Heja hej, brać na gejtawy!
Nie liczcie na moją tekstowiskową aktywność w miesiącu, który właśnie się rozpoczął. Po pierwsze, mam sesję, po drugie, dobry humor tego kalibru, który uniemożliwia jakąkolwiek poważną działalność publicystyczną.
I raczej szybko mi nie przejdzie, na ile jestem w stanie rozczytać cybernetyczne komunikaty mojego mózgu, utrzymane w stylu: +++ Błąd Dzielenia Przez Ogórek. Zainstaluj Wszechświat Ponownie I Rebutuj.+++
A zatem, co mi zostaje, jak nie otworzyć Kącik Absurdu?
Znajdziecie tu pewnie sporo jutubków, zakątek psychiatryczny im. Siostry Ratched, absurdalne linki, powieść kryminalną, którą postanowiłam napisać wspólnie z Kacprem, oraz stare kawałki, które Buc odgrzebał w swoim lap-rupieciu.
Na początek, polecam współżycie za Kopalińskim:
Oto hymn, który będzie nam przyświecał:
http://daguu.wrzuta.pl/audio/3ugoOCKtGQi/robert_kasprzycki_-_swiatopogla...
Proszę mnie nie prowokować do użycia tłumika od puzonu…
_______________
NAPISAŁ: Kacper “Kaczątko”, Anno Domini 2003
Część I
Pewnego razu dwie blejki wybrały się w celach poznawczych w świat ogólnie rzecz biorąc absurdalny. Na drodze wielu kaskadowo nachodzących na siebie przypadków, zbłądziły w lesie zwanym przypadkowo przez uliczne kobiety negocjowalnego warzywa Brokulonem. Wędrując przez ten mroczny i wywołujący uczucie gastrycznych problemów teren, zaczęły się zastanawiać:
- Kwak, oczy mnie bolą, znowu nie umyłem włosów szamponem rumiankowym i nie ma w pobliżu ani jednego czystego sedesu – zamartwiało się jedno zwane niewiadomo dlaczego Pięknookim Avis Domestikwakwa.
- Cicho, Ty dziecko przypadkowego krzyżowania genetycznego. Doszłam właśnie do wniosku, że jesteśmy zgubieni – odrzekła dość trzeźwo Barreyola, co po włosku znaczy Barrejola.
- To bardzo eschatologiczne, co mówisz. Klasyfikując, chodzi ci o to, że w tym konkretnym momencie nie wiesz , gdzie się znajdujemy?
- Niestety nie w tym rzecz, bo chodzi o to, że od ponad godziny jedzie za nami jakiś facet na koniu z wyraźnie niepokojowymi* zamiarami.
- Dlaczego tak sądzisz droga towarzyszko drogi?
- To, co powiedziałeś jest niegramatyczne i do tego jest powtórzeniem; powinno być: ‘droga towarzyszko droga’ jeśli już.
- Nieważne, zresztą o co chodzi z tym nielokalowym menem?
- Jakby ci to wytłumaczyć Pięknookie: jeśli widzisz faceta z carycą Katarzyną w jednej ręce i pejczem, batem i skórami w drugiej, to…
- To znaczy, że uczy historii?
- Też ,ale na pierwszym miejscu stawiałabym, że chce nas złoić- zasugerowała Barreyola.
Pięknookie Kaczątko było mistrzem w jednostronnym myśleniu- myśl docierała do mózgowia i już go nie opuszczała- po prostu tam szybko umierała. Tym razem jakaś surwiwalowa idea dokonała czynu pamiętanego później jak Wyjście i dostała za to pomnik.
- Proponuję ucieczkę- stwierdziło bezsensownie Kaczątko.
- Wiesz, chyba to nie jest głupia MYŚL- rzekła Barreyola. Ogólnie rzecz biorąc zaczęli uciekać.
~ * ~
Blejki opuściły część lasu brokulońskiego, która wydawała się ciemna i zmieniła się w nieprzebytą i nieprzebitą jeśli chodzi o kolor czerń. Heideggerowi dzięki, udało im się zmylić jeźdźca, który podejrzanie wcale nie mówił: ‘Ni!’ i najprawdopodobniej zgubiły je z oczu.
