Gdzie było rozlokowane białostockie getto dowiedziałem się po raz pierwszy od Mamy, gdy byłem jeszcze dzieckiem, nie pamiętam ile mogłem mieć lat, może 10 może 12, może mniej. I do dziś zastanawia mnie jak to możliwe, że miejsca, w których ocalały – pewnie już nie na długo, bo z każdym rokiem ubywa starego Białegostoku – drewniane domki z dwuspadowymi dachami, murowanymi kamienicami z początku ubiegłego wieku, niektóre jeszcze z początku lub końca wieku XIX, wbrew temu wszystkiemu, co się w nich kiedyś wydarzyło zachowały tyle uroku. Stary Białystok to miasto ogród, liczne drewniane domki tonące w bujnej, soczystej zieleni starych ogrodów, gdzieniegdzie pośród ogrodów i domków wyrastające zupełnie niespodziewanie murowane kamienice. Wydaje się, że to tymi właśnie ogrodami mieszkańcy przemysłowego, brudnego i szarego niegdyś miasta rekompensowali sobie monotonię życia robotników fabryk włókienniczych. Na co dzień kilkunastogodzinne stanie przy maszynach fabrycznych, a z rana i wieczorami powrót do domów tonących w zieleni słodko pachnących drzew owocowych i wyrazistych aromatów ogrodów warzywnych. Któż z tych, którzy przez dziesiątki albo setki lat pielęgnowali te ogrody i sady mógł przypuszczać, że pewnego dnia staną się one świadkami tego, co w ludzkiej naturze najciemniejsze.
Do dziś nie jestem w stanie zrozumieć kontrastu między pięknem tych miejsc a wydarzeniami, których były one świadkami.
Ulica Czysta – zachował się jeszcze bruk, na nim ustawione były zasieki i brama getta. Jeszcze dziś między kamieniami można wypatrzeć pozostałości po drewnianej konstrukcji owej bramy, już pewnie niedługo, lada miesiąc włodarze miasta zaleją ją asfaltem, miasto musi się rozwijać.
Czysta 5 – drewniany dom z dwuspadowym dachem, w kolorze orzechowym, bramka, a w podwórku murowana piętrowa kamienica. Na podwórku biegają dzieci, ich tatusiowe piją jak co dnia to co im wpadnie w ręce. Nowi białostoczanie najchętniej by ich stąd wyrzucili, gdziekolwiek, nawet na bruk, taka dobra działka prawie w centrum miasta, dom można byłoby obłożyć szalunkiem, wyremontować wnętrza, a tych patologicznych rodzin się pozbyć, żeby się nie awanturowali po nocach, a ich brudne dzieci nie biegały cały dzień pod oknami i nie darły się w niebogłosy. Niedaleko jest już wybudowany hipermarket, na zakupy blisko, miasto lada miesiąc poprowadzi szeroką arterię tuż obok. A jak będzie trzeba to i te okoliczne slamsy się wyburzy, szkoda takich cennych działek na jakieś drewniane domki z dwuspadowymi dachami. Getto? Miasto ogród? Nie po to ściągaliśmy do miast, by dalej mieszkać na wsi.
A tymczasem Czysta 5 ma ten sam numer i ten sam wygląd, co przed wojną i w czasie wojny. Po przeciwległej stronie była już część aryjska. To z okien tego domu ponad zasiekami na zachowane do dziś domy spoglądał kilkunastoletni Samuel Pisar. Miał kilka lat, gdy rozpoczęła się druga akcja likwidacyjna getta w sierpniu 1943 roku. Mając 14 lat ocalał z pożogi getta, w getcie stracił całą rodzinę. Później został doradcą prezydenta Stanów Zjednoczonych – niejakiego Johna Fitzgeralda Kennedy’ego. Po wojnie jeszcze w czasach PRLu zdarzyło mu się odwiedzić rodzinne miasto, przyjechał taksówką z Warszawy, dojechał do ulicy Dąbrowskiego, zobaczył murowaną piętrową kamienicę z balkonem, na którym jego powściągliwy, zawsze opanowany ojciec reperował mu rower i kazał wieźć się z powrotem do Warszawy, z samochodu nawet nie wysiadł, do Czystej 5 nie dotarł.
