W drodze i przejazdem

W tym roku udało mi się dotrzeć do dwóch miejsc, gdzie mnie wcześniej nie było: Cliffs of Moher w Irlandii, gdzie pierwszy raz w życiu zobaczyłam Atlantyk, oraz Belgrad, gdzie wszystko robiłam po raz pierwszy :)

Na klifach wiało, w Belgradzie grzało, nie tylko słońce, ale i rakija. Dobra wiadomość dla palaczy: na lotnisku w Belgradzie wolno palić WSZĘDZIE i nie trzeba iść pod tubę :) Na klifach i tak nie opłaca sie wyjmować fajek, ale widoki sprawiają, że palenie człowiekowi do głowy nie przychodzi.

Jakoś tak chciałam się przed końcem roku podzielić tymi zdjęciami, sama nie wiem dlaczego.

(Niektóre zdjęcia klifów robiła koleżanka, żeby nie było, że sobie tu przypisuję :) Fotografem wytrawnym też nie jestem, ani sprzętu odpowiedniego nie posiadam, więc proszę wybaczyć jakość.)

CLIFFS OF MOHER

Obraz_115.jpg
Obraz_116.jpg
Obraz_121.jpg
Obraz_131.jpg
Obraz_151.jpg

BEOGRAD

Obraz_005.jpg
Obraz_014.jpg
Obraz_024.jpg
Obraz_032.jpg
Obraz_037.jpg
Obraz_044.jpg
Obraz_075.jpg
Obraz_078.jpg
Obraz_046.jpg
Obraz_094.jpg

Obraz_038_0.jpg

Życzę sobie, żebym w przyszłym roku znowu znalazła się gdzieś po raz pierwszy. Dziękuję.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

anu

Amen

Dal towarzystwa podpisuje się pod tymi zyczeniami taże dla siebie, jeśli można:)

Te klify sa rzeczywiście piękne, widziałem piękne slajdy stamtąd, powalające, i ten Belgrad noszący ciągle w sobie blizny wojenne…

pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor


Fajne, no,

a tym panom przy tych szachach to rakija by się pewnie przydała:)
A ja w tym roku po raz pierwszy rakiję piłem i byłbym po raz pierwszy w Chorwacji, ale nie wyszło, ale może w 2009 się uda.

A na razie zostaje mi zdjęć oglądanie (na TXT dużo zdjęć z Bałkanów to Docent wkleił i opisał)

pzdr


To z tamtej okolicy, Pani Anu,

mohery pochodzą? Nie dziwię się więc ich wytrwałości i odporności:-)

A zdjęcia nad wyraz ciekawe.

Pozdrawiam serdecznie dołączając sie do życzeń noworocznych

abwarten und Tee trinken


Ale jakieś mało łaciate

te Mohery są, Panie Lorenzo.
Ale za to bardzo spadziste.

A czy zwrócił Pan uwagę w Belgradzie na etykietki z zachęcającą marką “Samotok”.
Już się ucieszyłem, że to jakiś kuzyn naszego samogona, ale z bliska wygląda mi to raczej na oliwę z prywatnego tłoczenia…

Pozdrawiam, rozważając wariant unoszenia się


Dzień Dobry!

Panie Maksie, jak najbardziej zachęcam do pożyczania życzeń! Chciałabym jeszcze kiedyś zobaczyć te klify, najchętniej wiosną, kiedy można tam spotkać tysiące maskonurów, które mają ładną angielska nazwę ‘puffin’:

9004262_puffin_a.jpg

No jak dla mnie to one sa przeurocze.

Grzesiu, jeśli chodzi o panów przy szachach, to w parku (ogromnym parku) Kalemegdan taki stolików z panami jest mnóstwo, ale rzeczywiście nigdy rakii nie widziałam, zakładam, że panowie po prostu się nie obnoszą, bo nie wyobrażam sobie, żeby mieli nie pić :D Przywiozłam stamtąd kilka butelek, ale jakoś w Polsce nie smakuje tak samo jak tam.

Lorenzo, nie wiem, czy akurat stamtąd pochodzą, ale wiele tam ‘samobójstw’, więc może ktoś je tam zwozi i stąd nazwa… Za to łaciate stoją obok na łące i są piękne jak te klify.