Blejkątko-Kaczątko jak zwykle kwakało od rzeczy:
- Kfuck – stwierdziło bez zbędnego namysłu.-To strasznie mało patetyczne – siedzimy tu bez niezbędnych środków higienicznych, goni nas zupełnie bez powdu jakiś ekwita z rosyjską babą królewskiego aspektu no i na domiar złego zgubił ci się błyszczyk.
- Tak-odrzekła przeze łezy Barreyola.- To bardzo nieparujące.
- W tym stanie rzeczy, jaki został nam ofiarowany przez…
- Kaczątko przecież ty jesteś niewierzący!
- Przez los!
- Nie mówiłeś nic o swoim niechybnym, jak rozumiem, fatalizmie.
- Czy dasz mi dokończyć mój niewaginalny monolog, Barreyolu?
- Ale skąd ten nagły… już dobrze- słucham twej
rady ratowniczej.
- Zatem znajdując się w obecnej sytuacji postąpmy jak puszczańskie dzieci.
- Och, to choć raz niezwykle roztropnie z twojej strony Kaczątko. Jak mówi Niehedonistyczny Podręcznik Sanepida…och nie tę stronę wyparował Czajnik.
- Zginiemy- stwierdziło bez obecności idei Kaczątko.
- To też wchodzi w grę, ale spójrz, mym niezwykle sokolim okiem dostrzegłam chatkę, którą zapewne jakaś popaprana baba zbudowała z żab.
W istocie chatka wyglądała na nadzwyczaj ruchliwą, kumkającą i nad wyraz żabią.
Nie mógł jej oczywiście wybudować nikt w sposób naturalny.
- Zaczarowana chatka- kwaknęło Kaczątko swym słodkim głosem jak wrzosowy spad.
- To nie zapowiada nic nad typową fabułę pewnego dreszczowca ,który czytałam jako lekturę w gimnazjum.
- Masz na myśli “Johana und Gretchena”- dwu mężczyzn owładniętych niezwykłymi rządzami wobec dominy na video-chacie?
- Telepacisz w moich myślach, Kaczątko.
- Ale kto normalny zamieszkałby w takiej miłej, kumkającej chatce? Chyba nie domina.?
Odpowiedź wyturlała się z chatki. Jeżeli można by uwierzyć, że kobieta-pieczarka znów była na wolności, to dlaczego las nie był oblepiony listami gończymi?
- (odgłos parowania) Czygo tu szykacie drugie dziatki namientności?- rzekła kobieta o aparycji grzyba jadalnego i takim samym zamszowo-zblazowanym głosie jak współgrająca zwykle z pieczarką kiszona kapusta.
- Jesteśmy blejkami i w sposób niebaunsujący staramy się dotrzeć do NiCity na bibę naszej blejk-przyjaciółki- wypowiedziało jednym tchem Kaczątko.
- Powiedz jej jeszcze jaki masz numer buta i twój ulubiony kolor i wszystko będzie wiedziała- wyszeptała wrząc Barreyola.
- Ach racja! Czterdzieści sześć i niebieski, ale pomarańczowy też jest terndy.
p> Pryszeł? rzekła zwięźloustnie pani pieczarkokształtna.
- Tak tłumacząc po prawdzie, to się zgubiliśmy – smarkneło Kaczątko.
- ...i jakie lubisz majtki
- Boz…Losie! zapomniałem- bokserki oczywiście!
- Zdyje się ,ży jesteście dość zmynczeni podróżą- trydno dostać się do Gotkenszajr. Wyjdzcie do myjego dymku- zapurzem hurbytę.
Weszli. I to był błąd.
C.D.N.
