Barack Obama liczył na lepsze otwarcie na Afrykę od przetrzymywania amerykańskiego kapitana przez małą grupkę somalijskich piratów. Sytuacja Richarda Phillipsa, kapitana porwanego (i oswobodzonego przez załogę) statku Maersk Alabama przykuwa uwagę mediów na całym świecie. Scena jest coraz bardziej kuriozalna: piraci wraz z Phillipsem znajdują się na szalupie ratunkowej, a w jej pobliżu jest amerykański niszczyciel. Negocjacje z Somalijczykami nie przyniosły jak dotąd żadnego rozwiązania.
Pat trwający już kilkadziesiąt godzin stał się poważnym problemem dla prezydenta Stanów Zjednoczonych. Oto kilku prostaków (polecam wywiad [w Dzienniku] z kapitanem Markiem Niskim z Sirius Star) z kałasznikowami kpi sobie w żywe oczy z potęgi amerykańskiej floty. Przewaga techniczna i siły ognia po stronie US Navy jest przygniatająca, ale w obliczu porwania amerykańskiego obywatela nic z niej nie wynika. Amerykanie są zupełnie bezradni.
Załoga porwanego statku jest już bezpieczna w kenijskim porcie w Mombasie, gdzie jest przesłuchiwana przez funkcjonariuszy FBI. Tymczasem kapitan Phillips, dzięki któremu jego podwładni odzyskali wolność wciąż jest przetrzymywany przez piratów, na pozbawionej paliwa, dryfującej szalupie. Skala wydarzenia jest dużo mniejsza, ale od razu przypomina mi się okupacja ambasady USA w Teheranie. Wtedy podjęto nieudaną próbę odbicia zakładników, którzy byli przetrzymywani – w sumie – przez 444 dni.
Rozwiązanie siłowe oficjalnie nie jest brane pod uwagę w obecnej sytuacji. Ryzyko przypadkowej śmierci kapitana Richarda Phillipsa jest zbyt duże. Trudno sobie jednak wyobrazić, żeby Amerykanie pozwolili na przedłużanie się pata. Zapłata okupu nie wchodzi w grę, zważywszy na ogromną przewagę US Navy jeśli chodzi o siłę ognia. Piraci, o ile nie uda im się dotrzeć do lądu, nie mają żadnej drogi odwrotu. Dlatego Amerykanie licytują ostro i domagają się nie tylko uwolnienia swojego obywatela, ale także aresztowania piratów i odstawienia ich do quasi-niepodległego Puntlandu.
Piraci oczywiście odrzucają takie żądania, domagając się okupu i bezpiecznego powrotu na brzeg. Takie zakończenie sytuacji jest bardzo mało prawdopodobne. Co więcej, Stany Zjednoczone dostrzegły wreszcie powagę sytuacji na Rogu Afryki i zaczynają się zastanawiać, jak ją rozwiązać. Dwa amerykańskie helikoptery przeleciały dziś nisko nad portem Haradheere, siedzibą piratów, siejąc postrach wśród miejscowych. Obawy przed uderzeniem z powietrza bądź desantem komandosów są duże. Piraci ostrzegają przed powtarzaniem francuskiego sposobu załatwienia sprawy (wysłanie sił specjalnych), ale na to właśnie się szykuje.
Stany Zjednoczone nie mogą pozwolić sobie na wodzenie za nos przez bandę obdartusów z kałachami i granatnikami. Uwolnienie Phillipsa jest priorytetem, ale to tylko pierwszy krok, za którym podążą następne. Obama musi poradzić sobie z bezpiecznym oswobodzeniem kapitana, a następnie okazać twardość i pociągnąć do odpowiedzialności piratów. Sądzę, że bardzo prawdopodobne są punktowe uderzenia na siedziby piratów na lądzie. Mogą to być zarówno ataki rakietowe z morza i powietrza, jak i operacje sił specjalnych na lądzie.
Jak to zwykle bywa, jest pewien punkt, masa krytyczna, której osiągnięcie powoduje reakcję. Największe supermocarstwo nie może być szantażowane przez byle kogo, a obecna sytuacja ukazuje kompromitującą bezradność w obliczu błahego zagrożenia. Za straty wizerunkowe Wujka Sama przyjdzie piratom odpowiedzieć.
Drugą konsekwencją przetrzymywania kapitana Phillipsa będzie zastanowienie się nad rolą i strategią marynarki wojennej w takich sytuacjach. Pisze o tym na łamach Washington Post Robert Kaplan z Center for a New American Security, zauważając przy tym, że w wyniku cięć wydatków zbrojeniowych proponowanych przez Roberta Gatesa powstanie zaledwie kilka z planowanych kilkudziesięciu okrętów przystosowanych do zwalczania asymetrycznych zagrożeń.
Przedłużający się kryzys jest bardzo nie na rękę Obamie i szkodzi Stanom Zjednoczonym. Należy spodziewać się rozwiązania w ciągu najdalej kilkunastu godzin. W innym wypadku Obama ryzykuje oskarżenia o miękkość, brak stanowczości i zdolności do podejmowania decyzji, a amerykańska potęga militarna wystawiona jest na pośmiewisko.
Piotr Wołejko