Pakowanie do jednego tekstu tylu wątków jest co najmniej mało stosowne, choć przypuszczam, że ta uwaga akurat Cię ucieszy. :)
Na początek może powiem, że dwie pierwsze linijki godnie przemilczę. Pierwszą trwale, drugą być może tymczasowo.
Zamieszajmy w kolejności, żeby zgubić czujność ewentualnego czytelnika.
Śledząc, skromnie i z oddali, działalność blogową Venissy doświadczam stanów, które przez nią już wielokrotnie zostały zdiagnozowane. Na innych co prawda, ale nie czepiajmy się drobiazgów.
Zebrane dane pozwalają stwierdzić, co następuje:
Venissa jest kobietą,
podaje, a nawet wykrzykuje, że znajdujemy się w jednej grupie zawodowej, co napawa mnie zgrozą, lecz o tym później,
skończyła jakieś tam artystyczne studia,
nieustająco szkoli się w IPiN,
ma doktorat i aspirację na habilitację.
Pięknie, zgrabnie i powabnie.
Najpierw czytałam, co pisze z wielkim rozbawieniem, co bierze się z pewnością z tego, że psychoanalizy nie wyznaję. Nie przekonuje mnie zwyczajnie.
Tym bardziej mnie nie przekonuje kiedy zdarza mi się obcować z terapeutami z tego nurtu, przy których nic spokojnie powiedzieć nie można, gdyż natychmiast zaczynają te swoje gadki o id, ego, super ego, projekcjach, przeniesieniach, fazach rozwoju, czy raczej niedorozwoju.
No właśnie. Psychoanaliza wszędzie widzi tylko deficyty i niedorozwój.
Poza tym umówmy się, że skazywanie pacjenta na wieloletni kontakt z terapeutą, z pewnością zapewni temu drugiemu stałe źródło dochodu, ale może powodować głęboką frustrację u tego pierwszego.
Czy Ty możesz sobie wyobrazić, żeby ktoś był skazany na widywanie mnie systematycznie raz w tygodniu (o ile nie dwa) przez lata?
Makabra.
Venissa znakomicie jest przygotowana pod tym względem. Mam wrażenie, że pośród tych wszystkich diagnoz, zaburzeń, deficytów, patologii i trudnych słów, których szczęśliwie większość ludzkości nie rozumie, traci z oczu coś istotniejszego. Dla mnie istotniejszego.
Po jakimś czasie moje rozbawienie minęło, przechodząc w fazę wybałuszania . Chwilami trudno było mi uwierzyć, że czytam to, co czytam.
Ostatnio jednak to już jest faza wstrząsowa.
Nie wiem, może to wina Kłopotowskiego, że pisze i ją prowokuje. Nieświadomie, podświadomie, niech sobie sama zdiagnozuje muzycznie i psychoanalitycznie, a jeśli wola, to także politycznie.
Odpowiedzi Venissy na te teksty to jedno, komentarze to drugie.
Fakt jest taki, niech ktoś zaprzeczy jeśli umie, że i bez Venissy psychoterapeutów ma się za oszołomów, manipulantów, niedouczone barany, a także za nierobów i debili. To tak w skrócie :)
Z Venissą, jest jeszcze gorzej.
Te szybkie diagnozy. Ten paranaukowy język. Ten ton, który sprzeciwu nie zniesie. I wyzierająca, w mojej interpretacji, agresywna niechęć do ludzi.
Venissa przepięknie ugruntowuje stereotyp, który żyje i ma się dobrze. O to mogę mieć do niej pretensje, i mam.
W moim przekonaniu nadużyciem jest stawianie diagnoz, jakichkolwiek, ludziom, którzy nie są u mnie w gabinecie i wcale o nie nie proszą. Do tego publicznie.
Przy czym rzucanie nimi jak obelgą, jest nadużyciem podwójnym.
A co już najabrdziej dla mnie zdumiewające, Venissa ma dość spore grono wielbicieli, którzy przytakują, głaszczą, wzmacniają kierunek, w którym śmiało podąża.
E tam, sensu to moje zdumienie nie ma.