*niepokojowy- niezwiązany z danym pomieszczeniem
komentarze
Ludzie, wstawać,
świat jest piękny, za chwilę otworzą Żabkę i będzie można wypić tauryny na śniadanie, dobra muzyka leci w Trójce… hm, ja już chyba cierpię na deprywację snu, zaraz zacznę mieć zaburzenia nastroju, stany zbliżone do psychozy i paranoidalne… Ha, i tu jestem wygrana! Przecież nikt się nie zorientuje, zważywszy, że moja normą jest całkowity brak normy.
No to na obudzenie chwila poezji amerykańskiej, kiedyś umiałam to całe na pamięć, w zasadzie to chyba ciągle umiem, ale nie chciałoby mi się tyle przepisywać... Yassa, gdzie jesteś? Będziesz miał czapkę z bobrów, a dla mnie utkamy suknię złotobrązową, jak odcień mych włosów…
Elinor Wylie, Dzikie brzoskwinie (całe szczęście, że nie ananasy…)
Kiedy świat się przewróci do góry nogami,
Mówisz – na Wschodnim Brzegu spróbujemy losu.
Łódź z Baltimoru znajdzie miejsce dla dwóch osób;
Pośród drzew dzikich brzoskwiń, na wsi zamieszkamy,
Będziesz miał czapkę z szopów, a dla mnie utkamy
Suknię złotobrązową, jak odcień mych włosów.
Zgubieni, jak przodkowie, zjadacze lotosów,
Tonąc w mleku i miodzie, i w radościach samych.
Zima tam będzie krótka, ale długie lato,
Jesień ciepła, o barwie bursztynu dojrzałej,
O smaku jabłecznika, pełna aromatu.
Wszelkie pory są miłe, lecz jesień najlepsza.
Wiewiórki w srebrnych futrach będą nam z powietrza
Spadać jak liść, jak owoc, przed twoim wystrzałem.
II
Przymrozki będą leżeć jesienne na trawie
Jak meszek na czerwono-złotym winogronie.
Poranki będą chłodne i nieco zamglone,
Kałuże szkłem pokryte, choć woda na stawie.
Słońce, z miedzi na mosiądz wypalone prawie,
Roztapia je w południe, aż chłopcy na stronie
Odkładają wełniane szaliki. Ich dłonie
I kieszenie wciąż gubią kasztany w zabawie.
Brzoskwinie rosną dziko. Raj tu mają świnie.
Beczka solonych śledzi stoi przez rok cały.
Wiosna tu się zaczyna, nim zima przeminie.
Już w lutym można znaleźć porzuconą skórę
Zaskrońca lub wodnego mokasyna, które – Skurczone i chropawe – są przejrzyście białe.
III
A kiedy kwiecień wzgórza rozjaśni w kolorze
Muszli, kiedy i drobne strumyki poniosą
Srebro z Chesapeake – zawsze tak się dzieje wiosną – W ławicach, które groźne wyrzuciło morze,
Gdy truskawek nie zechce nikt, a krytych rosą
Niebieskich śliw nie wzbroni nikt żarłocznym kosom,
Będziemy dobrze żyli, żyli nie najgorzej.
Między wiśni a brzoskwiń okresem dalekim
Miesiące są tak pełne jak róg obfitości,
Z których czerpiesz owoców czerwień, czerń, purpurę.
Potem wśród pól bogatych i plaż chłodnej rzeki
Pójdziemy, a ty będziesz strzelał w tej świetności
Do brązowych kuropatw, kaczek, pstrych przepiórek.
IV
Aż do purytańskiego szpiku moich kości
Jest coś w owym bogactwie czego nienawidzę.
Kocham te krajobrazy, których zarys widzę
W perłowej monotonii, surowy w czystości.
Coś we krwi mojej prawo sobie rości
do nagich wzgórz, do srebrnych dachówek tablicy,
Do wody w mleczną falę zmarzniętej, co w nitce
Wije się przez grodzonych pastwisk pochyłości.
Kocham niebo przejrzyste, szarzejące biało,
Pole skąpo obsiane, co nie da korzyści,
Wiosnę krótszą niż tchnienie kwitnącej jabłoni,
Lato zbyt piękne, aby pozostało,
Jesień szybką, płonącą jak ognisko z liści,
I zimę – jak sen śmierci, niepodobną do nich.
tłum. Ludmiła Marjańska
Wstałam, wstałam...