Tymczasem okno przez które patrzył na aryjską stronę wciąż istnieje. Istnieją też po obu stronach ulicy domy, które pamiętają akcję likwidacyjną z lutego 1943 roku. Pierwszą akcję trwającą od 5 do 12 lutego 1943 r. Niemcy zażądali od białostockiego Judenratu przygotowania listy 12.000 osób do wywiezienia. Wiadomość rozeszła się po getcie lotem błyskawicy. Zaczęły się przygotowywania kryjówek w owych drewnianych domkach rozrzuconych po całym getcie i w murowanych kamienicach – robotniczych czynszówkach i estetycznych, zdobionych, niekiedy secesyjnych kamienicach kupieckich, przy czym ten podział nie miał teraz najmniejszego znaczenia. Niemcy nie spodziewali się, że niektórzy Żydzi zechcą stawiać opór, stąd akcja trwała prawie tydzień. Rozpoczęła się w nocy 5 lutego, z przerwą o godzinie 8 na śniadanie, głodny oprawca to w końcu kiepski oprawca. W jej rezultacie zginęło prawdopodobnie 2.000 osób, 6.000 wywieziono do Treblinki.
Luty 1943 r., na ulicach leżą przymarznięte do bruku ciała zastrzelonych ludzi. W sierocińcu przy ulicy Częstochowskiej 7 trzech chłopców, by uniknąć śmierci w komorze gazowej wiesza się na drzwiach wejściowych. Nie zważając na znak Czerwonego Krzyża na budynku niemieccy oprawcy wchodzą do środka, widok trzech zwieszających się z futryny ciał budzi w nich resztki człowieczeństwa i odchodzą nie zabrawszy pozostałych dzieciaków.
Kto może ukrywa się w fabrykach, rozeszła się pogłoska, że ci pracujący w fabrykach nie będą wywiezieni. Tysiące ludzi ucieka do fabryk, robotnicy zabierają ze sobą całe rodziny – żony i dzieci. Ci którzy nie mogą schronić się w fabrykach, schodzą do kryjówek w piwnicach, ale to i tak nie daje im gwarancji przetrwania. Najgorsi są ci, którzy kaszlą i małe dzieci, które płaczą. Niedaleko wspomnianej wyżej ulicy Czystej w jednej z takich kryjówek matka przyłożyła płaczącemu dziecku dłoń do ust, by nikt nie usłyszał płaczu. Kroki i odgłosy ciężkich butów oddaliły się, matką odjęła rękę, ale dziecko już nie płakało, już nigdy więcej nie zapłakało.
Na Kupieckiej dwóch uzbrojonych po zęby Niemców wchodzi po schodach na piętro, za drzwiami czeka już na nich Icchok Malmed, jest mu wszystko jedno, w ręku trzyma butelkę z kwasem siarkowym. Natarczywe, głośne, brutalne stukanie do drzwi, zdesperowany mężczyzna otwiera drzwi i wylewa zawartość całej butelki na jednego z żandarmów, ten oślepiony w szale zaczyna strzelać, ale trafia swego towarzysza, Malmed ucieka. Wszystko i tak na nic, Niemcy zbierają 100 mieszkańców okolicznych kamienic, prowadzą ich do pobliskiego ogrodu, teraz martwego, ale wiosną i latem prawdziwego raju w środku miasta, mordują wszystkich.
Dopiero groźba Niemców, że wymordują wszystkich Żydów w getcie sprawia, że Malmed oddaje się w ręce oprawców. Zostaje powieszony tuż przy kamienicy, w której dokonał zamachu na niemieckich żandarmów. Wówczas ulica Kupiecka, dziś Malmeda, w miejscu, w którym stała szubienica postawiono socrealistyczny budynek, a na nim umieszczono tablicę poświęconą Malmedowi.
