Te dziewczęta, te jedyne, takie piękne, takie moje… Wzruszyłem się, stary już jestem dziad. Udało się, pozbieraliśmy się. Umówiliśmy się, spotkaliśmy się, i zwyciężyliśmy się.
Wiele wody przepłynęło korytem pliszki. Pewnie miliony, choć to mała rzeczułka. A jednak. Po hektolitrach lat, nastał ten dzień, gdy stanęły mi przed oczyma moje pierwsze miłości. Każdą z nich jakoś kochałem po swojemu. Każda z nich była w jakimś dniu mojego życia najważniejsza. Żadna z nich nie wiedziała, że ja wiedziałem ale nie powiedziałem, bo byłem za młody, za głupi, za wstydliwy, zakompleksiony, za słaby.
Tak, byłem słaby, nie raz nie dwa. Dzisiaj się dowiedziałem, o ile lat za późno?
One są piękne jak dawniej, ja nie, ja już jestem stary, one wciąż mają siedemnaście lat. Blondynki, brunetki, szatynki, rudych nie było, a szkoda. Przyszły, przyjechały, dotarły. Piękne niebieskookie, piwnookie, zielonookie, i takie młode, coś z moją pamięcią... Zaraz, gdzie smycz misia?
Kiedyś byłem w życiu słaby, nie dano mi szansy bycia silnym, nie dano…Żeby teraz być silnym, musiałem kiedyś – jak kochałem – być słabym. A może kłamała? Lepiej żeby kłamała. Ona była na I…
komentarze
tylko rudych...