Przeczytałam nawet.
Ale nic nie zrozumiałam. Czy to świadczy o tym, że jestem komunistką?
Dziewczyno, ja nie nadanżam za Tobą na bieżąco, a co mówić po dłuższej przerwie.
Wczoraj szanowny zajął kompa na cały dzień, ale chyba nie połknął bakcyla :))))
Może stare wróci???
dorcia blee -- 01.02.2010 - 05:32Witaj dorciu,
a co tu jest do rozumienia? “Mam dobry humor, proszę się nie przejmować” – i tyle.
Co ma do rzeczy bycie komunistką, bo tego dla odmiany ja nie zrozumiałam.
A, nie przejmuj się, ja zasadniczo sama za sobą nie nadążam. :) To pewnie przez ten Błąd Dzielenia Przez Ogórek… Trzeba poczekać, aż jeden taki odeśpi korektę i na nowo zainstaluje Wszechświat.
pururu
Komunista przeczytał Marksa i Engelsa.
Nie-komunista przeczytał i zrozumiał.
Jak się teraz daje gwiazdki?
dorcia blee -- 01.02.2010 - 05:47Kurwa mać, co się nauczę czegoś, to zaraz zmiana.
A, o to biega :)
Weź mnie chwilowo nie stresuj wątkami historycznymi. :D
Właśnie wymyśliłam, co mogę robić, żeby się jeszcze przez chwilę nie uczyć! Odpada mi noga. Na szczęście tylko od krzesła. W którejś szufladzie mam klej do drewna…
Idealne zajęcie, jak na 05:57 rano.
Ty mi tu nie wyskakuj z tematami zastępczymi tylko mów jak się
teraz gwiazdki daje!
dorcia blee -- 01.02.2010 - 06:00Nie jestem informatykiem,
których masz tu skolko ugodno, jak się zdaje, tylko wszyscy chrapią... Nie to, co my, kobiety pracujące.
Po bażanciemu, to będzie jakoś tak:
Widzisz pod ostatnim zdaniem takie coś –
Średnia ocena | Oceń:
Jak tak, to wystarczy że zaznaczysz odpowiednią ilość pod tymi po prawej.
Lepiej nie umiem. :)
Aleś mi powiedziała, nie-informatyczko Pino słodka :)
Tylko, że ja nie mam tych po prawej!!!
:))
Dobra, lecę popracować. Niech Cię humorek nie opuszcza :)
dorcia blee -- 01.02.2010 - 06:33Nie masz?
A to dziwność. Kopnę nasz słodki Serwerek i zażądam wyjaśnień, wieczorem będziesz miała gwiazdki, tequilę i Lamborghini Gallardo na płozach.
...No dobra, znowu się zagalopowałam (a przecież jestem zaledwie podchorążym i to na białym dorszu). Ale gwiazdki będą!
Pozdrawiam Cię, jak czekista czekistę, albo jak historyk logopedę. Oddalaj się spokojnie do zajęć w podgrupach.
***
Tak sobie myślę, że przydałby mi się jakiś alter. Bez ego, bo to jest tylko jedno i w dodatku się rozpycha.
Może pójdę pograć sobie w darta? Już coraz lepiej mi idzie, zazwyczaj trafiam w szafę, czasem nieszczęsną Orianę w nos, a w niektórych przypadkach nawet w tarczę.
Albo pranie nastawię, jako ta radykalna pani domu. No dobra, małego mieszkania.
Tylko co ten alter miałby robić, czego ja jeszcze we własnej osobie nie zdążyłam zbroić?...
To by było zabawne w sumie, schować się za jakimś avatarem, nawet jakby miał być niebieski.
