd nie przeprowadzi reform.
Czy wie Pan, że w Europie jest tylko jedno państwo, w którym nie da się w warunkach pokojowych ominąć parlamentarnej drogi tworzenia prawa na poziomie ustawowym?
Oczywiście dekrety (albo rozporządzenia o randze ustawowej) nie gwarantują dobrego prawa. Wcześniej przywoływałem przedwojenne Prawo o Stowarzyszeniach, które właśnie tak powstało. Ale jest to jedna z dróg do szybkiej i spójnej reformy. Droga, która świadomie została zamknięta.
I tak sobie dryfujemy
*) Bardzo poważam malunki Nikifora krynickiego. W tekście użyłem słowa nikifor (pisanego małą literą) bo uznałem, że przywołanie Celnika Rousseau wzbudziło by większy zamęt. Chodziło mi, tak czy inaczej, o tych, którzy bardziej chcą niż umieją.
yayco -- 08.01.2008 - 13:09