Mój karp

Naszykowałem aparat, zrobiłem sobie podkład w programie graficznym, żeby szybko i efektownie opisać Wam jak, odkąd miałem 11-12 lat, przygotowywaliśmy karpia na stół wigilijny.

Poszedłem w miasto, żeby tegoż karpia kupić. Wszędzie było zatrzęsienie karpii. Ale nigdzie nie mogłem znależć karpia nieżywego. Sprawionego. Takiego, którego już zatłukł lub elektrowstrząsnął ktoś inny…
Wszystkie pływały, oddychały i merdały ogonami, mniej lub bardziej energicznie.

Trzy razy odchodziłem od tej balii, w końcu kupiłem.

Wróciłem do domu.

Wziąłem tłuczek.

Walnąłem karpia w czoło, tak jak naucza podręcznik.

Karp kwiknął. Głośno i wyraźnie. Bardzo żałośnie.

I przestał się ruszać.

No więc, nie zrobię kolejnej, kolorowej prezentacji kulinarnej.

A ten wpis dedykuję Sergiuszowi i Gretchen.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

!!!

Co dalej? Co dalej?
To znaczy…?

O nie…


Wnukom będziesz się tłumaczył kiedyś:)

prezes,traktor,redaktor


Ajajajajajajajaj!

Panie Merlot, to teraz mi go żal jest…

Wiem, że to niby żadna różnica, a ryba zanim jest filetem, to jest zwykłą żywą rybą. Wiem.

W ramach protestu karpia nie jadam. Tylko co to za protest jak już się mięso je w ogóle? Bez sensu taki protest.

Pracuję nad tym.

Biedny biedaczek…


Wy chyba naprawdę nic nie rozumiecie.

On mi powiedział “nie zabijaj!”.

Dość głośno.
I wyraźnie.


Uff!

Kamień z serca…

;)


Rafał,

Mógłbyś wypowiedzieć się rozszerzająco?
Dwa emocjonalne komenty, ale, pardą, tym razem nie rozumiem.

Może to też oznaczać, że napisałem coś, co nie jest tym co chciałem napisać.
I to by było źle.


Czyli jednak

Żyje?????


Nie, nie żyje.

Kwiknął (głośno) w momencie kiedy przestawał żyć.

I dlatego to wszystko napisałem.


No właśnie - żyje!

Za pierwszym razem myślałem, że już po nim.

A za drugim ucieszyłem się, że jednak nie do końca, że jednak przemówił.


No to ja

dobrze zrozumiałam Panie Merlot…

Ojjjjj, biedak.

Niech mi ktoś powie jeszcze, że…

No dobrze, krok po kroku przecież idą Święta.

Pan jest naprawdę niesamowity, Panie Merlot.


Nic nie zrozumiałem :(

Późno już, pakuję prezenty, ech…

Pomyślałem, że jak nie zrobisz prezentacji to po prostu mu darujesz życie.
Ale przecież dostał mocno w czoło i “przestał się ruszać”.
Przepraszam.


Rafał,

Ja się na tę prezentację od roku szykowałem, bo to jest najbardziej charakterystyczna potrawa merlotowej Wigilii. I stała się elementem tradycji, tak jak opłatek, sianko, kolędy przy choince, a później pasterka.

Zawsze kupowałem karpia sprawionego, (ale z zachowanymi łuskami, bo łuski od merlotów bardzo się sprawdzały w następnym roku wszystkim, którzy je od nas dostali;-).

Tym razem musiałem kupić żywego, innych nie było. Zabijanie karpia tłuczkiem jest dość trywialnym procederem, dopóki zabijany zachowuje się przewidywalnie. Kiedy podczas czynności krzyknie, głośno i wyraźnie, zupełnie nie metaforycznie tylko naprawdę – coś w człowieku się nagle przekręca. I we mnie się właśnie przekręciło.

Nie wiem, jak będzie za rok. W tym roku karp zjawi się na stole jak zawsze. Pachnący pieczonymi jarzynami, obok miski z łazankami. Ale nie wiem, jak będzie za rok.


Merlocie

Musiał zatem naprawdę głośno wrzasnąć, biedak.

Ze dwa razy widziałem jak ojciec karpia sprawiał poczynając od zastosowania tłuczka.
I pamiętam to doskonale.

Ale teraz myślę, że on chyba też tego nie lubił, bo później starał się kupować już oprawionego.

Dobranoc :)


merlot

Ja tam Cie rozumiem.
Ale potrawy to nie najważniejsza sprawa podczas Wigilii.
Bez jakiegoś tam karpia można się obejść ;-)
Szczególnie jak taki coś tam kwiknąć może…

pozdrowienia i samych najlepszości


Teraz cierp i pokutuj Merlocie,

dostałeś znak (brak w sprzedaży karpia utłuczonego) a jednak się nie zatrzymałeś, jak to facet, prawda.