Ci zdesperowani najbardziej wieszają się w swoich domach albo zażywają trucizny. Po zakończeniu akcji likwidacyjnej, gdy oprawcy nasycili swoją żądzę zabijania, tysiące ukrywających się opuszczają swoje kryjówki.
Któregoś razu siedzę w przytulnej kafejce – przytulna kafejka w starej kamienicy także na terenie dawnego getta – ze znajomym, wziętym psychiatrą, od kilku lat pracującym na wyspach, opowiada o znakomitym psychiatrze Bercie Hellingerze, uczestniczył już w kilku jego seminariach, dowiaduję się, że jest to jakaś wielka sława i znakomitość w dziedzinie psychiatrii. Znajomy, gorący wyznawca postmodernizmu, chełpiący się swoim postmodernistycznym podejściem do świata opowiada, jak to Hellinger potrafi znakomicie niemal wszystko wyjaśnić usprawiedliwić, nawet najgorszą podłość. Opowiada jak na jednym z takich seminariów guru nie wiem czy światowej, ale na pewno polskiej psychiatrii usprawiedliwia stosując cały dostępny mu arsenał pojęciowy męża znęcającego się nad swoją żoną. Wszyscy wiedzą, że czyni to przymrużeniem oka, że tak naprawdę tak nie myśli, ale jest przekonujący, wszyscy są zachwyceni. Pytam czy byłby w stanie też usprawiedliwić Niemca, który chwyta za nóżkę kilkuletnie dziecko i być może gdzieś niedaleko od miejsca, w którym siedzimy bierze rozmach i uderza główką dziecka o stojąca nieopodal latarnię. Odpowiedź brzmi: usprawiedliwi wszystko…
Zbliża się wiosna, już niedługo białostockie ogrody zakwitną, w tym też te położone na terenie getta. Tysiące drzew owocowych, tysiące ogrodów warzywnych, rozsnują na całe miasto zapachy, które swego czasu tak nas otumaniły, że oczami wyobraźni – jeżdżąc na rowerach i szukając tych pozostałości starego Białegostoku – widzieliśmy miasto niemal z opowiadań Schulza. Setki odcieni zieleni, drewniane domki, brukowane ulice, gęsta zabudowa, kamienice murowane, czterokondygnacyjne gimnazjum żeńskie, tuż za nim ocalała z pożogi synagoga, dalej czterokondygnacyjna kamienica, której mieszkanka opowie nam o niej jeśli damy piątaka na wino. A resztę dopowiada wyobraźnia – szyldy w kilku językach – hebrajskim, jidisz, polskim, rosyjskim, niemieckim; gwar, ścisk, krzyki, przekleństwa polskie, rosyjskie, żydowskie; umorusane dzieciaki biegające między dorosłymi, sklep na sklepie, Żyd z pejsami, Żyd zasymilowany, polski urzędnik, potomek urzędnika carskiego, przedstawiciel białej emigracji z Moskwy, niemiecki mistrz z fabryki włókienniczej, tłoczą się na ulicy zalanej słońcem. Tu jest zbyt gwarno jak dla nas, jedziemy dalej, do skrzyżowania dwóch brukowanych ulic, odbijamy w lewo, tu już są tylko drewniane domki ledwie widoczne poprzez zieleń ogrodów z setkami kwiatów, tu już czujemy atmosferę kwiatów polskich od Tuwima, z przepięknymi białostockimi malwami…
komentarze
Bardzo ladny tekst...
