Tęsknię za czasem, kiedy choinkę to się widziało dopiero dzień przed Wigilią.
Wracał ojciec, już było ciemno, a do domu pierwsze wchodziło drzewo. Wielkie, pachnące i zimne. Choinka. Choinka trafiała na parapet, który udawał balkon i marzła tam do rana. A rano wycieczka do piwnicy – wszyscy szli oprócz ojca, bo on był mistrzem ceremonii i miał najważniejsze zadanie – zainstalować choinkę w dużym pokoju tak, żeby stała, a i żeby z pokoju, który wcale duży nie był, można było korzystać.
Bombki przyniesione, ale najważniejsze światełka. No i łańcuch, który pieczołowicie z siostrą sklejałam z pasków kolorowego papieru. To na pierwszy ogień. Potem bombki – każda z innej parafii, a do każdej nowy drucik. Gwiazdę co roku trzeba było zrobić nową i okleić tak zwanym “pazłotkiem”. Dzieci stroiły dolne partie drzewa, a ojciec górne. Mama w kuchni parzyła suszone grzyby do barszczu i czego ona tam jeszcze nie robiła. Do południa choinka była gotowa – jarmarcznie pstrokata i radosna, osnuta końskim włosiem.
A potem pozostało tylko czekać, aż się ściemni i na niebie zabłyśnie pierwsza gwiazdka. Nie umiałam wtedy liczyć dni i nie wiedziałam, kiedy dokładnie będzie Wigilia, dopiero kiedy w wannie pojawiały się karpie. To znak, że jeszcze dzień lub dwa… Co to były za emocje! Oczekiwanie, niewykluta jeszcze radość, motyle w żołądku…
Miesiąc temu, zmuszona nagłym spadkiem temperatury, poszłam do jednego z centrów handlowych, żeby kupić sobie kurtkę. Wysiadam z tramwaju, myślę sobie: nie chcę oglądać choinek. Przed wejściem zapaliłam papierosa, żeby przeczekać i nie być częścią tłumu, który wtaczał się do środka. Może jeszcze nie ma, jest dopiero połowa listopada. Na pewno jeszcze nie ma choinek. Spaliłam, bezczelnie wyrzuciłam peta na chodnik i ruszyłam wykonać swój plan. Błąd. Błąd przychodzić tu w sobotę, wolę marznąć, czy nie wolę? Nie wolę, miejmy to już za sobą, byle nie było choinek. Obmyśliwszy najkrótszą trasę do sklepu, w którym wiedziałam, że wejdę, kupię i wyjdę, wsiadłam na ruchome schody i jadę. Nie idę, bo wszyscy stoją, a przeciskanie się nie leży w mojej naturze.
Jadę. Nie słyszę, co wydobywa się z głośników, bo słucham Antony’ego. There is a black River, it passes by my window… Aksamitny głos, dosłownie, miękki, nie wiadomo, czy należy do kobiety czy do mężczyzny i jest przepełniony smutkiem tak czystym, że muszę zamknąć oczy, nie pozwolić aby docierało do mnie cokolwiek poza nim. River of sorrow, River of time..
Ding! Koniec schodów, nie udało mi się z nich zejść z kontrolowany sposób. Wyłożyłabym się równo gdyby nie sztuczna choinka, której się chwyciłam w ostatniej chwili. Antony zamilkł, kiedy z odtwarzacza wysypały się baterie i usłyszałam jakiś straszny pop wymieszany z głosami z megafonów. Promocja. Kup szesnaście, a cztery dostaniesz gratis. Ludzie! Rzucili kurczaki, za jedyne 6.99! Biegiem! I do tego te 16+4 butelek kujawskiego. Ale okazja, tak tanio kupić olej, naprawdę, przed świętami jak znalazł.
Podniosłam baterie, otrzepałam się. Ogarnęłam się. Przy odrobinie szczęście za parę minut stąd wyjdę. Rozglądam się, widzę mój sklep. Biegiem! Kurtki. Damskie. 149.99. Dobra cena, dobra kurtka, kasa. Czy chcę wykupić świąteczną kartę upominkową. Nie, dziękuję. Weź się w garść dziewczyno, nie możesz się poryczeć przy kasie. Szczotka do odkłaczania ubrań gratis, w świątecznej promocji. Dziękuję, przepraszam. Wesołych Świąt? Kobieto, jakich świąt! Jest połowa listopada!
Wybiegam na zewnątrz. Odrywam metki, zakładam kurtkę, resztę wyrzucam do kosza. Na rogu babina sprzedaje mandarynki i włoskie orzechy, spisuje ją dwoje nastolatków ze straży miejskiej. Wesołych Świąt. Zaczynam płakać i tak przez całe trzy przystanki tramwajem. Przypomina mi się, jak matka próbowała zabić karpia, kiedy ojciec już odszedł. Stała nad stołem w kuchni z młotkiem w dłoni i płakała. Stałam z siostrami w drzwiach i wszystkie płakałyśmy. Żadna z nas nie lubi smażonego karpia.
komentarze
Pani Anu
Zaciekawil mnie ten fragmencik (reszta również, ale względy poznawcze zadziałały):
Do południa choinka była gotowa – jarmarcznie pstrokata i radosna, osnuta końskim włosiem.
U nas w domu były to anielskie włosy. Ale to chyba nie to samo, chociaż...
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 10.12.2008 - 16:45Hm, u mnie w domu choinkę
do dziś się ubiera w Wigilię lub dzień przed.
No i jak to tak pety rzucać na chodnik?
tego u palaczy nie trawię:), choć samemu mi się rzucić kilka razy, ale tym bardziej nie trawię.