No trudno, na pociechę przyznam się, że w młodości czasem wędkowałem, choć nigdy nie ubiłem stworzenia w taki sposób, jeśli nie liczyć nieopatrznie nadepniętych paru ślimaków. Złapane okonie i płotki były już nieruchome po doniesieniu do domku wczasowego i nikt ich nie tłukł.

Głupia sprawa, bo ponoć ryby głosu nie mają itd. Ja nie jem karpia. Niesmaczny jest poza tym, już wolę porządną dziką rybę a nie taką ze stawu. Co za dziwaczny obyczaj z tymi karpiami. Czy w Ewangelii jest coś o karpiach? O rybach sporo jest, ale karp? Toś dostał zagwozdkę, w sumie.


Gretchen,

Gretchen

Niech mi ktoś powie jeszcze, że…

Ja Ci powiem. I merlotowi mogę powiedzieć też.

Jako ta cholera z Grottgera i kucharka z Ćwierczakiewiczowej wyjęta.

Natomiast myśliwi to żałosne fiuty, żeby nie było.

pozdrawiam bezwzględnie, ale ze współczuciem


Ćwierciakiewiczową

z biblioteki babci pani merlotowej zaraz po Świętach niosę do doktora-introligatora.

A do Ciebie Pino, mam message osobisty:
Jesteś extra prezentem świątecznym.
I nie żałuję, że odpakowanym ciut przed czasem;-)

Furda współczucie. Wesołych!


Mam znajomego o nazwisku Karp

Czasami mam ochotę wziąć do ręki tłuczek.

...


Madzie,

Znałem innego, o tym samym nazwisku . Wiele wskazuje na to, że w jego przypadku ktoś wziął...


Eeee, ten mój był oceniaczem okręgowych sędziów piłkarskich

Jak sama nazwa mówi nieprzekupnych.

...


No a wtym roku też krzyknął ten karp?

Że prezentacji nie było:)

I opisu potrawy?


W tym roku kupiłem nieboszczyka.

Prezentacji nie było, bo się część jarzynowa skiepściła, czego do dziś przeboleć nie mogę.

Zawiniła ceramiczna technologia firmy Kyocera (za 118 zł)...


rybka

lubi pływać ... zasadniczo

=moje nudne i banalne foty=


Docencie,

powiem odkrywczo:

Soja tyż lubi.


a zrobiłem sobie

soję w galarecie z agar-agar niedawno … bardzo pyszna

ale mi chodziło, że karp w rzece lubi pływać ... :)

a po sobotnim bimbrze Macieja P. zmieszanym z Jagermeistrem to ja wczoraj cały dzień pływałem

=moje nudne i banalne foty=


Doc,

dostałem na gwiazdkę książkę – całkiem poważny podręcznik.
W dużym formacie, 280 stron przepisów, technik i tricków:

Kuchnia Północy (czerń i słony smak),
Kuchnia Wschodu (zieleń i kwaśny smak),
Kuchnia Południa (czerwień i gorzki smak),
Kuchnia Zachodu (biel i ostry smak).

I w każdej z tych kuchni są extra przepisy dla takich dziwaków jak Ty.

Bez żywiny, znaczy się...


o widzisz

a ja dostałem “The Red Hot Cookbook” ... jest i żywina i bez żywiny … fajne też to jest bo ja gotuje również dla padlinożernych :)

a jaki tytuł ten Twój almanach ma?

=moje nudne i banalne foty=


ISBN 978-83-7495-430-3

Dodatkowa 59,90 zł.


Die echte chinesische Kuche

:)

znalazłem za 54,99

mam fajną“Kuchnię Azjatycką” posegregowaną wg krajów… fajna rzecz, z opisami dodatków, sosów itp …

=moje nudne i banalne foty=


No i widzisz Doc

ten internet robi z nas kukły, pardą;-)


Jak tak

to dla mnie wschodnią ćwiartkę.


Nie, fuj,

ale cytryna może być na zakusku. :)


Zielona herbata z cytryną?

No way:)

Tylko pur:), znaczy żadnych dodatków do zielonej herbaty, jest tu ona bardziej wymagająca niż czarna.

Ewentualnie dopuszczalne są zielone herbaty z jakimś aromatem: jaśminowym czy cytrynowym, ale nigdy cytryne do zaparzonej zielonej herbaty.

Tu nie ma kompromisów:)

O cukrze już nawet nie wspominam, bo to profanacja, jakiej się nie wybacza.

Pozdrawiam znad kubka zielonej herbaty, która coś jednak słabo mnie ożywia, a tekst mam tłumaczyć...


niekoniecznie

bardzo dobra jest sencha z prażonym ryżem i mlekiem

do pu erha to się nic nie dodaje

=moje nudne i banalne foty=


Subskrybuj zawartość