Pino,

Pino,

jakiego szczęścia?
Jak to niewiele?

Toż to najprawdziwszy dramat (skali niemal szekspirowskiej).

Tragedia kosmopolity-internacjonalisty wyzwolonego mentalnie z gorsetu przesądów i zabobonów, lecz fizycznie nadal uwięzionego w zapyziałej wiosce, gdzieś na krańcach Europy.

Dodam tylko, godnie zastępując Doca, że te polisz szit to z pewnością produkt najlepszych przyjaciół polskich katolików!

W ogromnej większości. Rzecz jasna. Nie generalizuję.

Broń mnie Panie Boże, żebym przenosił ogrom tej sromoty na ogół, ale przecież mało prawdopodobne jest, aby któryś ze wspomnianych ekskrementów pochodził z psiej pupy pupila jedynego w okolicy Buddysty.
Co nie?

Pozdro


Grześ klasykiem z okładki "Newsweeka":) By: tecumseh (19 komentarzy) 5 marzec, 2010 - 17:44