Markus Meckel, poseł SPD i przewodnicząćy parlamentarnej grupy polsko-niemieckiej, w wywiadzie dla „Dziennika” twierdzi, iż sprawa Eriki Steinbach w zarządzie fundacji „Ucieczka. Wypędzenie. Pojednanie” jest definitywanie zamknięta. Naprawdę warto przeczytać ten wywiad, gdyż Meckel jest najlepszym dowodem na to, iż nie możemy oceniać Niemców miarą Eriki Steinbach i Rudiego Pawelki. Byłoby to po prostu niesprawiedliwe.
Być może słowa Markusa Meckela są tylko elementem przedwyborczej gry., ale trzeba przyznać to otwarcie – język SPD w tym sporze politycznym bardzo Polsce odpowiadał. Niemiecki polityk w bardzo rozsądny sposób tłumaczy, że powołanie Eriki Steinbach do fundacji byłoby złamaniem kompromisu, który zakładał, że Polacy nie będą mieli zastrzeżeń do powstania miejsca upamiętniającego wysiedlenia, ale w pracach nad nim nie będą uczestniczyć osoby, które Polacy omgliby uznać za „budzące niepokój”. Tym samym niemiecki socjaldemokrata tłumaczy od razu ostrą i słuszną reakcję Władysława Bartoszewskiego. Umów należy dotrzymywać, a powołanie Eriki Steinbach byłoby ewidentnym złamaniem kompromisu. Polacy i tak bardzo sceptycznie odnoszą się do pomysłu stawiania niemieckiego muzeum i z podejrzliwością patrzą na niemieckie działania w tej sprawie.
Meckel nie wspomina jednak o tym, że pomimo tego, iż może rzeczywiście kwestia Steinbach w zarządzie fundacji została rozstrzygnięta, o tyle ma ona wpływ na to, kogo Związek Wypędzonych nominuje do niego. Oczywiście, nie ma tutaj automatycznego powołania, ale przecież rząd niemiecki nie będzie robił problemów z pozostałymi kandydatami. Prestiżowo zatem Erika Steinbach poniosła porażkę, jednak jej pozycja nie uległa takiemu zachwianiu, jakiego byśmy sobie życzyli. Jeszcze, jakby tego było mało, Angela Merkel ostentacyjnie pokazuje swoją solidarność z szefową Związku Wypędzonych. Działania niemieckiej kanclerz nie mogą budzić zaufania w Polsce, ponieważ jej stanowisko nie było klarowne od początku. Prawdopodobnie Angela Merkel politycznie kalkulowała, ale w tak drażliwych sprawach nie powinna unikać takiego działania. W „Uieczce. Pojednaniu. Wypędzeniu” nie może być miejsca dla polityków, a w szczególności takich, którzy lansują własną wizję historii. Fundacja ma otrzymywać rządowe dotacje i upamiętniać też ofiary wypędzeń z innych krajów. W tym przypadku wszelkie wątpliwości należy interpertować na niekorzyść oskarżonego. Bartoszewski to były więzień Auschwitz, a Steinbach to córka żołnierza Luftwaffe służącego w Polsce. Jeżeli nasz były minister spraw zagranicznych, uważany nad Wisłą za bardzo proniemieckiego, tak angażuje się w tę sprawę, to znaczy, że pewna granica tolerancji została przekroczona.
Mało się o tym mówi, ale z niemieckimi wypędzonymi jest jeszcze jeden problem. Przecież niemiecka V kolumna nie była zorganizowana spontanicznie ani w Polsce, ani w Czechosłowacji. Chcę przez to powiedzieć, że nie można rozpatrywać kwestii wypędzonych bez wzięcia pod uwagę wyrażnego poparcia niemieckiego społeczeństwa dla działań III Rzeszy. Niemcy, zamieszkująćy II Rzeczpospolitą, stanęli po stronie Wehrmachtu, zabijali Polaków. Nie można wypędzeń rozpatrywać w kontekście jednego wydarzenia historycznego. Po pierwsze, była to konsekwencja II wojny światowej wywołanej przez Adolfa Hitlera, przywódcę III Rzeszy, a po drugie – decyzje dotyczące wysiedleń nie były podejmowane w Warszawie, a przez specjalistów w tym zakresie – towarzyszy ze wschodu, dla których przesiedlenie ponad dwóch milionów osób to niewinna statystyka, jeśli wziąć pod uwage „osobiste sukcesy” Józefa Stalina w tym zakresie. On narody przesiedlał niemal tak, jakby przestawiał figury podczas gry w szachy.