Merlocie, no to akurat rzeczywiście jest oliwa. Ten bazar trochę wyglądał jak twierdza, był otoczony budkami z różnymi produktami i głównie był to alkohol. Przypuszczam, że gdyby zagadnąć sprzedawcę to znalazłby się i samogon :)

Gdyby ktoś z was się wybierał do Belgradu, to polecam książkę Momo Kapora “A Guide to the Serbian Mentality”. Po angielsku, gdyż kupiłam ją na miejscu. Momo Kapor całe życie mieszkał w Belgradzie, a pan już jest leciwy i zna wiele ciekawych historii. Ta książka to wspaniały kompan dla samotnego podróżnika – świetnie się czyta o knajpie, w kórej właśnie siedzisz paląc i popijając nieprzyzwoicie mocną kawę. Długo by opowiadać...


anu

wiem że netowego brudzia nie piliśmy, no ale po nicku proszę:)

czadowy ten puffin!

prezes,traktor,redaktor


aaaa!

spoko max :)


W imię Ojca, i Syna, i Ducha...

Boję się Irlandii. Spędziłam tam najgorszy miesiąc w moim życiu.

Byłam po drugiej stronie, nie na klifach moherowych, tylko nad Morzem Irlandzkim.

Siedziałam na kamieniach, paliłam fajki przywiezione z Polski i patrzyłam w dal. Było to tak ponure, że aż komiczne w tym. Zwłaszcza, że deszcz siąpił uparcie i przemaczał mnie od szpiku do kości.

Ale żyłam se tej jesieni po pańsku w Krakowie i jeszcze będę żyć – śliczne 400 ojro już na mnie czeka, zdeponowane u osoby zaufanej w czeku.

A rakija i film Kusturicy w klubie Re? Hm, no to był z kolei jeden z najprzyjemniejszych wieczorów w moim życiu…

pozdrawiam rozmarzona


anu

Klify są super.
Rakiję to ciężko ocenić ;-)

A czy aby na tych klifach to zbyt zimno nie jest? :-)

pozdrowienia


Fajne foty

Wielu, różnych pierwszych razów życze:)


Pino,

ja Irlandii też się boję, znaczy, nie mam przyjemnych wspomnień poza tymi klifami, tylko te związane z parszywie szaroburym Dublina gdzie co jakiś czas muszę wykonać przedstawienie pt.: Kochamy naszego Klienta i wszystko dla niego zrobimy. Ble.

A co to jest klub Re?


Jacku,

zimno było, oj zimno. I wiało. Ale nie padało, a zamiast tego świeciło, więc pogoda była najlepsza z możliwych w takim miejscu.

Rakii atutem nie są chyba walory smakowe :)

Pozdrawiam,


Ann,

dzięki, tobie również :)


Anu,

to widzę, że o Dublinie mamy zdanie dość podobne ;)

Aczkolwiek to fajne miasto, a kraj ogólnie przepiękny, ale jechać tam na wariata do pracy jak ja w ostatnie wakacje, to naprawdę jest rzecz dla amatorów.

Klub Re – w Krakowie, studencki, na św. Krzyża :)

pozdrawiam wieczorową porą


Gdzie to się krajanka tego roku rozbijała!

Zazdroszczę!

Szczególnie tych klifów i Atlantyku, bo ja z Irlandią to mam raczej przyjemne wspomnienia…

Ale w Belgradzie nie byłem a chętnie bym zwiedził.

Pozdr


re: W drodze i przejazdem

Muszę ja się w końcu do tego Krakowa wybrać, bo ostatnio byłam kiedy przyjechała angielska królowa. To jakoś chyba dawno było…

Rafal, polecam Belgrad, świetne miasto z klimatem. No a Serbowie są piękni, smukli, gładcy i w ogóle dobrze się ćwiczy na nich mięśnie oczu, zaś Serbki po prostu miażdżą urodą i powabem, a na dodatek świetnie się ubierają.

To wszystko przez to, że mają więcej słońca.


Jadę zatem!

Do Belgradu rzecz jasna.
Trochę kijowo z tymi Serbami…

Ale Serbki! Jak mówisz? Miażdżą urodą? Jadę, jadę!

Pozdr


Rafal,

jedź koniecznie. Serbowie są przystojni, ale dosyć porywczy i mają mega ega, :D o ile ‘ego’ się w ogóle jakoś odmienia. Matki Serbek bardzo chętnie wydają córki za obcokrajowców, a Polaków bardzo lubią. Szerokiej drogi!


Tylko, że ja już nie do wzięcia ;)

...