Dziekuje :)
Mysle, ze to najwlasciwszy sposob pisania o tak tragicznych wydarzeniach – uwaznie pochylajac sie nad kazdym detalem, patrzac przez pryzmat pojedynczego ludzkiego losu…
xipetotec -- 12.02.2008 - 13:22mądry tekst
a ostatni akapit … to samo mógłbym napisać o Lublinie …
szacunek
“Stay Rude, Stay Rebel”
Docent Stopczyk -- 12.02.2008 - 13:35Wenhrinie...
...serdeczne pozdrowienia z Wrocławia! Przejmujący opis – przed oczami staje koszmar…
Za mało powtarzamy, że całą tę zbrodnię przygotowałi i wykonali Niemcy!!! Wszelkie ekspiacje polskie, wspominanie antysemityzmów, szmalcownictwa, powojennych pogromów czy pojedynczych mordów nie mogą przesłonić faktu o którym świat powinien zawsze pamiętać. Holokaust to zbrodnia Niemców! W każdym z okupowanych krajów trafiały się podatne bestie, które z inspiracji czy przyzwolenia Niemców dawały upust najnikczemniejszym instynktom.
Trudno mieć pretensje do Grossa, że pisze o tym, co go boli bardzo jako polskiego Żyda, ale można żałować, że nie poświęcił dotąd swego talentu do opisania Niemców mordujących Żydów w Polsce, co jest problemem pierwszorzędnym wobec drugorzędnej roli polskich sługusów hitlerowców. Dopiero takie spokojne opisy jak Twój nasuwają takie spokojne refleksje.
W ogniu bitwy obronno-zaczepnej, jak choćby w janarobertowonowakowej krucjacie przeciw żydowstwu atakującemu Polskę, strony wojujące koncentrują się jedynie na tym, co robili Żydzi przed, w trakcie i po oraz jak na to odpowiadali Polacy. I wtedy znikają główniy sprawcy zła – Niemcy!
Takie myśli mam po przeczytaniu notki o zagładzie getta białostockiego i w trakcie bolesnej lektury Grossa.
jotesz -- 12.02.2008 - 13:47@jotesz
Niemcy nie znikaja.
Dla mnie ta cala awantura o Grossa to polsko-polska wojna z wlasnymi demonami. Dobrze, ze sie odbywa. Szkoda, ze wciaz w wiekszosci nie potrafimy obiektywnie spojrzec na wlasna historie.
Bo przeciez nie o Zydow tu chodzi. Ich tu juz nie ma. Za 20 – 30 lat zaczniemy znow przestawac byc homogenicznym etnicznie narodem – czeka nas nowa, potezna fala imigracji z Azji i Afryki. Tego nie zatrzymamy.
Jak sobie z tym poradzimy? Chodzi o to by poradzic sobie lepiej niz ostatnio. Wypracowac taka koncepcje panstwa i wspolnoty narodowej ktora pozwoli tym “innym” odnalezc tu swoje miejsce.
xipetotec -- 12.02.2008 - 14:23>xipetotec
zgoda, tylko że różnej maści “białym ludziom”, dla których jedynym celem jest konfrontacja, tego nie przetłumaczysz…
“Stay Rude, Stay Rebel”
Docent Stopczyk -- 12.02.2008 - 14:26dziękuję za komentarze,
ustosunkuję sie do nich nieco później, w tej chwili nie bardzo mogę, vis maior, siła wyższa ;-)
pozdrawiam
wenhrin -- 12.02.2008 - 14:37@Docent
Wiesz co – ostatnio bylem w Budapeszcie – mialem tam okazje popatrzec sobie na publiczne celebracje organizacji co sie magyar garda zowie, odwiedzic muzeum totalitaryzmu, porozmawiac z ludzmi…
taka sama jak w Polsce nacjonalistyczna zapieklosc podsmiardujaca antysemityzmem, skupienie na wlasnej, narodowej martyrologii, zonglowanie politycznymi pojeciami rodem z poczatku XX wieku…
Nie jestesmy wiec wyjatkowi… wielu jest “bialych ludzi” w naszej czesci Europy
xipetotec -- 12.02.2008 - 14:39>xipetotec
racja, takie same odczucia miałem jak we Lwowie trafiłem na wiec kombatantów UPA. przykro było słuchać ...
