Grzegorz Napieralski po swoim zwycięstwie w wyborach partyjnych w czerwcu tego roku, stwierdził, że jego zadaniem głównym jest uczynienie z Sojuszu Lewicy Demokratycznej (lub formacji zjednoczonej lewicy) drugiej siły na scenie politycznej. Dlaczego tylko tak minimalistycznie podszedł do tej sprawy? Brak wiary, zdolności, pomysłu programowego, czy może realizm? Po okresie pięciu miesięcy już wiemy – brak pomysłu na program nowoczesnej lewicy, brak zdolności przywódczych, brak umiejętności medialnych. Napieralski prowadzi SLD ku rozłamowi i marginalizacji.
SLD pod kierownictwem Napieralskiego chce odgrywać znaną nam już z działań PSL rolę “obrotowego” sceny politycznej. Z tym, że Waldemar Pawlak to szczwany lis i wie, co i za co przehandlować, kiedy zostawić przynętę za cenę niezależności (i miejsc w parlamencie), a kiedy docisnąć, aby zdobyć swoje. Napieralski idzie natomiast na chory i skazany na porażkę układ politycznych z Prawem i Sprawiedliwością, gdzie pod tym pojęciem mieści się również prezydent Lech Kaczyński.
Kilka miesięcy temu partia Napieralskiego, zresztą po długiej jego rozmowie z Lechem Kaczyńskim, przychyliła się ku wetu ustawy medialnej autorstwa Platformy Obywatelskiej (SLD obiecało, że się wstrzyma od głosu), obiecało, że będzie głosowało przeciw tak zwanej ustawie ustawie kominowej, czyli noweli ustawy o komercjalizacji przedsiębiorstw państwowych. Teraz już wiemy, że prawdopodobnie SLD obali pakiet ustaw zdrowotnych minister Kopacz, pod hasłem “nie prywatyzacji szpitali”. Natomiast ze strony Prawa i Sprawiedliwości płynie sygnał, że obie partie doszły do wniosku, że wojna między PiS a SLD żadnej z partii tak naprawdę nie służy. Lepiej prowadzić wspólny front przeciwko PO.
Napieralskiemu, jak staremu aparatczykowi komunistycznemu, podoba się tylko to, co państwowe. “Wierzę w państwową służbę zdrowia” – stwierdził młody, światły lider partii XXI wieku.
Projekty Ewy Kopacz są niedoskonałe, to prawda, szczególnie wiele wątpliwości mogą budzić zagadnienia dotyczące kwestii ubezpieczeń społecznych i samego finansowania szpitali. Ale właśnie w sferze komercjalizacji i uwolnienia rynku świadczeń zdrowotnych ten pomysł ma rację bytu. Zostanie rozbity patologiczny udział wielkich szpitali, które ciągną ochronę zdrowia kamieniami długów w dół.
Czy SLD ma własny pomysł na służbę zdrowia? Nie, już nie ma. Marek Balicki, kiedyś poseł SLD, już dawni się z tą partią nie identyfikuje. Nie ma więc w partii człowieka, który by swoim autorytetem i wiedzą stworzył sensowny program zdrowotny. Co więc w zamian? Zapewne kolejny projekt oddłużenia szpitali i zwiększenia znów składki zdrowotnej. Na końcu drogi jest punkt zero… czyli znów zadłużone za kilka lat szpitale.
Nie będę rozwijał tego temu szerzej, nie będąc specjalistą, ale fakt zróżnicowania finansowania ochrony zdrowia, a także realna konkurencja jednostek, czyli zdrowa komercjalizacja, jest jedyną alternatywą. Państwo nie może więcej dotować czegoś, co jest z założenia nierentowne i nie chodzi tu o same czynności leczenia, zabiegi, tak zwane koszyki świadczeń, lecz o samą wadliwą strukturę.
Wróćmy do samego Grzegorza Napieralskiego i SLD.
Napieralski ma zadania społeczne, pracownicze. Tylko, że próba realizacji programu partyjnego przy współpracy z PiS i Jarosławem Kaczyńskim to ślepa uliczka, która może się skończyć jeszcze większą marginalizacją lewicy. Napieralski powinien budować własny, autorski program – i to nie tylko w sferze ekonomicznej, ale program nośny dla tych sfer, które są młode, zadowolone, otwarte światopoglądowo i obecnie lokują się w centrum, czyli są potencjalnymi klientami PO. I przede wszystkim Napieralski powinien próbować stworzyć szeroką koalicję lewicy. Nie koalicję wyborczą do Parlamentu Europejskiego, czy wyborów samorządowych, lecz koalicję programową.
Okazuje się jednak, że Napieralski jest pozbawiony nie tylko zdolności przywódczych, ale również zdolności stworzenia nowej formacji. I w tym, jak również w populizmie, podobny jest do Prawa i Sprawiedliwości. Nie bardzo wiadomo, czy sprawa ustawy medialnej i sojuszu „ponad podziałami” z PiS to przypadek i incydent, czy zamierzone działania. Nie wiadomo, czy retoryka a’la Zapatero to tylko retoryka, czy już zalążek programu. Ale po pięciu miesiącach widać, że Napieralskiego nie stać na zbudowanie programu zjednoczonej lewicy – nie jest intelektualnie i mentalnie do tego gotowy.