Markus Meckel zwraca uwagę na inny ważny aspekt wysiedlenia. Przesiedleńcy otrzymali wsparcie w Niemczech i ich asymliacja do społeczeństwa przebiegła bezproblemowo. Rozumiejąc bol przesiedlonego człowieka, trzeba się jednak zastanowić nad pewną kwestią. Czy ci Niemcy lepiej mieliby pod rządami polskich komunistów? Zwłaszcza ci, którzy na ziemie polskie przyszli wraz z niemieckimi wojskami? Warunki życia w Niemczech były lepsze. Nie tłumaczę wysiedleń. Uważam je za niesprawiedliwe, ale Niemcy nie chcieliby chyba zacząć licytacji na winy II wojny światowej. Polska bardziej ucierpiała w wynku wojny, bo faktyczną niepodległość odzyskaliśmy dopiero w 1989r, a nasze intelektualne w większości zostały zamordowaen przez III Rzeszę i Związek Radziecki. Czy te straty można przeliczyć na pieniądze?
Niemcy mają prawo upamiętniać swoje ofiary, ale nie w szowinistyczny sposób. Polska polityka w/s wysiedleń jest bardzo tolerancyjna, Bartoszewski, Sikorski i Tusk są totalnie pozbyci zbędnego nacjonalizmu w tej sprawie. Warszawa ma prawo wymagać od Berlina uczciwości.. Jest to o tyle ważne, że rząd polski dał Niemcom wysoki kredyt zaufania. Tylko od nich zależy, czy będzie to projekt prohistoryczny, pokazujący tragedię II wojny światowej (w tym wysiedleńców niemieckich), czy antyhistoryczny i szowinistyczny, z nastawieniem roszczeniowym wobec „oprawców” (Polaków Czechów itd.).
W kontaktach historycznych z Niemcami mamy taką zaletę, że argumenty są po naszej stronie. Polska nigdy nie dązyła do zdominowania Niemiec, a odwrotnie miało to miejsce wielokrotnie. Chodzi głównie o to, by utrzymać odpowiednie proporcje. Wysiedlenia trzeba potępiać, ale wolałym zostać przesiedlony do Niemiec po II wojnie światowej, aniżeli do komory gazowej w niemieckim obozie koncentracyjnym. III Rzesza zbyt wiele zbrodni popełniła, byśmy teraz mieli użalać się nad losem Niemców. Nasi zachodni sąsiedzi do dziś nie rozliczyli się ze swoimi zbrodniarzami.
Przewodniczącego parlamentarnej grupy polsko-niemieckiej trzeba właśnie pochwalić za bardzo dobre rozumienie historii i dostrzeganie naszej wrażliwości. Naprawdę warto wierzyć w to, że większość Niemców w kwestii podejścia do stosunków polsko-niemieckich bliżej ma do Markusa Meckela niż do Eriki Steinbach, która kwestię przesiedleń wykorzystuje do własnej promocji. Przewodnicząca Zwiążku Wypędzonych naprawdę nie jest osobą rozpoznawalną w Niemczech. Reprezentuje jednak coraz głośniejsze środowisko, w związku z tym należy na nią uważać. Niemcom należy ufać, ale jednocześnie ich kontrolować.
Więcej na podobny temat
- Dopaść “Iwana Groźnego”
- Pawelka & Steinbach – duety do mety
- Obronić przed zapomnieniem – rotmistrz Witold Pilecki
komentarze
Z tym zaufaniem nie przesadzajmy
Ale również wierzę, że większość Niemców ma poglądy odmienne od Steinbach.
AnnaP -- 01.04.2009 - 15:56No w sumie SPD
tradycyjnie bywało bardziej propolskie niż CDU.
A co do większości Niemców,podejrzewam, że większość to o pani Steinbach nawet nie słyszała, jak słyszała , to jest niestety w dużej częsci nasza zasługa, ale tak czy tak mają raczej stosunek do Polaków obojętny lub życzliwy.
Co nie znaczy, że nie chcą upamiętniać wypędzonych.
Tak jak chcą mówić o nalotach na Drezno czy Wurzburg i uważają to za zbrodnię.
No i trzeba dodać, niestety, dużą ignorancję wielu Niemców w sprawach historii.
Często II wojna światowa dla nich to tylko Holocaust i ich cierpienia.
A że Vertrauen ist gut, Kontrolle ist besser, to sami Niemcy wiedzą.
grześ -- 01.04.2009 - 20:03W sumie to wymyślili:)