Ale widzisz, przypomniał mi się banał: było rano, w zasadzie przedrano, pierwsze dni w Warszawie, Pałac Kultury tonął we mgle dokładnie, jak wtedy, gdy pociąg ze mną we wnętrznościach swych wtoczył się na dworzec i wyszedłem z niego byłem.
I szlajałem się, jak to ja, gdy mnie nosi.
No i zalazłem do takiego baru na tyłach Hali Mirowskiej, jeśli dobrze pamiętam.
W kącie stały hektary skrzynek z pustymi butelkami po piwie. A przy stolikach z płyty domocowanej do ściany siedzieli gościankowie.
Ten pił to podejrzane piwo z buteli.
Drugi piersiówkę dyndolił.
Trzeci dolewał berbeluchę do herbaty…
Kupiłem kawę. Parzoną.
Fajna była, w szklance, do połowy. Na śniadanie piwko sobie zażyczyłem.
I se z tym gośćmi gadalim o życiu i nieżyciu. A czasem o rzyci Maryni, co to jednego z dyndadełek przyprawiła o rogi. Dlatego tak z rana pił tę berbeluchę, co ją miał schowaną na czarną godzinę, jak ta.
Osz fakinszit!
No muszę coś z tym zrobić:-D
Ale widzisz, przypomniał mi się banał: było rano, w zasadzie przedrano, pierwsze dni w Warszawie, Pałac Kultury tonął we mgle dokładnie, jak wtedy, gdy pociąg ze mną we wnętrznościach swych wtoczył się na dworzec i wyszedłem z niego byłem.
I szlajałem się, jak to ja, gdy mnie nosi.
No i zalazłem do takiego baru na tyłach Hali Mirowskiej, jeśli dobrze pamiętam.
W kącie stały hektary skrzynek z pustymi butelkami po piwie. A przy stolikach z płyty domocowanej do ściany siedzieli gościankowie.
Ten pił to podejrzane piwo z buteli.
Drugi piersiówkę dyndolił.
Trzeci dolewał berbeluchę do herbaty…
Kupiłem kawę. Parzoną.
Fajna była, w szklance, do połowy. Na śniadanie piwko sobie zażyczyłem.
I se z tym gośćmi gadalim o życiu i nieżyciu. A czasem o rzyci Maryni, co to jednego z dyndadełek przyprawiła o rogi. Dlatego tak z rana pił tę berbeluchę, co ją miał schowaną na czarną godzinę, jak ta.
No, to było pierwsze MIEJSCE w Warszawie…
...
Mad Dog -- 26.12.2008 - 15:00