Od dawna twierdzę, że Polsce potrzebna jest silna i otwarta partia centrowa. Dwie dominujące formacje, Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość są w permanentnym się w klinczu politycznym. Coraz bardziej wygląda na to, że obie te partie żyją głównie z konfliktu ze sobą i dla siebie. Że nie liczy się realizacja programu i zadań politycznych, lecz reaktywność na poczynania przeciwnika. Dodając do tego jeszcze konflikt na linii koalicja rządowa – Pałac Namiestnikowski – mamy sytuację pata politycznego, który doprowadzi do erozji poparcia dla PO. Obietnice wyborcze Donalda Tuska i jego projekty reform i modernizacji państwa są raz, że niweczone przez veta Lecha Kaczyńskiego, dwa, rzadko kiedy są dopracowane i rzetelnie przygotowane. Widać, że PO stała się głównie platformą, na której Donald Tusk ma dojechać do wyborów w 2010 roku.
Lewica miałaby szansę, ale tylko wtedy, kiedy by zaczęła prowadzić politykę realizmu społecznego, gospodarczego. Jest w tym miejsce na różne nurty, także na akcentowanie państwa świeckiego, na pluralizm społeczny i obyczajowy, na liberalizm ekonomiczny. Próba kokietowania elektoratu starszego, populistycznego – na krótką metą da możliwość przeżycia – ale na pewno nie gwarancji sukcesu wyborczego. Elektoratem lewicy muszą stać się „młodzi, wykształceni, z dużych miast” – czyli właśnie elektorat PO.
Grupa działaczy centrolewicowych podjęła się zadania budowy porozumienia, pod nazwą “Otwarta Polska”. Nazwiska są zacne. Cimoszewicz, Rosati, Borowski, Kalisz, Lis, Balicki, Lityński, Onyszkiewicz. Tylko, że na razie są to tylko nazwiska, a elektoratu nie bardzo widać. Nie wiadomo jak ze strukturami i oczywiście, marketingiem politycznym. Można by powiedzieć – powstała nowa platforma – ale jak na razie bez kół. Nowe ugrupowanie może liczyć wprawdzie na wsparcie medialne, wydaje się, że środowiska „Gazety Wyborczej” oraz koncernu ITI staje powoli bokiem do Platformy Obywatelskiej, która zawodzi – i szukają nowego „konia”, na którego może postawić. To może być dobre, moce wsparcie działalności. Ale to jeszcze trochę za mało dla powstania realnej przeciwwagi dla PO i PiS.
Obecny szef SLD właśnie próbuje wykosić konkurencję partyjną, pod postacią Wojciecha Olejniczaka. Wprawdzie plastikowy Olejniczak, swego czasu namaszczony przez Aleksandra Kwaśniewskiego ma równie mało charyzmy, co Napieralski – ale jak się okazuje, ma w kierownictwie partii i w klubie parlamentarnym dalej znaczne poparcie. Może się więc okazać, że usunięcie Olejniczka ze stanowiska szefa klubu partyjnego w Sejmie nie będzie wcale wzmocnieniem jego pozycji w partii – i samej partii – lecz, jeżeli Olejniczak znajdzie dla siebie alternatywę polityczną – wprost przeciwnie. Są tacy, którzy widzieliby Olejniczka nawet w PO…
Wydaje się, że Napieralski liczy też na osłabienie polskiej gospodarki i kryzys, który naturalnie uderzy w najgorzej uposażonych. To miałoby wzmocnić SLD, z jej radykalnym, antyliberalnym programem i w rezultacie przyciągnąć do partii zwolenników PO – i także PiS. Mnie się jednak wydaje, że ewentualny głębszy kryzys (w który jednak nie wierzę) przysporzy nowych zwolenników PiS – a nie SLD.
Wiele się mówiło o upadku SLD, po wyborach w 2005 roku. Wydaje się, że krótkowzroczna polityka Grzegorza Napieralskiego prowadzi tą partię nad przepaść.
Azrael
komentarze
Hm,
“Czy SLD ma własny pomysł na służbę zdrowia?”
A czy SLD ma pomysł na cokolwiek?
Nie bałdzo.
Zresztą sam o tym piszesz dalej.
A ta nowa lewica?
Na razie nie wróżę powodzenia, tak jak i na prawicy Polsce XXI nie wróżę.
Podział PiS-Po jednak chyba się na pewien czas przymjął.
A reszta jest albo polityką zniesmaczona i na wybory nie pójdzie albo od zawsze olewa to albo są to grupy zbyt małe,by stanowić elektorat który doprowadzi jakąś inną partię do sukcesu.
No chyba, że wyborcy PO się bardzo nią rozczarują (i większość z nich) na PiS nie zagłosuje przecież, więc wtedy jest szansa dla jakiejś nowej lewicowej czy lewicowo-liberalnej partii.
pzdr
grześ -- 25.10.2008 - 12:51A.
A skąd wiesz, że nie chodzi o podebranie Kaczyńskiemu elektoratu?
Przecież w pewnej części wyborcy PiS to był żelazny elektorat lewicy.
Hę?
www.pomocdlarenaty.pl
Mad Dog -- 25.10.2008 - 16:26