No tak,

to zmienia postać rzeczy, ale o oczy należy dbać w każdej sytuacji :)


E, piłem rakiję

dwa dni temu w Rymanowie i całkiem smakowała:)
Ale ja piłem chyba wszystko tam i wszystko (prawie, no bo wódka jak zwykle nie) mi smakowało:)

pzdr


Heloł Grzesiu!

W odpowiednich warunkach i bimber smakuje, a najlepiej wchodzi, kiedy już kubki smakowe są znieczulone :D

Pozdrówka!


Belgrad

tylko przejazdem. raz w dzień, a drugi raz w nocy :)


O Stopczyku,

a skąd dokąd było to przejazdem?


Anu, wtrącę się:)

Docent pewnie jechał tu:

http://tekstowisko.com/docentstopczyk/57327.html

Zresztą jego wpisów i zdjęć o Czarnogórze jest dużo więcej, ale to musisz sama poszukać:)

pzdr


Grzesiu,

dzięki za cynk, już sobie obczajam :)


tak

w drodze powrotnej z Czarnogóry. przejechać Belgrad to było wyzwanie, ale pomógł nam autostopowicz :)...

tylko pomyliło mi się bo w nocy to jechaliśmy przez Zagrzeb ;-)


Stopczyku,

ale niezłe widoki po drodze z tej Czarnogóry były. Ja myślę, że w tym roku to jakaś Bułgaria bo tam mnie jeszcze nie było, albo Rumunia, bo tam tylko przejazdem i dawno temu. Ale najpierw muszę nabyć jakiś aparat lepsiejszy.


w tym roku to moze być u nas cienko

z Czarnogórą. jak ojro było po 3 zika to był raj… a teraz? :\


Ano,

się porobiło ze złotówką. Było robić zapasy jak były warunki…


mądry Polak

po szkodzie :)

a Słowacy już się cieszą na tańsze zakupy u nas :)


Jeszcze bodajże

do szesnastego stycznia się koronami płaci…

I Josek weźmie skrzypce, a nikt nie weźmie bas
Od podwórki do podwórki już ostatni raz…

pozdrawiam, knując spisek


Ciekawe..

... dokąd my będziemy jeździć..


do Katmandu :D


eee to spoko,

to ja na ochotnika mogę pojechać, tylko listę zakupów poproszę ;)


anu

węgiel. dużo węgla :)


hehehe

spoko, przerzucę przez Himalaje a potem transsyberyjską. Spodziewajcie się mnie za dwa lata :D


:)

.


A co by nie!

Słyszałam o jednej takiej, co przez pół roku maluje bombki, a drugie pół siedzi w Tybecie :) Grunt to mieć pomysł na życie.

Z tego, co patrzę na Wikipedii, lista zakupów powinna oprócz wungla obejmować: herbatę, ryż, kukurydzę, cukier, ziemniaki, mleko i mięso bawołów domowych.

Ten ostatni punkt trochę ratuje sytuację, bo inaczej ktoś mógłby stwierdzić, że prościej by było wysłać Cię do supersamu.

pozdrawiam, zachęcając do podróży


>Pino

a te bombki potem spadająna Gazę? :)

to nieżle jej płacą za to malowanie … weźod koleżnaki namiary ja teżbym tak chciał :P

do Mongolii też bym sie wybrał, ale w Nepalu łatwiej sie dogadać ;-)


Docencie,

do Mongolii też bym się wybrała. Jakoś mi działa na wyobraźnię, że to największy na świecie kraj, pozbawiony dostępu do morza.

Choć to popieprzone, bo ja wszak żeglarz jestem :P

Nie, bombki są choinkowe, proszę ja Ciebie. Dowiedziałam się ostatnio z rozbawieniem, że Polska jest światowym potentatem na tym rynku.

A namiarów wziąć nie mogę, bo to moja polonistka z liceum nam opowiadała o tej kobitce na wycieczce, nomen omen po Lublinie się wtedy pętaliśmy :)

One były w jednej klasie, pierwszy rocznik mojego liceum – totalny odjazd, początek lat dziewięćdziesiątych, wszyscy wtedy testowali specyfiki typu Twój uroczy przepis dla Nicponia zamieszczony u mnie. Ta od bombek przynosiła podobno w pudełku na lunch kanapki z wędliną i grzybkami, i jeszcze uczynnie częstować chciała innych.