“Stay Rude, Stay Rebel”
Docent Stopczyk -- 12.02.2008 - 14:50W każdym sąsiednim państwie
Jest jedynie słuszna banda miłośników narodu.
Igła -- 12.02.2008 - 15:27Na Słowacji tez jest i szwabska też.
Co ciekawe mają podobne mundurki, gesty, okrzyki. I obesrany mózg.
Tyle, że jak takie bydlaki rozniecą pożar, to znikają a z nacjonalistyczną, wredną hołotą atakująca nasz kraj zmagają sie ci zwyczajni, którzy chcą mieć spokój.
Igła
piękny tekst
....
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 12.02.2008 - 21:46@ xipetotec
Dziękuję, książkę można by napisać o tych tragicznych wydarzeniach, ja je ledwie musnąłem
wenhrin -- 12.02.2008 - 22:57@ Docent Stopczyk
Lublin jest piękny, teren na którym było tam getto to teraz okolice Podzamcza, prawda?
wenhrin -- 12.02.2008 - 22:58@ jotesz
Tak, tę zbrodnię przygotowali i w największym stopniu wykonali Niemcy. I przecież nie mówimy o tym, by przysłonić nasze winy, o niebo jednak mniejsze niż niemieckie.
Dodam tylko, że w akcji likwidacyjnej w lutym 1943 w białostockim getcie Niemców wspierali Ukraińcy i Białorusini. Bestie i kanalie są w każdym narodzie, podobnie jak bohaterowie. Ta krucjata przeciw żydostwu nie pojmuje tak prostej przecież i banalnej prawdy.
Pozdrawiam ze spowitego mgłą Białegostoku
wenhrin -- 12.02.2008 - 23:02Maksie
Dziękuję, pamiętam też o dalszej części tekstu o Rosji ;-)
wenhrin -- 12.02.2008 - 23:03Ale to w wolnej chwili ;-)
>wenhrin
tak.
przed wojną była tam dzielnica żydowska
teraz wygląda tak
Tu gdzie stoją samochody zaczynała się gęsta zabudowa. Tu była słynna ulica Szeroka, gdzie pod numerem 28 mieszkał Jakub Icchak Horowitz zwany Ha-Hoze, czyli Widzący z Lublina.
“Do dupy z takim niebem…”
Docent Stopczyk -- 12.02.2008 - 23:27Ech, Wenhrinie.
chciałbym móc tak pisać jak ty…
dawniej KriSzu
Dymitr Bagiński -- 13.02.2008 - 00:29@ Dymitr Bagiński
Tak to znaczy jak? ;-)
wenhrin -- 13.02.2008 - 00:30tak pięknie
:)
dawniej KriSzu
Dymitr Bagiński -- 13.02.2008 - 20:38;-)
Dziękuję, to czysty przypadek, czasem pisze się tak “w nerwach”, raz na sto może więcej wpisów.
wenhrin -- 13.02.2008 - 21:07brama getta
Mieszkam od niedawna przy ul. Waryńskiego w Białymstoku. Cały czas byłem pewien że była tylko jedna bram do getta… ta przy ul. Lipowej. Codziennie chodzę ulicą czystą i nie wiedziałem że poruszam się w obrębie historii. Również dopiero teraz dowiedziałem się że przy ulicy Czystej była brama a tym bardziej zachowały się fragmenty a raczej szczątki drewnianej konstrukcji bramy. Od jutra idąc ul. Czystą będę uważniej patrzył pod nogi i szukał tych “kawałków” historii…. jeżeli mi się uda je odnaleźć i sfotografować to będzie cenna pamiątka. Dziękuję za informacje…. pozdrawiam i czekam na więcej. :-)
jarand -- 14.10.2008 - 16:26