Question Mark. Katarzyna. Bułgaria (2006)

 

Zadzwonił do mnie kolega, żebym koniecznie przyszedł i pomógł miło spędzić czas. Człapałem właśnie do domu, skracając sobie drogę między krzakami na placu Na Rozdrożu. Przyszło mi do głowy, że trzeba było tę komórkę w cholerę wyłączyć. Poniewczasie wszystkie pomysły dobre.

Ten cały czas gadał. Słyszę w telefonie: "Robimy kluski. Sprawę muszę omówić. Mam Katarzynę". No, ładnie – ma jeszcze jakąś Katarzynę. I jak on ją ma?

Wróciłem do domu. Zostawiłem tobołki, zjadłem wołowinę z kuskusem, po czym szybko przebrałem się w strój luzaka z dużymi możliwościami intelektualnymi i ruszyłem w drogę.

Butelka stała już na stole. Niestety, wciąż była zamknięta. Faktycznie – Katarzyna. Czytam dalej, Question Mark, Trylinsky Family, 14%. Dziwna sprawa. Wino z Bułgarii, nazwa ewidentnie nasza, w dodatku pisownia zgodna z zasadami języka polskiego. Na środku wymalowali wielgachny znak zapytania, kiczowaty, ale jak najbardziej adekwatny. Nazwisko producenta też brzmi swojsko. Wcześniej o Katarzynie i rodzinie Trylińskich nie słyszałem. Mam tylko nadzieję, że ta Katarzyna pojawiła się na butelce z powodów osobistych i że nie piłem niczego poświęconego sowieckiej pamięci. Właściwe presowieckiej, ale to żadna różnica.

Wino stało więc na stole i robiło za rekwizyt. Uwolniłem butelkę od korka, podałem ją gospodarzowi i - rzecz jasna – nadstawiłem kieliszek. Szybko okazało się, że warunki do rzeczowego picia są więcej niż trudne. Pośpiech to coś, co może zabić każdą przyjemność. Podczas gdy ja kręciłem winem, przystawiając kieliszek do ściany sprawdzałem kolor, wsadzałem do środka nos, aż szkło stukało mi o okulary, koleżeństwo w najlepsze popijało, patrząc na mnie jak na raroga. Trudno, śmieszność przyjmuję w ramach pokuty za bieżące grzechy, ostatecznie stanęło na tym, że ja robiłem swoje, a oni - swoje. Złamałem się dopiero po jakimś kwadransie, kiedy złośliwie i tonem nie znoszącym sprzeciwu zaproponowano mi dolewkę do mojej nietkniętej jeszcze porcji. Spróbowałem, po cichu pocmokałem, dyskretnie mlasnąłem i… w tym miejscu zakończę relację ze spotkania. Potem wydarzyły się rzeczy, które nie wnoszą nic do sprawy. Do domu wróciłem z korkiem i notatkami na kartce z kalendarza.

Muszę wyjaśnić, że tym razem analiza wina będzie tylko wstępna, robocza, podstawowa, a co za tym idzie niepełna. Wino miało naprawdę dużo do powiedzenia, o wiele więcej niż zdążyłem wysłuchać. Gdyby popracować nad nim dłużej, pozwolić mu odetchnąć - na pewno nie byłoby gorsze, mogłoby natomiast kryć jakieś dodatkowe frapujące niespodzianki. Kiedy teraz o tym myślę, jestem pewny, że ono kryło jakieś niespodzianki…

Od czego zacząć? Może kolor. Ciemnoczerwony, przynajmniej na tle białej ściany kuchni. Producent napisał, że karmazynowy z granatowymi refleksami. Dosyć esencjonalne, ale nie powiedziałbym, że oleiste, czy gęste. Mocne (14%), przy czym alkoholu w ogóle nie było czuć w bukiecie, i jak się później okazało, nie był również wyczuwalny w smaku. To ważne. Nie lubię nadmiaru oparów alkoholi. Podobno to nie jest wada wina, ale uważam, że lepiej, kiedy jestem wolny od tej atrakcji.

Zapach. Zapach po raz kolejny okazał się kluczowy. Spośród tego, co oferuje Question Mark, zapach zrobił na mnie największe wrażenie. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim. Pierwsze uderzenie, to wapno albo soda. Delikatny zapach, który tworzył tło dla całego bukietu; otoczkę nadającą charakter poszczególnym aromatom. Wszystko było pastelowe i mgliste.

Mocniejsze zakreślenie kieliszkiem wydobyło: jeżyny, śliwki, czarne porzeczki. Producent nie podał z jakich winogron powstało wino, ale sądząc po pierwszych objawach, obecność owych ciemnych owoców kierowała przypuszczenia ku Cabernet Sauvignon albo jakiemuś Syrahowi. Prozaiczne, typowe, zgodne z opisem w przewodniku. Tylko to przydymione wapno… Skąd ono?

Winnice producenta położone są Dolinie Trackiej. Blisko granicy z Grecją. Doczytałem, że są tam skały wapienne (limestone), dużo piasków. Mogłoby się zgadzać. Winorośl nie ma własnych cech zapachowych. Nabiera cechy otoczenia, w którym rośnie, z którego czerpie substancje potrzebne do życia, a więc przede wszystkim - z ziemi. Skały wapienne mogłyby dużo tłumaczyć. Czy mój trop jest dobry? Nie wiem. Piłem inne wina z tego regionu, które nie miały takiego posmaku.

Pozwoliłem mu mocniej się dotlenić i znowu włożyłem nos do kieliszka. Jest coś nowego! W dodatku… tak!, to jeden z moich ulubionych winnych zapachów! Mokre liście tytoniu i gorzka czekolada… Kto wie, o czym piszę – zrozumie. Ale nie zapominajmy o ciągle obecnej pastelowej wapienno-sodowej nucie, która stanowiła ramę dla całego bukietu. Jak to wszystko się złoży…

Smak mógł się chyba podobać. Zrównoważona kwasowość, łagodne taniny. Lekki akcent słodyczy, ale subtelny, nie narzucający się, ledwie zarysowany. Można powiedzieć, że było długie; zostawało w ustach przyjemny posmak. Słowem, grzeczne i ułożone wino. Wiem, że takie wina robi się dosyć trudno. Trzeba dobrego winiarza i świetnych warunków, żeby udało się zaokrąglić i wyeksponować „dobre” cechy winogron; zestawić odpowiednią mieszankę. Question Mark zostało dopracowane i nieźle skomponowane. Przyznam jednak, że wolę wina z odrobiną szaleństwa, jakąś nutą niepokoju, czymś nieoczekiwanym. Nawet jeżeli wydaje się przy tym, że taniny są zbyt rozbuchane, a zapach przypomina miejsca dalekie od wiszących ogrodów.

Question Mark można nabyć w Sofii. Polecam! Jeżeli ktoś natknie się na nie w Warszawie, będę wdzięczny za informację.