A potem się wzięła za bombki i zaczęła zachrzaniać całe dnie – na tej zasadzie, że jak mówiła Karolina, można było do niej zadzwonić i zapytać, czy pójdzie na piwo – odpowiadała, że chętnie, ale po dwudziestej trzeciej, bo wcześniej pracuje.

Jak już się napracuje i jest zarobiona, to leci do Tybetu :)

Całkiem niezły patent, jeśli ma się osobowość luzacko-obsesyjną i zdolności manualne do tego.

pozdro


No Pino

“Polska jest światowym potentatem na tym rynku.”

to oczywista oczywistość

ja bym dostał pierdolca od malowania tych bombek, wiec tym bardziej Karolinę podziwiam :)


Hi hi,

jakże trafny, prawda, komentarz wywiadowczy. I bardzo mi pasuje do txt, nie wiedzieć czemu :P

Ach, te tajemnice zakładów, tak pilnie strzeżone, a kluby piłkarskie nazywały się Proch albo Granat. :)

Akurat Karolina nie była od bombek, tylko od nauczania języka polskiego. Przy malowaniu to by ocipiała, za to sama była jak jak wiązka dynamitu. W porównaniu z nią, to ja jestem zajebiście wyluzowanym kwiatem lotosu na tafli jeziora.

No, ale była przy tym absolutnie najgenialniejszym nauczycielem, z jakim miałam kiedykolwiek do czynienia. Może i ktoś bardziej tradycjonalny by się zgorszył, jakim ona językiem się posługiwała w stosunku do nas, i jakie na tych lekcjach hopsiupy odchodziły, typu inscenizacja rozdzierającego serce i duszę utworu Marii Konopnickiej pt. Wolny najmita.

Może zastygnąć, jak szrony, od chłodu,
Bić głową w ziemię, jak czynią szaleni…
Od wschodu słońca do słońca zachodu (i w tym momencie koleżanka Marysia przebiegała przez scenę, machając tekturowym, uśmiechniętym słoneczkiem)

Już naprawdę tramalu ani grzybków nie trzeba było łykać :D

pozdro pińcet, a nawet dziesięć tysięcy


no bez kozery powiem

że bardzo podoba mi się imię Karolina …


Wiesz,

“imię jest znakiem, zawsze trzeba w imieniu szukać przeznaczenia”, jak mi cytowała kiedyś jedna wybitnie cytatliwa baba.

Na przykład każda Karolina, jaką znałam, była pieprzniętą wariatką. Serio, serio :)

A ja jestem Olga – po tej świętej, co ochrzciła rodzinę książęcą na Rusi, a jak posłowie złe wieści przynosili, to ich mordowała w łaźni. Nawiasem mówiąc, źródłosłów jest nordycki, od heill czyli szczęśliwy :)

Jest nawet w Polsce jedna cerkiew św. Olgi, w Łodzi. Właziłam tam kiedyś przez parkan na domek popa :P

Na drugie mam Agnieszka, co z kolei ładnie mi się łączy z moją ulubioną Osiecką.

Heill Victory, spadam na włoski. Potem możemy kontynuować dalij te, prawda, uczone rozważania :)


ja znam jedną Karolinę z Krakowa

bardzo zrównoważone persona. Wiślaczka, specjalistka od kibuców, przyjaźni się z Legionistą. Ot ciekawostka … :)

Olga to z kolei córka naszego kolegi. też z Krakowa.

Agnieszka to moja żona.

A moje ulubione imię ever to Łucja :)


Jedna Karolina to nawet na TXT dwa ateksty napisała

i trochę komentarzy, ale zanikła, czasem tylko na Salonie ożywa na chwilę.

Pozdrówka więc dla niej przy tej okazji:) serdeczne.


Jedna Karolina to nawet na TXT dwa teksty napisała

i trochę komentarzy, ale zanikła, czasem tylko na Salonie ożywa na chwilę.

Pozdrówka więc dla niej przy tej okazji:) serdeczne.


Łucja fajne też,

znam jedną taką, co to urodziła się w dzień św. Łucji, w czwartek :)

I moja Zuz planowała sobie chyba Łucję brać na bierzmowanie, o ile pamiętam.

Pewnie już nie weźmie, prędzej na luteranizm przejdzie, w Danii siedząc :P

A ja, jeśli kiedyś dopełznę, do tego, prawda, etapu, to się Irena nazwę.

Irena znaczy pokój, hi hi. Poza tym, to imię mojej drugiej babci, poznanianki.

pozdro


Irena


Subskrybuj zawartość