Cholera, kiedyś przecież miałam! No tak… Ale to forum już skasowane, nawet nie można poczytać. Barrey się nazywał i wiersze pisywał przepiękne, o ile pamiętam. A pewna Rebecca strasznie na niego krzyczała. Zresztą, ona w ogóle krzyczała. I też była tylko avatarem, naturelment. Dla równowagi, mężczyźnianym w istocie swojej. :) Zdaje się, że z panem Ż. mieliśmy równie rozwinięte zdolności do transgresji…
O masz ci los. Czy to ja piszę te wszystkie bzdury, czy to ten alter się właśnie zaimplementował w cybernetycznym systemie?
Zaraz się z nim pokłócę – które z nas pójdzie nastawić to cholerne pranie?
Dorcia, napisz
do Serga:
http://tekstowisko.com/contact
co z gwiazdkami.
Albo czekaj aż wszechwiedząca maszyna sama wypatrzy problem:)
Pino, absurd?
Absurd już był:)
Jak wszystko zresztą, no.
grześ -- 01.02.2010 - 08:03Wiem,
Albercik mi powiedział:
“Absurd rodzi się z konfrontacji ludzkiej potrzeby i bezsensownego milczenia świata.”
jakie gwoazdki?
ja nie mogę nikomu dowalić ni jednej gwiazdki przez ignorancję pewnych osób … za to mogę dać
jak już pojawili się komuniści …
pozdrawiam znad niedobrej kawy … wracam do zestawień
Śnieg. Deszcz. Psy osaczają. Rozpoznaję niektóre z nich
Docent Stopczyk -- 01.02.2010 - 09:47Pino
podoba mi się tytuł Twojego wpisu :)
MarekPl -- 01.02.2010 - 10:19Tym bardziej, że jestem z lutego…, co samo w sobie stanowi absurd, prawda.
Zaliczaj co trzeba w terminie
A u mnie nie ma lutego!
Teściowa konserwatystka kazała sobie kupić taki kalendarz zdzierany. Okazał sie bardzo nowinkarski. Po 31 stycznia następuje marzec!
Luty jest po czerwcu! I tego się trochę obawiam
Wspólny blog I & J
Jacek Jarecki -- 01.02.2010 - 10:36JJ
faktycznie, w takiej sytuacji jest się czego obawiać
MarekPl -- 01.02.2010 - 11:34Pozwolisz, że się zapytam
A kiedy w tym roku będzie lipiec?
Tylko nic mi nie pisz o Lipcu ;)
Bażancie optymistyczny :)
Przyszłam przeczytać notkę i zobaczyć motto.
Jeśli chodzi o absurd, to posiadam niejakie zasługi dla świata w tym względzie. Jeśli natomiast idzie o alkoholizm, to ekhm… no.
Buc ma wiele racji, a racja ta jest wielopoziomowa, że tak powiem.
pururu poniedziałkowe.
Gretchen -- 01.02.2010 - 13:25Witam pięknie
Docenta, Marka, Jacka i Bażanta.
Co do lipca, to mam mieszane uczucia. Niby zawiera w sobie dwa Święta Bażantów, będzie można popłynąć na rejs, albo pojechać gdzieś chevro, ale oprócz tego, jest jeszcze Grażdanskaja Oborona… No chyba, że obronię się w sierpniu.
puru-ru! wstawaj strana ogromnnaja!
to
jest dobre … o ile nie najlepsze …
i jeszcze
tudzież
Śnieg. Deszcz. Psy osaczają. Rozpoznaję niektóre z nich
Docent Stopczyk -- 01.02.2010 - 22:23Bażancie
Powieść zaczyna się bardzo pięknie.
Zaniepokoił mnie tylko ten Johan und Gretchen, żeby być precyzyjną to raczej ten drugi.
Gretchen -- 02.02.2010 - 00:59Nie przejmuj się,
to tylko taki epizodyczny ozdobnik.
Wrzucać następny odcinek? :)
pewnie, że wrzucać
Ja piszę też.
Chciałaś coś wesołego w końcu. :)
Gretchen -- 02.02.2010 - 01:23No to jazda!
Ma być fajnie. Żyjemy, bażancie. :)