Najpierw w sprawie Venissy
Pakowanie do jednego tekstu tylu wątków jest co najmniej mało stosowne, choć przypuszczam, że ta uwaga akurat Cię ucieszy. :)
Na początek może powiem, że dwie pierwsze linijki godnie przemilczę. Pierwszą trwale, drugą być może tymczasowo.
Zamieszajmy w kolejności, żeby zgubić czujność ewentualnego czytelnika.
Śledząc, skromnie i z oddali, działalność blogową Venissy doświadczam stanów, które przez nią już wielokrotnie zostały zdiagnozowane. Na innych co prawda, ale nie czepiajmy się drobiazgów.
Zebrane dane pozwalają stwierdzić, co następuje:
Venissa jest kobietą,
podaje, a nawet wykrzykuje, że znajdujemy się w jednej grupie zawodowej, co napawa mnie zgrozą, lecz o tym później,
skończyła jakieś tam artystyczne studia,
nieustająco szkoli się w IPiN,
ma doktorat i aspirację na habilitację.
Pięknie, zgrabnie i powabnie.
Najpierw czytałam, co pisze z wielkim rozbawieniem, co bierze się z pewnością z tego, że psychoanalizy nie wyznaję. Nie przekonuje mnie zwyczajnie.
Tym bardziej mnie nie przekonuje kiedy zdarza mi się obcować z terapeutami z tego nurtu, przy których nic spokojnie powiedzieć nie można, gdyż natychmiast zaczynają te swoje gadki o id, ego, super ego, projekcjach, przeniesieniach, fazach rozwoju, czy raczej niedorozwoju.
No właśnie. Psychoanaliza wszędzie widzi tylko deficyty i niedorozwój.
Poza tym umówmy się, że skazywanie pacjenta na wieloletni kontakt z terapeutą, z pewnością zapewni temu drugiemu stałe źródło dochodu, ale może powodować głęboką frustrację u tego pierwszego.
Czy Ty możesz sobie wyobrazić, żeby ktoś był skazany na widywanie mnie systematycznie raz w tygodniu (o ile nie dwa) przez lata?
Makabra.
Venissa znakomicie jest przygotowana pod tym względem. Mam wrażenie, że pośród tych wszystkich diagnoz, zaburzeń, deficytów, patologii i trudnych słów, których szczęśliwie większość ludzkości nie rozumie, traci z oczu coś istotniejszego. Dla mnie istotniejszego.
Po jakimś czasie moje rozbawienie minęło, przechodząc w fazę wybałuszania . Chwilami trudno było mi uwierzyć, że czytam to, co czytam.
Ostatnio jednak to już jest faza wstrząsowa.
Nie wiem, może to wina Kłopotowskiego, że pisze i ją prowokuje. Nieświadomie, podświadomie, niech sobie sama zdiagnozuje muzycznie i psychoanalitycznie, a jeśli wola, to także politycznie.
Odpowiedzi Venissy na te teksty to jedno, komentarze to drugie.
Fakt jest taki, niech ktoś zaprzeczy jeśli umie, że i bez Venissy psychoterapeutów ma się za oszołomów, manipulantów, niedouczone barany, a także za nierobów i debili. To tak w skrócie :)
Z Venissą, jest jeszcze gorzej.
Te szybkie diagnozy. Ten paranaukowy język. Ten ton, który sprzeciwu nie zniesie. I wyzierająca, w mojej interpretacji, agresywna niechęć do ludzi.
Venissa przepięknie ugruntowuje stereotyp, który żyje i ma się dobrze. O to mogę mieć do niej pretensje, i mam.
W moim przekonaniu nadużyciem jest stawianie diagnoz, jakichkolwiek, ludziom, którzy nie są u mnie w gabinecie i wcale o nie nie proszą. Do tego publicznie.
Przy czym rzucanie nimi jak obelgą, jest nadużyciem podwójnym.
A co już najabrdziej dla mnie zdumiewające, Venissa ma dość spore grono wielbicieli, którzy przytakują, głaszczą, wzmacniają kierunek, w którym śmiało podąża.
E tam, sensu to moje zdumienie nie ma.
Jej się dziwię.
Gretchen -- 05.01.2010 - 11:21