No.
A co do tego popu, to nie wiem, ale mnie jakoś zawsze pozytywnie nastraja do życia piosenka Wham “Last Christmas”, choć wszyscy ją pewnie za kiczowatą uważają.
grześ -- 10.12.2008 - 16:52Anielskie, anielskie
WSP Lorenzo, to zapewne tylko przejęzyczenie?
Teraz w korpracjach wypada konno jeździć.
Zapewne.
Ja bym tylko dodał d siebie, że zaczynam tęskinić do doniesień o dostawie cytrusów na Święta.
Właśnie wpłynął do Gdyni statek z dostawą cytrusów na tradycyjną Gwiazdkę, portowcy zobowiązali się do jego rozładunku przed terminem, ludzie pracy z Warszawy i ze Śląska ( Nowa Huta & Kraków nie zasługiwały ) mogą się spodziewać świątecznych dostaw przed Sylwestrem.
Jakoś tak to szło.
Igła -- 10.12.2008 - 18:57I jak oni smakowali?
Końskie, anielskie..
oczywiście, że anielskie. U nas w domu się żartowało, że końskie i tak mi zostało, może powinnam to wrzucić w cudzysłów :)
anu -- 10.12.2008 - 19:16Pani Anu
Proszę się nie denerwować.
Może ten płacz bardziej przystaje do Świąt niż co inne?
Ta chwila opamiętania się w biegu.
Braku zrozumienia.
Wyścigu szczurów, którego już nawet szczury nie rozumieją.
Mamy za to jakich łajdackich Lisów za miliony z abonamentu TVP, jakichś debili z TVN, chińskie dzieci które uszyły pani kurtkę, opłatki od aniołka w supermarkecie.
Polityków debilów.
Ci na pewno złożą pani życzenia. Na wyścigi.
To może ten płacz warto ocalić?
Czy Tato płakał jak osadzał choinkę, czy klął pod nosem?
Igła -- 10.12.2008 - 19:39Co?
U mojej babci
Rośnie choinka- świerk zasadzony, gdy urodziłem się.
Drzewo rośnie do tej pory.
Wielkie już jest.
I piękne.
Jak ja:-)
Jestem dumnym damskim bokserem
Mad Dog -- 10.12.2008 - 19:47Choinka choinką, Mad Dogu.
Mój Tato zakopal, jak sie urodzilem, beczulkę z wlasnej produkcji miodem (trójniakiem). Podobnie zrobil, jak się urodzila siostra.
Beczulka siostry zostala wypita na jej ślubie. A mojej znależć do dzisiaj nie można. To jest dopiero smutek:-))
Pozdrawiam choinkowo-miodnie
Lorenzo -- 10.12.2008 - 19:53Lorenzo
A czasem wkrótce po zakopaniu beczułki krety nie ryły jak szalone?
:-)
Kondolencje składam:-)
Jestem dumnym damskim bokserem
Mad Dog -- 10.12.2008 - 19:59Imć Lorenzo...
...ja w rok po urodzeniu się mej pierworodnej zrobiłem smorodinową nalewkę i litrową kamionkę zalakowałem. Stoi tak od 1982 roku i czeka na okazję. Pewnie to będzie ślub…
jotesz -- 10.12.2008 - 20:02re: Choinka
Z tego co pamiętam, to stękał, a do stękania bardziej przeklinanie pasuje :)
A płacz ocalić jak najbardziej należy. Człowiek się od razu bardziej człowiekiem czuje.
anu -- 10.12.2008 - 20:02Drzewa a dzieci
No tak. Z tymi drzewami to ja też mam historię. Są dwa dęby w ogrodzie, jeden, rocznik 77 o imieniu mojej siostry, drugi rocznik 79 o moim imieniu. A druga to znowu z choinką. Ojciec się kiedyś wziął za ogród i zaczął sadzić drzewa. Bez opamiętania zupełnie. Po kilku latach zrobił się niezły gąszcz i raz przed świętami stwierdził, że w tym roku nie kupujemy choinki, tylko wycinamy z ogrodu. Wziął piłę i poszedł i nie wraca, nie wraca. Wraca, bez choinki i mówi: Anu, musisz ty to zrobić, bo ja nie mogę. Miałam 12 lat, poszłam, ucięłam, przywlokłam. Koniec.
anu -- 10.12.2008 - 20:11Ja się Mad Dogu
nie poddaję. Jak nie na moje wesele (za stary jestem na kolejne eksperymenty:-)), to może na wesele którejs z moich córek znajdę. Choćbym mial caly urlop poświęcic na przekopanie sadu i ogrodu (a calkiem spory jest).
A jak i na te wesela nie zdążę, to może na stypę po mnie:-)) Tym bardziej, że jako duch będę mial dużo większe mozliwości.
Pozdrawiam optymistycznie
Lorenzo -- 10.12.2008 - 20:20Ja tam jako wściekły
i nos na akohol wrażliwy mający, bardzo polecam się na czas ekspedycji poszukiwawczej:-)
Jestem dumnym damskim bokserem
Mad Dog -- 10.12.2008 - 20:23Rozumiem, Mad Dogu,
że najpierw jeden albo dwa krotkie obozy treningowe? Plus cotygodniowe wprawki?
Pzdr
Lorenzo -- 10.12.2008 - 20:38Lorenzo, anu
ech, nie wiedzieć czy gratulować czy pocieszać :)
anu
karpie to decydująca prosta przed Wigilią, zdecydowanie:)
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 10.12.2008 - 22:10