Zanim zacznie się rozważać czemu ma służyć szkoła warto się zastanowić czemu służy „obowiązek szkolny”.
Są generalnie dwa rodzaje dzieci. Takie, co chcą się uczyć i takie, co chcą robić różne rzeczy, ale nie koniecznie mające coś wspólnego z nauką.
Te dzieci, co chcą się uczyć, robią to pomimo posyłania do szkoły, choć bywają za dociekliwość srogo karane. Im nie potrzeba obowiązku szkolnego. Im nie potrzeba szkoły. One będą uczyć się nawet wtedy, gdy władza dojdzie do wniosku, że nauka jest szkodliwa i, że nie wolno podludziom udostępniać zbyt wiele wiedzy.
Te dzieci, co uczyć się nie chcą, nie uczą się nawet wtedy, gdy zostają doprowadzone do szkoły, a za każdy, nawet najdrobniejszy sukces czeka je nagroda. Tym dzieciom też nie jest potrzebny obowiązek szkolny.
Komu zatem potrzebny jest obowiązek szkolny? To proste. Temu kto pilnuje by wszystkie dzieci uczęszczały do szkół, a obecnie planuje wprowadzenie nauki od 5 roku życia. (W końcu na zachodzie do szkół zaczyna się chodzić od 5 roku…) Władzuchna dba o to, by barany, znaczy się „obywatele”, od najmłodszych lat wdrażali się do zasuwania w trybach machiny, jaką jest państwo.
Jak się ma do tego cała reszta? To zupełnie inna kwestia. W sytuacji gdy brakuje środków na oświatę należałoby się zastanowić w kogo inwestować.
Oczywiście można inwestować w durniów, którzy na dodatek nie chcą się uczyć. Jest to świetny sposób na pozbycie się pieniędzy i zatrudnienie armii urzędników i nauczycieli, którzy zajmują się wykazywaniem, dlaczego kolejne heroiczne próby osiągnięcia czegokolwiek spełzają na niczym.
Można również rozpocząć pracę z najzdolniejszymi i to tylko tymi, którzy chcą się uczyć. Tyle tylko, że wtedy wielu obecnych nauczycieli zostanie bezrobotnymi, zaś urzędnicy nie będą mieli podstaw do wtrącania się w pracę pozostałych. Nie liczyłbym na to, że ktokolwiek z durniów odpowiedzialnych za naukę, zdobędzie się na to.
Panie Grzesiu!
Zanim zacznie się rozważać czemu ma służyć szkoła warto się zastanowić czemu służy „obowiązek szkolny”.
Są generalnie dwa rodzaje dzieci. Takie, co chcą się uczyć i takie, co chcą robić różne rzeczy, ale nie koniecznie mające coś wspólnego z nauką.
Te dzieci, co chcą się uczyć, robią to pomimo posyłania do szkoły, choć bywają za dociekliwość srogo karane. Im nie potrzeba obowiązku szkolnego. Im nie potrzeba szkoły. One będą uczyć się nawet wtedy, gdy władza dojdzie do wniosku, że nauka jest szkodliwa i, że nie wolno podludziom udostępniać zbyt wiele wiedzy.
Te dzieci, co uczyć się nie chcą, nie uczą się nawet wtedy, gdy zostają doprowadzone do szkoły, a za każdy, nawet najdrobniejszy sukces czeka je nagroda. Tym dzieciom też nie jest potrzebny obowiązek szkolny.
Komu zatem potrzebny jest obowiązek szkolny? To proste. Temu kto pilnuje by wszystkie dzieci uczęszczały do szkół, a obecnie planuje wprowadzenie nauki od 5 roku życia. (W końcu na zachodzie do szkół zaczyna się chodzić od 5 roku…) Władzuchna dba o to, by
barany, znaczy się „obywatele”, od najmłodszych lat wdrażali się do zasuwania w trybach machiny, jaką jest państwo.Jak się ma do tego cała reszta? To zupełnie inna kwestia. W sytuacji gdy brakuje środków na oświatę należałoby się zastanowić w kogo inwestować.
Oczywiście można inwestować w durniów, którzy na dodatek nie chcą się uczyć. Jest to świetny sposób na pozbycie się pieniędzy i zatrudnienie armii urzędników i nauczycieli, którzy zajmują się wykazywaniem, dlaczego kolejne heroiczne próby osiągnięcia czegokolwiek spełzają na niczym.
Można również rozpocząć pracę z najzdolniejszymi i to tylko tymi, którzy chcą się uczyć. Tyle tylko, że wtedy wielu obecnych nauczycieli zostanie bezrobotnymi, zaś urzędnicy nie będą mieli podstaw do wtrącania się w pracę pozostałych. Nie liczyłbym na to, że ktokolwiek z durniów odpowiedzialnych za naukę, zdobędzie się na to.
Cóż można dodać?
Reszta jest prostą konsekwencją…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 19.09.2009 - 22:22